Życie to wielka księga, w której zapisujemy nasze historie - te piękne, barwne.. malowane miłością, ale również smutkiem i tęsknotą..
Smutek - związany z utratą bliskich nam osób.. tęsknotą za marzeniami, które czekają na spełnienie..
To jednak - nieustanna niewiadoma - co kryje się na następnej stronie - jakie osoby spotkane kolejnego dnia, przyczynią się do kreowania takiej a nie innej rzeczywistości.. Jakie słowa usłyszane, przeczytane - wpłyną na decyzje jakie podejmujemy.. lub po prostu dotkną naszej duszy, pozostawiając w niej niezapomniane wrażenie ważności i wyjątkowości!
Jak wiele twarzy, pozostaje w niej zapisanych - związanych z nią osobistych przeżyć - skradzionych, nieuchronnie zbliżającej się niszczycielskiej sile zapomnienia...
To tysiące smaków, które towarzyszą nam każdego dnia - z nimi wiąże się tak wiele wspomnień.. To kolacje z najbliższymi, przyjaciółmi... to wrażenia z pierwszych degustacji nieznanych potraw - również z tych z dzieciństwa, które prawdopodobnie miały znaczący wpływ na kreowanie naszej wrażliwości smakowej.. to różnorodność, którą można nieustannie odkrywać z niekłamanym zachwytem..
To muzyka, która nieustannie w sercu nam gra - to taniec pod wpływem, którego wyzwalamy nasze emocje..
To księga wypełniona wieloma kolorami, kształtami, fakturami - drobnymi szczegółami, które tworzą całość..
Na te szczegóły nierzadko składają się drobne przedmioty, które towarzyszą naszej codzienności - i choć nie stanowią one podstawowej, najważniejszej części życia - to jednak, dla wielu są one miłym elementem, które w barwny sposób kreują przestrzeń w której żyjemy.
Moją przestrzeń wypełniają książki, albumy przywiezione z podróży, zdjęcia... kamienie, muszelki.. czasem latarenki, które bardzo lubię - zapalone w nich świeczki, przenoszą mnie w magiczny sposób, w miejsca odległe, jednak zachowane w pamięci..
Będąc osobą cechującą się niepoprawnym romantyzmem - lubię drobiazgi, które stwarzają pozory sentymentalnej podróży w przeszłość.. rustykalizm oraz świeża prostota emanująca stylem skandynawskim - szczególnie bliska jest memu sercu...
Jednocześnie podróże, które są nieodłączną częścią mego życia - powodują, iż rodzi się we mnie głęboka potrzeba przeniesienia choćby cząstki barwnego świata, nasyconego wyrazistością i intensywnością - w tę małą przestrzeń, która jest moim domem..
Dlatego oprócz stonowanych, naturalnych kolorów i faktur - bywa, iż przywozimy z podróży barwne przedmioty, narzuty, które stają się znaczącym akcentem w naszym domu.
Bywa jednak, iż bliskie mi osoby obdarowują mnie drobiazgami, które nierzadko odzwierciedlają moją sentymentalną naturę.. i choć sama jednak skłaniam się ku temu, aby przedmioty będąc pięknym elementem wypełniającym naszą przestrzeń - mimo wszystko nie stały się dominującym aspektem naszego życia - to jednak przyznaję, iż czasem ulegam własnej słabości, poddając się magicznej mocy uroku niektórym z nich...
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz, pozwoliłam sobie na szaleństwo zakupowe, jednak kilka dni temu, wracając z rehabilitacji, postanowiłam wybrać się do galerii... na kawę, aby poczytać książkę w innej przestrzeni aniżeli moja kanapa : ) ostatecznie uległam pokusie zajrzenia do moich ulubionych sklepików, które naprawdę nie odwiedzałam już bardzo dawno..
Skutkiem tych odwiedzin, były małe zakupy, które rozbudziły we mnie tęsknoty za klimatami odmiennymi, które panują w naszym domu - to małe, białe naczynie oraz wydziergana przez nieznaną mi osobę piękna serweta - zaskarbiły sobie moją uwagę natychmiast - cóż, teraz cieszą moje i niepocieszone oczy Damiana : ) .. niestety on nie podziela mojego entuzjazmu - twierdząc, iż zakłócam nasz azjatycko - etniczny klimat, który panuje w domu - rustykalnym sentymentalizmem... na szczęście akceptuje te chwilowe zmiany - w związku z czym ja mogę cieszyć się tymi drobiazgami przez czas jakiś, choć oczywiście i tak służą nam i towarzyszą w różnych sytuacjach... przy czym zainspirowana cudownym światłem, które pada na poszczególne przedmioty - rozochociłam się tak bardzo, iż dłuższą chwilę słonecznego popołudnia, poświęciłam na przyjemności dekoratorskie oraz moją osobistą sesję fotograficzną.. efektem czego są poniższe zdjęcia : )
Krówka przyjechała do nas z Danii, wyszukana na pchlim targu przez Damiana mamę... podobnie butelka do wina, którą z kolei ja wypatrzyłam - a ponieważ przypominała mi lato spędzone w Grecji - schłodzone wino, podawane w podobnych karafkach - nie potrafiłam jej nie zakupić..
Piękne tulipany, przesycone żółtą barwą słońca, otrzymałam od Damiana, który podarował mi je być może pod wpływem podarku, jaki przy okazji zakupów sprawiłam również jemu : ) - latarni morskiej, którą widać na zdjęciu poniżej - niejednokrotny cel naszych podróży, zresztą jeden z ulubionych Damiana...
A to uroczy prezent, od mojej przyjaciółki Agnieszki - który niejednokrotnie umila mi popołudniowe delektowanie się chwilą...
Ostatecznie - mój Anioł stróż (prezent urodzinowy od Lucynki), który być może nie pasuje do filiżanek i innych przedmiotów, którym poświęciłam dziś dłuższą uwagę - jednak zajmuje szczególne miejsce zarówno w sercu, jak i przestrzeni mnie otaczającej...
Je vous remercie pour votre lien vers A Heart in Provence, j'en suis très flattée.
OdpowiedzUsuńJe me suis permise de vous citer dans ma rubrique "My readers"
Amitiés.