niedziela, 29 kwietnia 2012

Powrót do przeszłości...

"Przecież istnieje to nie rzeczone, to Słowo nie wysłuchane, Słowo bez kształtu słownego
Słowo wewnątrz świata i dla świata."
- Cyprian Kamil Norwid 

Nasza rzeczywistość to słowa nieposkładane, to myśli nieujawnione, to wiersze i długie powieści..
sekrety ubrane w słowa, historie spisane przez wieszczy..
Gdyby nie słowa, o ile ubożsi bylibyśmy w swej rzeczywistości, splątani w codziennej walce o byt, o godne poczucie istnienia..
Obrazy zamknięte w kadrze, czyż nie są słowami? myślą powracającą do przeszłości..

Czesław Niemen pisał:
"W wieczystym migotaniu zdarzeń
wędrując w czasie nieskończenie
znalazłem się u progu marzeń
przed labiryntem przeznaczenia"


Codzienność nasza wypełniona marzeniami, obawami, skrawkami szczęścia, które przy odrobinie chęci, możemy ułożyć w piękną mozaikę szczęśliwości.. jednocześnie przeszłość pozwala spojrzeć z dystansem na to co przerasta nas w chwilach zwątpienia, trudności..
Przeszłość to skarbnica,
do której warto zaglądać, choćby po to aby przypomnieć sobie nasze korzenie, dotknąć tego co stanowi niepowtarzalną istotę człowieczeństwa.. odkurzyć zakamarki, które stanowią nadal perełki zatopione w głębinach cywilizacji.

W miniony czwartek zakończyliśmy nasz kolejny projekt, tym razem związany właśnie z powrotem do zamierzchłych czasów, do lat naszego dzieciństwa.
W związku powyższym odwiedziliśmy również wspominany tutaj przeze mnie już wcześniej - Lauriston Castle, położony nieopodal Cramond, zaledwie 3 mile od centrum Edinburgha.
Przyznam, iż wielokrotnie przybywałam tutaj, aby zanurzyć się w ciszy otaczającego zamek parku..z pięknym widokiem na wyspę Cramond. Jednakże do tej pory nie udało mi się zwiedzić zamku od środka, który co prawda można w większej części zwiedzić, jednakże oprócz weekendu, należy na owo zwiedzanie, uprzednio się umówić.  Tym bardziej ucieszył mnie fakt, iż zobaczę wnętrze, kryjące wiele ciekawych zakamarków.


Byli mieszkańcy zamku, byli ludźmi, którzy kochając sztukę, podróże.. oraz dobrą kuchnię (z naciskiem na kuchnię!;) stworzyli bogatą kolekcję mebli, książek, obrazów, tkanin..


Ja osobiście zatrzymałam w pamięci, kilka miejsc..
Jadalnia! Miejsce, które ponoć zajmowało główną przestrzeń życiową ówczesnych właścicieli - bowiem, oznaką bogactwa, było właśnie jedzenie. Dlatego liczne posiłki, biesiady z przyjaciółmi miały miejsce właśnie tutaj. Poczynając od śniadania, drugiego śniadania.. lunchu, podwieczorku kończąc na obfitej kolacji..


..cóż, któżby pogardził posiłkiem, przy takiej zastawie...


W tym miejscu, jednak zakochałam się...



Bogata w liczne księgi biblioteka.. wraz z takim biurkiem, gdzie rodzące się myśli, spostrzerzenia, słowa napływające z oddali, w ciszy i skupieniu przenosić można na kartki czerpanego papieru...
A do tego z takim widokiem zza okna...



To tutaj w zamku, 21 maja odbędzie się nasza wystawa, która trwać będzie 2 tygodnie.. ekscytujące doświadczenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż nasze poczynania artystyczne, to niemalże jak raczkowanie dziecka... to pierwsze chwile radości ale i niepewności...


Tym niemniej, prace już skończone.. z delikatną dozą niepewności, czekają na zbliżającą się dużymi krokami wystawę..

Moje prace, to powrót sentymentalny do miejsc mojego dzieciństwa.. przeniesienione na tkaninę kadry, poszarpane i spłowiałe, niczym minione już wspomnienia.. jednak nadal żywe i tchnące  nutką rozrzewnienia...








Na zakończenie nie potrafię się oprzeć, aby zacytować cały wiersz Czesława Niemena..

"Spojrzenie za siebie"

W wiecznym migotaniu zdarzeń
wędrując w czasie nieskończenie
znalazłem się u progu marzeń
przed labiryntem przeznaczenia

Aż wszedłem do Świątyni Ciała
przez Boga w drzwi otwarte
na Jego cześć na Chwałę
Ludzkości rozpocząłem kartę

i miałem być w skromności piękny
upiększać wszystkie miejsca sobą
lecz gdy za siebie spojrzę
                              jęknę
tak brzydką stałem się osobą

jak bezrozumny pasterz na pastwiskach
pasając niezliczone bydła
zdeptałem traw dywany na klepiska
aż Anioł-Stróż opuścił skrzydła

I spadłem z tryumfalnym wież patosu
misteria intryg tylko knując
fanfaron zabłąkany pył Kosmosu
oszpecam się cywilizując

I szaleństw już zatrzymać niepodobna
gigantokleptomanii świata
jak żadnej z epok co sposobna
tresować dzieje trzaskiem bata

Więc tęskno mi do Ponadwiecznych
do tych potomków Adamowych
którzy pod stropem Drogi Mlecznej
pokorni
piękne schylą głowy


...Kilku chwil zadumy Wam życzę, w to niedzielne popołudnie.
Pozdrawiam serdecznie. 




niedziela, 15 kwietnia 2012

Dobrze będzie nam jak w niebie...



...
Z pośpiechem opuszczam  centrum miasta.. turyści pragnący zobaczyć stolicę Szkocji, tłoczą się w cichych zakamarkach, próbując ominąć boleśnie rozkopane ulice samego centrum Edynburga.. zresztą nie tylko, prace remontowe związane z projektem - tramwaj - dotarły niemalże wszędzie, aby dojechać samochodem w miejsce przeznaczenia, nierzadko należy poświęcić dodatkowe 30 min.. szkoda, niebawem wakacje a rozkopane ulice raczej napawają trwogą i frustracją..
Dlatego wsiadam w pociąg, gdzie w nieznanym mi kierunku, podążam ku cichym bezdrożom.. ku dawnej stolicy kraju.
Dunfermline -  tak brzmi nazwa dawnej stolicy Szkocji. Co prawda dawne to czasy,  bowiem miało to miejsce do roku 1603, jednak miejscowość nadal tętni życiem, a jej urok sprawia, iż pragnie się tam zatrzymać przez dłuższą chwilę, by poczuć odrobinę historii kryjącej się w starych murach kamieniczek, spacerując wzdłuż wąskich, brukowanych uliczek.. a kiedy trafimy tutaj w sobotni dzień, zapachy unoszące się z miejscowego targu, zniewalają zmysły..

 
Tym razem jednak dzień  spędzam wraz z moją znajomą, początkowo nad brzegiem wód Forth, skąd rozciągająca się panorama, prowadząca  ku miastu Edynburg, dawno nie widzianego z takiej perspektywy. Co ciekawe, gdyby dobrze wytężyć wzrok, dokładnie z tego miejsca, można dostrzec budynki, w których mieszkam. :)



 

 





Popołudnie, choć słoneczne, nadal jednak zimne, do tego stopnia, iż nasza wędrówka szybko zakończyła się w domu, na ciepłej herbacie a następnie rozgrzewającej wnętrze zupie... zatapiając zmysły w tkaninach, kartkach niezliczonych książek oblegających zakamarki mieszkania mojej znajomej...oraz rozmowach o życiu, które zdaje się dużo łatwiejsze, jeśli tuż obok nas jest serce pełne życzliwości..
...a za oknem, pejzaże, niczym słoneczny obraz artysty uwodził i przyciągał wzrok zmieniającą się połacią nieba....


 

Przemierzając pociągiem na drugą stronę zatoki, moje myśli podążają ku temu co kryje się po drugiej stronie tej spektakularnej scenerii... może gdzieś czeka nas odrobina magii do odkrycia..



 
Pięknego dnia Wam życzę...

...a Czesław i Jego muzyka unoszą mnie w świat zdawałoby się dawno zapomniany.. jakże pięknie jednak przypomniany..

 

"....Piosenka partyzancka z przełomu 1942–1943. W okupowany kraj popłynęła z Lubelszczyzny. Do dzisiaj nie ustalono twórcy tych niezwykle pięknych strof i oryginalnej melodii. Domniemane autorstwo przypisywane bywa Stanisławowi Magierskiemu (1904–1957) z Lublina, Bronisławowi Królowi (1916) z lwowskiej grupy poetyckiej „Żagiew” i Krystynie Krahelskiej (1914–1944)"

piątek, 6 kwietnia 2012

Słoneczny Montmartre..przekornie..


 Wraz z Liską odbyłam dziś wirtualną podróż do dalekich Indii.. Pamiętam dobrze moje własne wrażenia, kiedy przybywszy do Delhi, rozpoczęliśmy odkrywać świat znany mi  z książek, licznych albumów, czy też zdjęć i opowieści ludzi, którzy byli tam już przede mną.. Było to dojmujące doświadczenie, które do dziś porusza mnie niezmiennie.. niczym małe dziecko, doznaję uczucia niedowierzania, kiedy pomyślę o możliwości dotarcia niemalże w jakiekolwiek miejsce, o którym pomyślimy.. wystarczy kilka godzin aby znaleźć się w krainie diametralnie różnej od naszej rzeczywistości.. od miejsc takich jak Polska, Szkocja, czy też Paryż wraz z malowniczym Montmartre. Jakże różnym, a jednocześnie kiedy mamy możliwość bliższego spotkania z ludźmi, bez względu na położenie geograficzne - odkrywamy, jak bardzo jesteśmy podobni. Oczywiście ze względu na wychowanie, różnice kulturowe, religijne czy chociażby położenie geograficzne różnimy się, jednocześnie nasze potrzeby, jak i  pragnienia są tak bardzo podobne. Pragniemy aby nasze dzieci wychowywały się zdrowo, pragniemy miłości i poczucia szczęścia. Pragniemy szczerości i wolności.. do mej głowy napływa drażniąca myśl..czyż nie jest dziwne, iż w świecie w którym dobrze pamiętamy zło, które zostało wyrządzone naszym przodkom, to zło nadal istnieje? Dlaczegóż prawdy o których mówił Jezus, głosił Budda, czy też wielu innych pragnących dobra i pokoju, gdzieś umykają nam w natłoku cywilizacyjnych nowinek.. nadal łamane są podstawowe prawa człowieka. Nadal krzywdzimy nasze dzieci, społeczeństwa.. pozwalamy na głód, choć w tak wielu krajach nadmiar  jedzenia  wyrzucany jest do śmietnika,  a po drugiej stronie globu,  zjadamy posiłki za absurdalnie wysokie ceny, nie mówiąc o szampanie, który stanowi wartość wyższą od mojego miesięcznego wynagrodzenia w jednej z ostatnich moich prac w Polsce. I jeszcze jedno.. moja dobra znajoma spędziła minione wakacje na Madagaskarze. Był to  projekt naukowy, który myślę dał Jej wiele do myślenia. Bowiem przez 9 tygodni żyli niemalże tak jak żyją tamtejsi mieszkańcy. Doświadczyła uczucia prawdziwego głodu i bezradności. Ale jednocześnie poznała ich pragnienia i prawdę jaka dotyczy nas wszystkich. Jej wielkim odkryciem był fakt, iż pomimo znikomej edukacji, mądrości płynące z serc tych ludzi są niemalże uniwersalne, a jakże często szczersze i prawdziwsze.. tym niemniej edukacja ważną jest bez względu na miejsce w którym żyjemy, a według informacji jakie uzyskała moja znajoma,  wybudowanie szkoły w wiosce w której mieszkała, wynosi około £350! Za taką kwotę tak naprawdę mogłabym ja sama wybudować szkołę i przyznam , że  zrobiłabym to z ogromną chęcią. Oczywiście postawienie budynku to nie wszystko, jednak to wiele. Moja znajoma zbiera fundusze aby tę szkołę wraz z pomocą jej znajomych wybudować, a ja mam nadzieję choć w jakimś stopniu się do tego projektu przyczynić. Jednocześnie odczuwam żal, iż w świecie, w którym tak wiele można zrobić dobrego, o to dobro musimy tak zapalczywie walczyć, aby zagościło nie tylko w naszych domach, na podwórkach.. ale przede wszystkim w naszych sercach.
Montmartre przekornie.. bardzo chciałam podzielić się z Wami tymi kilkoma kadrami,
bowiem bez względu co dzieje się w moim sercu, ja sama pragnę docierać wszędzie tam, gdzie rodzi się historia, dotyka piękno, również to stworzone przez człowieka.. gdzie żyli i nadal żyją ludzie z ich pragnieniami i zwykłą codziennością..






















Na zakończenie wraz z pachnącym kwieciem Edynburga oraz muzyką z piękną Pragą w tle, życzę Wam pięknych, radosnych Świąt. Niechaj Wasze serca niezmiennie napełnione będą miłością i zrozumieniem.
Dziękuję tym wszystkim, którzy nadal podążają ze mną wsłuchując się, mniej lub bardziej uważnie
w bicie mego serca... 

środa, 4 kwietnia 2012

Paryż historyczny..

Czas mija nieubłagalnie.. minął już miesiąc od mojego pobytu w Paryżu, od ponad tygodnia ręka moja wolna jest od gipsu, a pogoda za oknem zmienna jak to w marcu..choć niespodziewanie zawitał już  4 kwietnia!
A przed nami już za moment Święta.. żonkile przekwitają a wczorajsza burza śniegowa, przywoływała raczej późno - zimowe wspomnienia, tym niemniej wiosna rozgościła się u nas na całego, więcej,  w minionym tygodniu skłonna byłabym rzec, iż nastało już lato!!
Dosłownie niemalże w ostatniej chwili udało mi się sfotografować różaneczniki, wspomniane wcześniej żonkile oraz przepiękne magnolie..  ale o tym mam nadzieję!! niebawem :)
Dziś raz jeszcze chciałabym powrócić do Paryża..
Mój pobyt w tym niezaprzeczalnym mieście sztuki, skondensowanym do 4 dni, pozwolił mi zobaczyć wiele, choć.. wiele jeszcze do zobaczenia pozostało.
Drugiego dnia, wspólnie z grupą moich szkolnych znajomych, wybraliśmy się do Wersalu.
Był to wyjątkowo nieprzyjazny i deszczowy dzień, jednak bogactwo wnętrz rozbudziło wszelkie możliwe receptory, rozgrzewając przede wszystkim dogłębne zakamarki wyobraźni.
Wersal, to bogactwo historyczne, jak i przepych odzwierciedlający prawdziwą władzę, zwłaszcza w latach 1682 - 1789 kiedy to Wersal stał się prawdziwym symbolem francuskiej monarchii.
Przyznaję z żalem, iż moja wiedza historyczna pozostawia wiele do życzenia, dlatego kiedy w jednej z sal ujrzałam obraz Marii Leszczyńskiej (córki  króla Polski Stanisława Leszczyńskiego), żony Ludwika XV, ogarnęło mnie "delikatne" poczucie zawstydzenia.. w mojej pamięci istniała luka, która nie pozwalała w żaden sposób powiązać osoby Marii Leszczyńskiej z panującą monarchią francuską.. jednak w miarę zagłębiania się w dzieje jakże odległe, dotarłam do wielu informacji, które ową lukę w dużym stopniu wypełniły, jednocześnie ogrom informacji oraz powiązania chociażby pomiędzy Polską a Francją, pozostaje dla mnie niekończącym się pokładem wiedzy, nadal wymagającym zgłębienia.
Na szczęście na naukę nigdy nie za późno, a przyznam szczerze, iż każdorazowy wyjazd w nieznane mi dotąd miejsce, bywa doskonałą szansą na pogłębianie wiedzy, której dotąd nie zdobyłam, lub też odkurzeniem tego, co zostało zapomniane.
Wersal to zdecydowanie temat na oddzielny post, choć ja prawdo podobnie pozostawię Was w tym miejscu,  zaledwie przy kilku kadrach..



Po wizycie w Wersalu, zostałam zaproszona na przepyszną kolację w dzielnicy Paryża, gdzie zauroczył mnie ów kościół, zwłaszcza w blasku płynącego po niebie księżyca.. według mojego znajomego jest on najstarszym kościołem, choć przyznam, dotąd nie odszukałam dokładniejszych informacji na Jego temat.. tym niemniej jego tajemnicza postura  wypełniła me serce magią, która niewątpliwie miała miejsce tego wieczoru..


Następnego dnia wczesnym porankiem wyruszyłam na spotkanie z wieloma artystami - a ściślej mówiąc z ich twórczością, którą możemy podziwiać w wielu galeriach Paryża.

 

Wcześniej jednak, pomyliwszy kierunki, dotarłam do mostu Aleksandra III, który niewątpliwie robi wrażenie, a nawiązuje do przymierza rosyjsko - francuskiego zawartego w roku 1892.



Pierwszym celem mojej wędrówki, było muzeum d'Orsay, który jako ciekawostka pierwotnie był dworcem kolejowym, zamkniętym po 39 latach. Następnie kilka lat, budynek wielokrotnie zmieniał swoje przeznaczenie, aby w końcu po decyzji wyburzenia budynku, która na szczęście napotkała się z ogromnym oburzeniem społeczeństwa, w roku 1978 wpisano  na listę zabytków, a następnie zrealizowano pomysł aby  przekształcić go na muzeum sztuki XIX wieku. Obok Luwru oraz Panteonu, to największe muzeum Paryża, zawierające liczne zbiory takich artystów jak Degas, Monet, Pierre-Auguste Renoir,  Vincent van Gogh, Rodin oraz wielu, wielu innych. Spędziłam tam ponad 3 godziny, choć przyznam iż to zaledwie posmakowanie sztuki, która wypełnia ów muzeum.


Następnie powędrowałam ku Muzeum Auguste'a Rodina, które ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, niestety było zamknięte (ponownie otwarte wczoraj), na szczęście w budynku położonym przy muzeum była możliwa do obejrzenia czasowa wystawa rysunków artysty - bardzo ciekawy wgląd w twórczość rzeźbiarza z nieco innej  perspektywy aniżeli sama rzeźba.
Poza tym ogród okalający willę, posiada ciekawy zbiór prac  - ten temat jednakże również pozostawiam na później.. zastanawiam się, kiedy ja dam radę ogarnąć ten ogrom informacji, z którą chciałabym się z Wami podzielić..?? 


Po smacznym posiłku, składającym się z sushi, zakupionym w mijanym wcześniej barze, który czarował różnorodnością, kusząc oraz  budząc sentymentalne wspomnienia z Seulu.. w obecności między innymi Wiktora Hugo (jednej z wielu rzeźb znajdujących się w ogrodzie), zawędrowałam ku budynkom należącym do Luwru, gdzie pragnęłam zobaczyć muzeum tekstylii - niestety tego dnia muzeum również było nieczynne! :( samego Luwru również nie odwiedziłam, głównie ze względu na brak czasu - ogrom zgromadzonych dzieł, zdecydowanie zasługuje na dłuższą kontemplację.. zatem następnym razem.


 

Podążając dalej, w kierunku domu Victora Hugo, mojego mistrza i niezmiennej miłości ;) napotkałam pięknie grającego człowieka.. tak po prostu na środku placu..


Po wysłuchaniu ulicznego koncertu, skierowałam się ku wąskiej uliczce, która, ku mojemu zaskoczeniu, zaprowadziła mnie do przepięknego kościoła Saint Eustache , który oczarował mnie zarówno swoją przepiękną architekturą, jak i pełnym mistyki wnętrzem. Z ciekawostek - został w nim ochrzczony sam Molier oraz  wspomniany wcześniej Ludwik XIV, który przyczynił się do prawdziwego rozkwitu Wersalu.



Po dłużej kontemplacji, opuszczając miejsce, które przywołuje wspomnienia z czasów, o których czytamy w licznych księgach, ponownie poddając się nurtowi współczesnej rzeczywistości Paryża, udałam się tym razem już metrem w kierunku Place des Vosges, gdzie znajduje się dom twórcy między innymi: "Nędzników" oraz "Katedry Marii Panny w Paryżu", zapewne bliżej znanej jako Dzwonnik z Notre Dame. Niestety jakież było moje rozczarowanie, kiedy w końcu dotarłam do upragnionego celu.. zaledwie kilka minut po zamknięciu :(
..oczywiście nadal pozostawał jeszcze poranek piątkowy, a biorąc pod uwagę, iż dom Victora Hugo, znajdował się tak naprawdę dwie stacje metrem oddalone od naszego hotelu, rodziła się we mnie cicha nadzieja, iż mimo wszystko uda mi się tutaj w końcu dotrzeć. Niestety nadzieja ma złudną pozostała, bowiem wcześniejsze plany zobaczenia dzielnicy Montmartre, zdecydowały o tym, iż odwiedziny zostały oddalone w czasie i przestrzeni...
Dzień zakończony kolacją w jednej z prawdziwie francuskich jadłodalni, a następnie spacerem ku placu Pigall, gdzie życie toczy się bez względu na porę dnia, w kabaretowym tonie, niczym tancerki z Moulin Rouge, powróciliśmy do hotelu, by zasnąć snem niedźwiedzia, po dniu pełnym wrażeń.



Kochani, jeśli udało Wam się choć w połowie przebrnąć przez długi dzień moich wspomnień - cieszy mnie to bardzo.. Pozdrawiam serdecznie życząc spokojnego wieczoru!
..Niechaj muzyka przeniesie Was raz jeszcze w zaczarowany świat Paryża..

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin