czwartek, 30 kwietnia 2009

All the things that I like - white, cream & yellow...

Życie to wielka księga, w której zapisujemy nasze historie - te piękne, barwne.. malowane miłością, ale również smutkiem i tęsknotą..
Smutek - związany z utratą bliskich nam osób.. tęsknotą za marzeniami, które czekają na spełnienie..
To jednak - nieustanna niewiadoma - co kryje się na następnej stronie - jakie osoby spotkane kolejnego dnia, przyczynią się do kreowania takiej a nie innej rzeczywistości.. Jakie słowa usłyszane, przeczytane - wpłyną na decyzje jakie podejmujemy.. lub po prostu dotkną naszej duszy, pozostawiając w niej niezapomniane wrażenie ważności i wyjątkowości!
Jak wiele twarzy, pozostaje w niej zapisanych - związanych z nią osobistych przeżyć - skradzionych, nieuchronnie zbliżającej się niszczycielskiej sile zapomnienia...
To tysiące smaków, które towarzyszą nam każdego dnia - z nimi wiąże się tak wiele wspomnień.. To kolacje z najbliższymi, przyjaciółmi... to wrażenia z pierwszych degustacji nieznanych potraw - również z tych z dzieciństwa, które prawdopodobnie miały znaczący wpływ na kreowanie naszej wrażliwości smakowej.. to różnorodność, którą można nieustannie odkrywać z niekłamanym zachwytem..
To muzyka, która nieustannie w sercu nam gra - to taniec pod wpływem, którego wyzwalamy nasze emocje..
To księga wypełniona wieloma kolorami, kształtami, fakturami - drobnymi szczegółami, które tworzą całość..
Na te szczegóły nierzadko składają się drobne przedmioty, które towarzyszą naszej codzienności - i choć nie stanowią one podstawowej, najważniejszej części życia - to jednak, dla wielu są one miłym elementem, które w barwny sposób kreują przestrzeń w której żyjemy.
Moją przestrzeń wypełniają książki, albumy przywiezione z podróży, zdjęcia... kamienie, muszelki.. czasem latarenki, które bardzo lubię - zapalone w nich świeczki, przenoszą mnie w magiczny sposób, w miejsca odległe, jednak zachowane w pamięci..
Będąc osobą cechującą się niepoprawnym romantyzmem - lubię drobiazgi, które stwarzają pozory sentymentalnej podróży w przeszłość.. rustykalizm oraz świeża prostota emanująca stylem skandynawskim - szczególnie bliska jest memu sercu...
Jednocześnie podróże, które są nieodłączną częścią mego życia - powodują, iż rodzi się we mnie głęboka potrzeba przeniesienia choćby cząstki barwnego świata, nasyconego wyrazistością i intensywnością - w tę małą przestrzeń, która jest moim domem..
Dlatego oprócz stonowanych, naturalnych kolorów i faktur - bywa, iż przywozimy z podróży barwne przedmioty, narzuty, które stają się znaczącym akcentem w naszym domu.
Bywa jednak, iż bliskie mi osoby obdarowują mnie drobiazgami, które nierzadko odzwierciedlają moją sentymentalną naturę.. i choć sama jednak skłaniam się ku temu, aby przedmioty będąc pięknym elementem wypełniającym naszą przestrzeń - mimo wszystko nie stały się dominującym aspektem naszego życia - to jednak przyznaję, iż czasem ulegam własnej słabości, poddając się magicznej mocy uroku niektórym z nich...
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz, pozwoliłam sobie na szaleństwo zakupowe, jednak kilka dni temu, wracając z rehabilitacji, postanowiłam wybrać się do galerii... na kawę, aby poczytać książkę w innej przestrzeni aniżeli moja kanapa : ) ostatecznie uległam pokusie zajrzenia do moich ulubionych sklepików, które naprawdę nie odwiedzałam już bardzo dawno..
Skutkiem tych odwiedzin, były małe zakupy, które rozbudziły we mnie tęsknoty za klimatami odmiennymi, które panują w naszym domu - to małe, białe naczynie oraz wydziergana przez nieznaną mi osobę piękna serweta - zaskarbiły sobie moją uwagę natychmiast - cóż, teraz cieszą moje i niepocieszone oczy Damiana : ) .. niestety on nie podziela mojego entuzjazmu - twierdząc, iż zakłócam nasz azjatycko - etniczny klimat, który panuje w domu - rustykalnym sentymentalizmem... na szczęście akceptuje te chwilowe zmiany - w związku z czym ja mogę cieszyć się tymi drobiazgami przez czas jakiś, choć oczywiście i tak służą nam i towarzyszą w różnych sytuacjach... przy czym zainspirowana cudownym światłem, które pada na poszczególne przedmioty - rozochociłam się tak bardzo, iż dłuższą chwilę słonecznego popołudnia, poświęciłam na przyjemności dekoratorskie oraz moją osobistą sesję fotograficzną.. efektem czego są poniższe zdjęcia : )



Krówka przyjechała do nas z Danii, wyszukana na pchlim targu przez Damiana mamę... podobnie butelka do wina, którą z kolei ja wypatrzyłam - a ponieważ przypominała mi lato spędzone w Grecji - schłodzone wino, podawane w podobnych karafkach - nie potrafiłam jej nie zakupić..




Piękne tulipany, przesycone żółtą barwą słońca, otrzymałam od Damiana, który podarował mi je być może pod wpływem podarku, jaki przy okazji zakupów sprawiłam również jemu : ) - latarni morskiej, którą widać na zdjęciu poniżej - niejednokrotny cel naszych podróży, zresztą jeden z ulubionych Damiana...





A to uroczy prezent, od mojej przyjaciółki Agnieszki - który niejednokrotnie umila mi popołudniowe delektowanie się chwilą...






Ostatecznie - mój Anioł stróż (prezent urodzinowy od Lucynki), który być może nie pasuje do filiżanek i innych przedmiotów, którym poświęciłam dziś dłuższą uwagę - jednak zajmuje szczególne miejsce zarówno w sercu, jak i przestrzeni mnie otaczającej...
Pięknego słonecznego dnia życzę wszystkim!!

środa, 29 kwietnia 2009

Robin Hoods Bay...



Ostatni raz powracam do wycieczki po Yorkshire - tym razem droga zawiodła nas do malowniczo położonego - maleńkiego miasteczka Robin Hoods Bay.

Dowiedzieliśmy się o nim od Oli - naszej znajomej, która opowiadając nam, jakie to śliczne miejsce - bardzo skutecznie zachęciła mnie do tego aby tam dotrzeć!

Prawdą jest, iż niewiele trzeba włożyć wysiłku aby przekonać mnie, że gdzieś istnieje jakikolwiek zakątek świata, który warto zobaczyć - dlatego tym razem, skoro byliśmy tak blisko, nie mogliśmy nie zboczyć odrobinę z głównej drogi, aby poczuć i doświadczyć osobiście piękna o którym wspominała Ola. Nie zraziła mnie zbytnio również informacja, iż położone jest na wysokiej skarpie - aby je zwiedzić, należy pozostawić samochód na parkingu, a samemu udać się krętymi uliczkami w dół, aby dojść do kamienistego wybrzeża.. To, iż nie zraziła mnie owa informacja - miałam na uwadze moją nogę, bowiem sam spacer pomiędzy starymi kamieniczkami, to cała frajda i przyjemność dla mego ducha!!)

W drodze powrotnej, jak już wspominałam we wcześniejszym poście - pierwszym celem, naszej podróży, były plaże z białymi klifami w Flamborough Head - miejsce fascynujące, któremu poświęciliśmy dość dużo czasu, dlatego do samego Robin Hoods Bay dotarliśmy niemalże o zmierzchu. Było już szaro - co miało zapewne swój niewątpliwy urok - jednak w przypadku zdjęć - zwłaszcza w moim przypadku (Damian oprócz - znacznie większych umiejętności, również zawsze korzysta ze statywu... którego właściwie nie wiedzieć dlaczego, ja traktuję bardzo po macoszemu..) w związku z czym moje zdjęcia, jak widać na załączonym obrazku, niestety nie są szczytem moich oczekiwań... ale mam nadzieję, że choć odrobinę pozwolą przenieść się wyobraźnią w to urocze miejsce : )

Zapraszam do wsólnej wędrówki po Robin Hoods Bay!




wtorek, 28 kwietnia 2009

Flamborough Head...


"Nie można logicznie udowodnić, że coś jest piękne, trzeba to po prostu odczuć."

Antoni Kępiński


Planując wycieczkę po Yorkshire - otrzymaliśmy kilka wskazówek od naszej znajomej Oli, gdzie warto abyśmy pojechali.

Planowaliśmy spędzić kilka godzin w Whitby, pełnego uroku - historycznego miasteczka rybackiego... do którego rzeczywiście dotarliśmy, jednak zbyt późno, w związku z czym nadal pozostało miejscem, do którego w przyszłości powrócimy..

Naszą całą uwagę skoncentrowaliśmy na dwóch zakątkach, które w szczególny sposób nas zainteresowały - Flamborough Head - przepięknych białych klifach, ocenianych jako dziedzictwo wschodniego wybrzeża Anglii oraz maleńkiej miejscowości, położonej nieopodal wspomnianego Whitby - Robin Hood's Bay, do którego zapraszam wkrótce..

Wybrzeże z białymi wapiennymi klifami - tak jak przypuszczałam, wywarło na mnie ogromne wrażenie!

Zakochałam się w nich - tak jak zakochuję się w każdym pięknym miejscu, i choć piękno to pojęcie względne - to miejsce jest naprawdę bajecznie piękne!

Nieprawdopodobne formacje skalne...

A na plaży, małe skarby, które miło sfotografować...



Niemalże z każdej naszej wyprawy w góry lub różnego rodzaju plaż, przywożę mniejsze lub większe kamienie, kamyczki.. muszelki - pokusa, której nie potrafię się oprzeć - tym razem również wzbogaciłam moje kamienne zdobycze - kilka odłamków pięknej skały wapiennej zdobi teraz naszą półkę w salonie : )


Pięknych snów wszystkim życzę!!

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Yorkshire cdl.. Ogrodowe impresje...




Po raz kolejny wracam do naszego wyjazdu do malowniczego Yorkshire...

Tym razem powracam do ostatnich chwil, jakie spędziliśmy u Oli w ogrodzie!

...znów obfotografowałam kilka roślinek, odkryłam dwa nowe kwiatki : ) a teraz wygrzewam się na słońcu wraz z Oli kocurkiem!




..Śpiew ptaków, promienie słońca zatrzymujące się na gałązkach jabłoni..



..Unoszący się w powietrzu aromat ziół...


.. szemrząca woda spływająca do małego stawku - wszystko splata się, tworząc niepowtarzalną aurę..





Ceglane murki, pelargonie w terakotowych doniczkach, latarenki - wszystko to maluje przestrzeń w bajkowy sposób...





Miło byłoby spędzić tutaj cały dzień, jednak za chwilkę musimy się pożegnać - czeka nas długa droga powrotna, a poza tym przed nami wiele miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć. W planie mamy między innymi, dotarcie do bajecznie pięknych klifów w Flamborough Head...








Pięknego dnia wszystkim życzę!!

Cdn..

PS. Olu - dziękujemy za tę ucztę estetyczną dla oczu i duszy!!

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin