wtorek, 30 listopada 2010

Zimowe impresje Edinburgha oraz odrobina świątecznych drobiazgów..


Zima zaskoczyła nas niespodziewanie, jak niezapowiedziany gość i pomimo tego, iż podobna sytuacja prawdopodobnie dotyczy większej części Europy, w Szkocji śnieżne zawieje sparaliżowały niemalże cały kraj.. kiedy dwa dni temu późną nocą, zanurzona w malarstwie Klimta, nagle zostałam wyrwana niczym ze snu, przez zdziwionego Damiana - sama nie mogłam uwierzyć, iż za oknem wszystko tonęło wręcz w białej poświacie! Zadziwiające - dwie ściany naszego pokoju, to okna, a ja nie zauważyłam białych płatków śniegu spadających z nieba! Miłe było ów zaskoczenie, bowiem nagle świat okrył się  magią - niczym bajeczna kraina śniegu!
Następnego dnia ów magia, okazała się trudnym do okiełzania żywiołem - drogi zasypane, samochody bezradnie unieruchomione w śnieżnych zaspach oczekujące przyjacielskiej odwilży.. zakłady pracy, szkoły pozamykane - nasz college również.. taksówki z rzadka pokazują się na głównych ulicach - mój znajomy, który, jest posiadaczem, pięknej klasycznej taxi w trasę nie wyrusza wcale - po sytuacji, kiedy klient nie chciał opuścić samochodu, upierając się aby kierowca zawiózł go do Glasgow - mój znajomy zupełnie zrezygnował z pracy, czekając na lepsze dni.
..  czyż nie zakrawa to na klęskę żywiołową?? Oczywiście nie jest to stan krytyczny, jednakowoż tutejsze władze absolutnie nie są przygotowane na tak niespodziewaną śnieżną rzeczywistość.. tym niemniej ja zachwycam się pięknem, które tak nagle nas zaskoczyło i nadal kokietuje swym urokiem, nie lepię co prawda bałwanów, jak pełne zachwytu dzieci, jednak kiedy w niedzielę podążałam zasypanymi alejkami do pracy - z przyjemnością zatrzymywałam w kadrze te wyjątkowe obrazy..
A było naprawdę pięknie... zresztą sami zobaczcie - jak cudnie wygląda góra Artura, ubrana w białą szatę, która kiedy słońce pojawia się na niebie, zachwyca niepowtarzalnym blaskiem..










Dawno nie podążałam do pracy z taką radością w sercu.. dawno w pracy nie byłam, pomijając mój pierwszy sobotni dzień, tym niemniej próg zaśnieżonego parku otaczającego nasz szpital, przekraczałam pełna optymistycznej palety uczuć...
..niestety tuż za bramą, okazało się, iż bateria zakończyła swój żywot - a tym samym, nie byłam w stanie sfotografować pięknych drzew otulonych białymi szalami, kołnierzami, puchatymi pelerynkami.. pozostaje mi tylko ufać, iż za kilka dni, kiedy znów tam powrócę, nadal będzie tak cudnie!

Ostatnio wspominałam Wam o ozdobach świątecznych, które przygotowywałam ostatnimi czasy - dziś anioły oraz mała zawieszka z szyszek i serc pełnych miłości! : )



Pozdrawiam Was ciepło, śląc wiele serdeczności!
Pięknego dnia kochani!!

piątek, 26 listopada 2010

Z miłości do tańca...

..Wynika tak wiele
emocje, piękno, fascynacja..
zachwyt ulotnością chwili
pozostawiającej głęboki ślad w sercu..

Renata Domagalska, Flamenco - Duende


Dni mijają tak szybko.. niczym kosmiczna przestrzeń w której lawirują migoczące gwiazdozbiory..
Od tygodni - dni wypełnione pracą, koncertami, spotkaniami z przyjaciółmi, przemykają niczym iskierki.. niemalże wcale nie zaglądam do internetu, nie mam na to czasu.. choć przyznam, iż bywają chwile, kiedy choć na moment zaglądam w Wasze kosmiczne przestrzenie, aby przez moment nasycić się słowem, obrazem, posmakować Wasze zachwyty...
Ale i moje zachwyty codziennością,  rosną i zapełniają przestrzenie w głębokich zakamarkach duszy... do dziś delektuję się odwiedzinami Oleńki i Jej ślicznej Róży, naszymi spacerami alejkami usłanymi szeleszczącymi liśćmi oraz zapachem odchodzącej już złotawej Pani..

Delektuję się chwilami spędzonymi z moimi rodzicami i choć ja sama lawirowałam pomiędzy przygotowaniem  ostatnich prac do szkoły, a ozdobami świątecznymi, które zamierzałam sprzedać na przedświatecznym markecie  - był to dla mnie pełen ciepła czas, bardzo szczególny..szkoda, że tak krótki..
Muzyka, taniec, malarstwo.. ludzie, którzy kreują piękną rzeczywistość wokół mnie - to wszystko za co jestem głęboko wdzięczna i za co dziękować będę zawsze i wszędzie!
A piszę również o tym, iż wielokrotnie jestem obdarzana zaufaniem i dobrocią, a to daje wiarę, iż nie rządzi nami tylko chęć  pogoni za dobrami, które mają jedynie wymiar materialny - dają poczucie, iż jesteśmy ważni dla siebie z samego faktu istnienia, pokrewieństwa dusz i serc.. podobnych zachwytów skrawkami ulotnego piękna, które, choć przemija - pozostaje głęboko w naszych sercach, a w chwilach wzmorzonych trosk, podnosi nas, niczym ręka stwórcy.. otula ciepłym ramieniem niczym pełne miłości, matczyne ramiona...
Otrzymałam dziś piękną wiadomość od mojej przyjaciółki Lucynki - w Ameryce obchodzone jest dziś Święto Dziękczynienia - pomimo, iż  nam jest ono obce, jak pisze Lucynka, a i ja się pod nim podpisuję - "Jest to dzień, w którym spotykamy się z rodziną i przyjaciółmi i dziękujemy za wszystko to co mamy; dzięki temu więc zdajemy sobie sprawę z tego jak wiele rzeczy posiadamy, jak wiele dobrego spotkało nas w życiu, skupiamy się na wszystkim tym, za co warto być wdzięcznym. Jest to bardzo pozytywne doświadczenie, które każdemu może się przydać." (Lucynko, mam nadzieję, że wybaczysz mi, iż cytuję Twoje słowa!).
I ja Wam wszystkim życzę, abyście mieli jak najwięcej powodów aby odczuwać wdzięczność, a tym samym radość i poczucie szczęścia... bowiem dobre rzeczy dają siłę, aby zwycięsko przetrwać trudny czas...

Pozostawiając Was z lawirującą w tanecznej euforii mgiełce oraz wizerunkach kobiet zatraconych w tańcu, widzianych oczyma różnych artystów.. życzę Wam pięknego dnia!!



   Edgar Degas, tancerki
                                                   
Renata Brzozowska, Ballet Dancer

Renata Brzozowska, Flamenco "Furia"


Auguste Rodin, Dance



Henri De Toulouse-Lautrec, Jane Avril tańcząca


oraz moja kopia obrazu Anna Pavlova, Johna Lavery (należącego do grupy Glasgow Boys)
(znawców malarstwa, proszę o wyrozumiałość, to moje pierwsze, dość nieudolne kroki w malarstwie, jednakże sprawiające mi wiele radości..).


A tych, którzy kochają taniec klasyczny tym razem z muzyką Stinga, chwila muzyczno - tanecznej kontemplacji...



Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i dziękuję za Waszą obecność!!

niedziela, 7 listopada 2010

W stronę słońca...

Brak słońca zaczął mi boleśnie doskwierać..
Każdy kolejny dzień przepełniony smutną szatą szarości i deszczowej aury, zdecydowanie nie nastrajał pozytywnie.. choć nie narzekam, bowiem dni spędzone przy dźwiękach muzyki, przy dobrej książce lub w towarzystwie przyjaznych dusz, potrafi rozświetlić najciemniejszy z dni..
Jednak, kiedy wczorajszego poranka powitało mnie słońce, moje serce niemalże skakało z radości!
Zaplanowałam długi spacer około południa.. który postanowiłam poprzedzić nieśmiałą próbą mojego malarstwa.. jakież było moje rozczarowanie, kiedy zanim dokończyłam swoje dzieło, słońce gdzieś zawędrowało, niewiadomo gdzie.. niebo znów spowiły czarne chmury, po czym świat ogarnęła nawałnica deszczu.. moje plany po raz kolejny legły w gruzach!
Zatem przeprosiłam swego przyjaciela książkę, zagłębiając się w odległy świat impresjonistów..

Dziś o poranku kolejna niespodzianka, tym razem udało się!
Oczywiście nie długo dane było mi cieszyć się słońcem - natomiast z nieba nie spadła nawet kropla deszczu! A to doprawdy bardzo wiele!
W drodze do Ogrodu Botanicznego, moją uwagę zwróciły małe gałązki, a nawet pojedyncze listki.
Niezwykłe.. tak często tędy przechodzę a dopiero dziś nasunęła mi się myśl, iż te małe roślinki w swej niezwykłej determinacji, aby dotknąć promieni słońca, przeciskają się przez niezmiernie wąskie szpary drewnianego płotu..
Jakież silne musi być ich pragnienie?!
Przywołują mi one na myśl film "prosta historia", pamiętacie ją? Starszy pan, niemalże u schyłku  swego życia nagle postanawia dotrzeć do swego brata. Drogę pokonuje małym traktorkiem, spotykając ludzi, śpiąc przy świetle gwiazd i iskrzącego się ognia.. spotyka młodą kobietę, której prawdopodobnie pomaga w odszukaniu drogi do siebie samej oraz wiary, iż jest ona cennym ogniwem własnej rodziny, od której pragnęła uciec.. w końcu kiedy dociera do swego brata, zaledwie wypowiadają słowa pozdrowienia, po czym milczą - zupełnie jakby sama obecność była nagrodą za trud drogi.. prosta historia, ukazująca siłę jaką kryje w sobie pragnienie płynące z serca oraz determinacja..



Kiedy przechodziłam tą drogą kilka dni temu, zachwyciły mnie drzewa ubrane w rudawe szaty kołysanych przez wiatr liści - dziś większość z nich pozostaje w cichej zgodzie z przemijalnością..
w dostojnym ukłonie żegnają ostatnie kolorowe listki..
   

..A w parku, po szeleszczącej  kołderce, radośnie biegają wiewiórki..


Czerwone korale rozświetlają szarzejące alejki..



..a opuszczone ławeczki wyczekują słonecznych dni..

Nostalgia spowiła moją duszę, zmarznięte dłonie ogrzewam przy kubku pachnącej herbaty, ucztując przy korzenno-dyniowych muffinkach, na które serdecznie Was zapraszam do Picanterii - jeśli tylko macie ochotę!


Kończąc, pozostawiam Was z jednym z obrazów Johna Piper, które ja sama odkryłam niedawno podczas wizyty w Talbot Rice Gallery.. tam absolutnie zachwycił mnie obraz "Interior, Waldron Church", zważywszy jednak na fakt, iż należy on do prywatnej kolekcji Toma Alexandra, w internecie znalazłam jedynie, pracę wstępną, która niestety nie oddaje mistyki oraz absolutnie niezwykłego piękna obrazu..
Ja sama mogę jedynie podzielić się z Wami, własnymi odczuciami, zapisanymi w pośpiechu, wpatrując się z zapartym tchem w to wyjątkowe dzieło..

..Pozornie chaotyczna kompozycja kilku kolorów.. głównie biały, niebieski zaledwie w kilku miejscach pobrzmiewa brąz oraz żółć naznaczona czasem.. sporadycznie szarość emanująca tajemniczością..
Kolory przenikają się nawzajem, tworząc subtelną poświatę niczym poranna mgiełka zabarwiona nieśmiałymi promieniami słońca.
Niezwykle ubogie kreski naznaczają jedynie kontury kolumn, ławek, okien, postaci niknących niespodzianie..
Prawdziwa uczta estetyczna zarówno dla duszy jak i umysłu..

Poniżej "West Walton"

Dobrej nocy Wam życzę!!!

środa, 3 listopada 2010

Magia cyfr...


Czy zastanawiacie się czasem nad magią cyfr?
Ja zdecydowanie matematyczką nie jestem, jednak pamiętam, iż bardzo często zastanawiało mnie to, jaką rolę odgrywają cyfry w szeroko pojmowanym zakresie, zarówno w przyrodzie, w religii, literaturze...
Zapewne, każdy z Was ma swoją ulubioną cyfrę, która przynosi przysłowiowe szczęście, inspiruje.. być może kryje, Wam tylko znaną sekretną historię!
Moją magiczną cyfrą jest 3 - dziś 3 listopada : )
.. wczoraj wieczorem natrafiłam na krótki artykuł, a w nim, przeczytałam takie słowa:
"już w starożytności liczba 3 uznawana była za wyjątkową. Pitagoras uważał ją za liczbę doskonałą - wyrażającą początek, środek i koniec. Nie bez powodów w mitologiach były trzy gracje i trzy harpie. Poza tym mamy trzy księgi sybilińskie. Trójcę Świętą, trzech królów, trzy cnoty: wiarę, nadzieję i miłość. Trzy składniki świata: ziemię, morze i powietrze. Trzy podstawowe kolory: czerwony, żółty i niebieski. I w końcu mamy też przysłowie - do trzech razy sztuka!"


W naszej rodzinie cyfra 3 pojawia się nader często.. to nasza odrobina  magii..
Dziś wraz z moim tatą obchodzimy nasze małe święto, a ponieważ całe dzieciństwo przetańczyłam z Nim przy muzyce Anny Jantar - niechaj i dziś popłyną dźwięki i słowa niosące najpiękniejsze wspomnienia z minionych lat..







Dziś ze szczególną dedykacją dla mojego Taty!!!
Pięknego dnia Wam wszystkim życzę!!

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin