czwartek, 29 kwietnia 2010

Podążając zachodnim wybrzeżem Wielkiej Brytanii...

Świecie szeroki
świecie cudowny..
Zachwycasz, czarujesz..
Omamiasz swoim urokiem, niczym czarodziej księżycową porą..
W pajęczynie splotów niekończących się wzgórz, rzek i poszarpanych klifów -
- rodzi się piękno nieokiełzanej urody..
Lot do Barcelony z przyczyn wszystkim znany - niestety został odwołany..
Tym niemniej nasze pragnienie odbycia podróży, dosięgło zenitu, dlatego też zmieniwszy bardzo szybko plany, spakowawszy sprzęt biwakowy - wyruszyliśmy w drogę..

Od dawna planowaliśmy podróż dookoła Wielkiej Brytanii, niestety brak czasu, ciągle odwlekał ów pomysł.. aż tu nagle proszę!!
Przyznaję, iż ogromnie cieszyłam się na nasz wyjazd do Barcelony - tym bardziej, iż miała to być niespodzianka urodzinowa dla Damiana mamy - niestety, niespodziewana erupcja wulkanu, skutecznie pokrzyżowała nasze plany..
Miejmy nadzieję, w niedalekiej przyszłości uda nam się naszą niespodziankę zrealizować - choć, niespodzianką już niestety nie będzie :(
W ogromnym skrócie - zważywszy na fakt, iż zdjęć przybyło w zatrważającej ilości - zaledwie kilkanaście wybrałam, aby raz jeszcze przemierzyć i z Wami podzielić się tym co zachwyca mą duszę nieustannie..
Szlak którym podążaliśmy, początkowo prowadził przez niekończące się góry, niezwykle urokliwej części Szkocji - Bordersy - zawsze kiedy wyruszamy w kierunku południowej części kraju - mamy możliwość zasmakowania pewnej niepowtarzalnej aury, jaka panuje w tym malowniczym miejscu.
Porośnięte trawą tudzież wszech obecnymi wrzosami wzgórza, liczne strumyki nad którymi pochylają się skrłowaciałe drzewa, lasy przesycone soczystą zielenią rodzących się listków - tworzą mozaikę niebywale pięknej krainy.
Szkocja w zdecydowanie większej swej części jest krajem górzystym - niezwykłym doprawdy zważywszy na fakt, iż przemierzając dzień cały, najdalsze zakątki bezludnych bezdroży - pozwala unieść skrzydła wyobraźni, niczym ptak przemierzający odległe krainy.. poczucie wolności i totalnego zespolenia z otaczającą przyrodą - bezgranicznie wypełniają zarówno serce jak i duszę człowieka!

Po drodze mijamy stare kamienne i drewniane domy, wiekowe mosty.. a każdego dnia o poranku budzą nas, to: małe owieczki, kozy, śpiew ptaków, fale wzburzonego morza, tudzież szum płynącego nieopodal potoku..



Wąskimi, niebywale stromymi drogami podążaliśmy to w dół, to w górę - nierzadko napawając się błękitem morza, które splata swe wody z wodami oceanu..

Walia - zielona kraina - zaskoczyła nas totalnie odmiennym językiem, o którym słyszeliśmy, jednak nie sądziliśmy, iż różni się tak bardzo..

O poranku pełnym słońca, ciepłych powiewów wiatru muskających delikatnie nasze twarze wraz z pachnącą kawą oraz smakowitymi mufinkami - witaliśmy każdy kolejny dzień, niczym największy dar..
..a kiedy wieczorem dotarliśmy do pierwszych klifów poszarganych przez minione wieki, wzburzonymi falami oceanu - spełniały się kolejne okruchy marzeń - tworząc układankę wielkiej szczęśliwości..







Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, a dla sympatyków celtyckich dźwięków - odrobina muzyki!


poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Kiedy kończy się nocny dyżur..

"Każda gwiazda - i każdy człowiek - ma swą przestrzeń i specyficzne cechy.
Istnieją gwiazdy zielone, żółte, niebieskie, białe, komety, meteory i meteoryty, mgławice i pierścienie.
To, co z Ziemi wygląda jak jednakowe punkty,
w rzeczywistości składa się z milionów rozmaitych elementów, rozproszonych
w przestrzeni niepojętej dla ludzkiego umysłu."
- Paulo Coelho
..Rodzi się mroźny, jednakże jasny poranek!
Gwiazdy zanikają w milczącej wędrówce, ustępując miejsca promieniom wschodzącego słońca..
O 5 nad ranem po godzinnej przerwie, zbudziły mnie świergoczące ptaki.
Chwila przesycona radosnym entuzjazmem!
Bardzo polubiłam moje szpitalne nocki - kończąc pracę, witam świat, budzący się do życia, niespiesznym rytmem..
Powolnym krokiem opuszczam park przynależący do naszego szpitala, rozkoszując się świeżością porannego powietrza - orzeźwiająca przestrzeń wypełnia me źrenice, wybudzając resztki sennych mar..
Z przyjemnością przyglądam się mijanym ogrodom, delikatnym płatkom kwitnących już drzew..a po dojściu do ulicy Morningside - niczym zgłodniały przechodzień, napawam się rozkosznie wystawami małych sklepików..
Lubię miejsca, które przenoszą mnie niemalże namacalnie w cynamonowy świat B. Schultza - pokusa zarówno dla zmysłów wzroku, węchu, jak i smaku.. jednak zważywszy na wczesną porę dnia - przede wszystkim wzroku!
Tym niemniej, sam widok apetycznie wyglądających zza szyby, świeżo pieczonych bochenków chleba, najróżniejszych ciast, tart oraz innych smakowitości; małych flakoników wypełnionych tajemniczą miksturą w mijanej aptece; nici, różnokolorowych guzików, tasiemek.. oraz przede wszystkim moich ulubionych czekoladek, kusząco wyglądających z niestety nieczynnej jeszcze Chocolate tree - wszystko to sprawia, iż przenoszę się w świat kolonialnej egzotyki.
Pokusa pozostania w tym wielowymiarowym świecie, staje się niezwykle silna - postanawiam zatem zatrzymać się w pobliskiej kawiarni, aby przy treściwym kubku gorącego cappuccino - ogrzać zziębnięte już wystarczajaco mocno dłonie.
Pozwalam sobie na odrobinę słodkiej rozkoszy - do kawy zamawiam niebiańsko - pysznego mufinka o nadzieniu jagodowym..
Jego aksamitny smak rozpływa się w ustach, pozostawiając poczucie cudownej słodyczy w której mieści się zapach lasu jak i obietnica lata...
Dźwięki muzyki przenikają mój umysł, wprawiając mnie w nastrój upojnej wyjątkowości!
Przechodzący ludzie spieszą zapewne w kierunku pracy - ja wschłuchana w szepty poszczególnych instrumentów - wypełniam nimi przestrzeń mojego cichego jestestwa...


Pięknego dnia, pełnego słońca i radości Wam wszystkim życzę!!!

sobota, 17 kwietnia 2010

"To tu, to tam.."


Jasny, słoneczny dzień..

Po tygodniu ciężkim jak wór kamieni, w końcu mogłam wybrać się na długi spacer. Nie kryję, iż był mi on potrzebny jak woda zbłąkanemu na pustyni wędrowcy..

Z dala od minionej tragedii (która niewątpliwie przede wszystkim jest trudna i bolesna dla najbliższych rodzin), dla mnie przede wszystkim jest to bolesna tragedia, która dotknęła ludzi pełnych życia.

Niestety w tragicznym zbiegu okoliczności zginęło tak wiele ważnych osób dla naszego narodu -pożegnaliśmy jednak przede wszystkim ludzi, którzy podobnie jak my mieli rodziny, przyjaciół..

Wierzę, że pozostaną głęboko w sercach tych wszystkich, którzy byli im bliscy.. podobnie jak ofiary kolejnych trzęsień ziemi, najróżniejszych katastrof, czy też osób, które umierają na nieuleczalne choroby..
Cóż możemy uczynić wobec wszechobecnego cierpienia?
- uszanować ból cierpiących i w ciszy pozostać tymi, którzy są blisko...??

Pomimo bólu, życie toczy się dalej.. słońce wschodzi o poranku, ptaki śpiewają każdego dnia jednakowoż jak każdego innego.. wybucha wulkan, który paraliżuje loty tyluż samolotów - ciągle czekamy na wiadomość, czy nasz poniedziałkowy lot do Barcelony nie zostanie przypadkiem odwołany...
.. mały gołąb znów przylatuje z krótkimi wizytami, w nadziei uwicia sobie gniazdka wśród moich balkonowych roślinek... a z pieca unosi się aromat pieczonej szarlotki...

W drodze do miasta, odwiedzam okoliczne parki. Zatrzymuję się na dłuższą chwilę w parku Inverleith.. lubię siadać w tym miejscu na jednej z ławek spoglądając na przemian: to na pływające po stawie łabędzie, biegające dzieci radośnie brykające wsród zielonych traw, czy też na oddalony zamek królewski spowity jasną poświatą, w cichej dystynkcji spoglądający na rozpościerające się dookoła kamienice..
..na wciąż pięknie kwitnące żonkile, jak i płynące po niebie obłoki.


Pomimo Waszych codziennych spraw i obowiązków - mam nadzieję, że wybierzecie się ze mną na ten krótki, słoneczny spacer! :)








Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!!


sobota, 10 kwietnia 2010

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...


"Śpieszmy się"

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego..

- ks. Jan Twardowski


..Kiedy karmiąc jedną z pacjentek, usłyszałam wiadomość w radiu - nie mogłam uwierzyć.. sądziłam, iż nie zrozumiałam podanej informacji!
Jakże nieprawdopodoba i szokująca!
"Wobec śmierci wszyscy są równi"
.. wczoraj na naszym odziale żegnaliśmy dwóch pacjentów.. dziś, nieopodal miejsca gdzie 70 lat temu zginęło tak wiele ludzkich istnień - kolejna tragedia - dla narodu polskiego, po raz kolejny jakże bolesna!
...w cichej modlitwie, zapalam światełko dla tych wszystkich, którzy odeszli!

środa, 7 kwietnia 2010

Żonkilowy Edinburgh.. oraz świąteczne przemiany!

Święta minęły tak szybko.. spędzone w szpitalu nie miały posmaku żurka gotowanego na zakwasie przyrządzonym wcześniej, jaki ma zwyczaj przygotowywać moja mama.. nie było Jej pysznego sernika a nawet mazurka, którego co roku tak bardzo lubię smakować.. zarówno ja i Damian pracowaliśmy przez cały okres świąteczny, dlatego tym razem nie było smaków i zapachów z nimi związanych..
..A mimo to był to szczególny czas dla mnie.. ciężki, bo i mój oddział nie należy do Lekkich, poza tym braki w personelu nie polepszają tej sytuacji - jednak nie o tym chciałam pisać.. chciałabym opowiedzieć Wam moją świąteczną historię.
Biorąc pod uwagę czas jakim są Święta Wielkanocne, dużo rozmyślałam o tym z czym one tak naprawdę się wiążą? Z potrawami? Ze święconką.. z ciastami, które pieczemy tylko w tym szczególnym czasie.. ze szczególną atmosferą wśród najbliższych.. spacerami w ciszy i zadumie wśród pachnących świeżą trawą łąk...
A może przemianą jaka następuje w nas samych - w naszych wnętrzach? Podobnie jak przyroda, która na nowo rodzi się każdego roku..
Niedawno wspominałam Wam o naszym nowym pacjencie - człowieku, który potrafi zranić dogłębnie niemalże każdym wypowiadanym słowem.. długo zastanawiałam się czy ktokolwiek z nas będzie potrafił dotrzeć do Niego, przebić się przez tę grubą warstwę nieuprzejmości?
Zastanawiałam się czy wynika ona z faktu, iż D. jest bardzo poważnie chorym człowiekiem, a sposób w jaki traktuje innych ludzi, jest tylko bardzo specyficzną formą obrony? Czy po prostu jest nieuprzejmą, trudną w obyciu osobą?
Kiedy w sobotni poranek zapytałam Go, czy oczekuje jakiejkolwiek pomocy - jak zwykle potraktował mnie bardzo nieprzyjaźnie - łagodnie ujmując..
Przyznam, iż Jego sposób traktowania drugiego człowieka, bywa bardzo dotkliwy dla mnie i pomimo, iż zazwyczaj w takich sytuacjach nie przyjmuję ich jako personalny atak - tym razem coś we mnie pękło.
Były Święta, od kilku dni próbowałam różnymi sposobami przedrzeć się przez mur zdawałoby się nie do zdobycia, aby podzielić się choćby maleńką cząstką życzliwości.. i nic - w jednym z przebłysków normalności, dowiedziałam się, iż D. związany jest z pewną bardzo szczególną osobą, o której wyraża się nadzwyczaj czule i pozytywnie - tą osobą jest E. która jest Polką z pochodzenia. Czy to cokolwiek znaczy? Dla mnie tyle, iż istnieje nadzieja na to, iż nie każdego człowieka D. traktuje jak wroga!
Tym niemniej - ja okazałam się osobnikiem irytującym, gorszym od małych królicząt, które biegają po szpitalnym trawniku.. Kiedy po raz kolejny D. warknąwszy na mnie, iż mam coś zrobić po czym dać Mu "święty sposób" - usłyszałam tylko jak wypowiadam słowa, iż wcale nie muszę, po czym wyszłam... czy to rzeczywiście ja wypowiedziałam? Straszliwa fala goryczy i bólu ogarnęła całe moje wnętrze - tak bardzo chciałam podzielić się choćby z odrobiną serdeczności z tym człowiekiem, a jedyne co osiągnęłam to niemoc, która spycha mnie w dół złowrogiej przepaści! Czy tak mają wyglądać moje święta? Pełne bólu i złości? Na pewno mocno zakrapiane słonymi łzami...
Poranek szybko przeminął, a po południu D. poprosił mnie abym zabrała Go na papierosa - kiedy zostałam poproszona przez pielęgniarkę, abym została przy Nim przez czas, kiedy "delektować się będzie świeżym powietrzem", pomyślałam, iż On sam nie będzie szczególnie szczęśliwy z tego powodu.
Moje przypuszczenia jednak były dalekie od prawdy - moje Święta przybrały zupełnie innego wymiaru.
Ponieważ zabrałam D. do jednego z naszych maleńkich ogrodów - zapytał mnie czy znam nazwę wskazanych przez Niego roślin - doprawdy zawsze pamiętałam angielską nazwę wrzosów - tym razem nazwa uleciała niczym ptak wypuszczony z klatki na wolność.. to jednak zapoczątkowało naszą cichą więź porozumienia!
Odbyliśmy szalenie miłą i naprawdę długą rozmowę - okazało się, iż łączy nas tak wiele wspólnych zainteresowań.. ogród, kwiaty.. fotografia, podróże - zachwyty małe i duże nad każdą napotkaną choćby najmniejszą roślinką.. smaki - te znane i te pełne egzotyki.. oraz marzenia, które nieustannie rodzą się zarówno w mojej jak i Jego głowie.
To był ogromny przełom - D. zadawał mi wiele pytań, ale też opowiadał o Sobie - a wierzcie mi - można by było napisać książkę o Jego życiu!
Urodził się w Indiach, gdzie spędził swoje dzieciństwo, następnie powrócił z rodzicami do Szkocji, by jako dorosły już człowiek wędrować po krajach europejskich - mieszkał w Hiszpanii i Francji, tam przez pewien czas był nauczycielem angielskiego - to wyjaśniałoby wyjątkową tendencję do poprawiania moich błędów gramatycznych - czego absolutnie nie przyjmuję jako przejaw złośliwości, wręcz przeciwnie - cieszy mnie to bardzo, bowiem zazwyczaj nikt nie zwraca uwagi na poprawność mojego języka - (no może z wyjątkiem Kevina, który od czasu do czasu bawi się w mojego prywatnego nauczyciela)
.. O życiu D. mogłabym pisać długo - wspomnę jednak jeszcze tylko o Jego powierzchowności - kiedy zobaczyłam Go po raz pierwszy skojarzył mi się z bezdomnym artystą (zwłaszcza, kiedy usłyszałam jakiej słucha muzyki!). Długie włosy, nie krótsza broda... bardzo chudy i wysoki człowiek.. o twarzy czarodzieja z krainy Oz.. dlaczego właśnie tak mi się kojarzy - nie przepadam za tą bajką a do D. pomimo Jego nieuprzejmości od początku odczuwałam specyficzny rodzaj sympatii.
Bardzo osobliwy i zagadkowy.
Być może dlatego, iż podświadomie, pomimo lęku, jaki mnie ogarnia - tak naprawdę lubię wyzwania i często w ich kierunku lubię podążać..
A On od początku zdawał się być moją górą do zdobycia!
Kiedy wróciliśmy z przewietrzania, wszyscy pytali mnie, czy D. był bardzo nieuprzejmy dla mnie - a ja z ogromną radością, mogłam mówić, iż wręcz przeciwnie - odkryłam przesympatycznego człowieka, który co prawda straszy wszystkich na około, jednak tak naprawdę głęboko ukrywa to co dobre i delikatne.
Świąteczne przemiany dokonywały się każdego dnia - w niedzielę podarowałam D. maleńką doniczkę z bratkami - pomyślałam, że będzie to Jego maleńki substytut ogrodu - szkoda, że nie widzieliście Jego uśmiechniętej twarzy!
Następnego dnia, w poniedziałkowy poranek - D. zapytał mnie, czy mogłabym przygotować mu gorącą kąpiel - zważywszy na to, iż odkąd pojawił się w naszym szpitalu, tylko raz, jednej pielęgniarce udało się nakłonić Go do mycia - przy czym biedna kobieta została wyzwana i obarczona najgorszymi z najgorszych wyzwisk..
Zatem chęć odbycia kąpieli - była niczym cud! :)
Swoją drogą, dość niezwykłym i do tej pory niezrozumiałym zjawiskiem dla mnie jest fakt, jak często starsi ludzie starają się unikać a wręcz nie znosić kąpieli wodnych! Czy i wy spotkaliście się z tym zjawiskiem?
Wracając do D. - podczas kąpieli, zapytał mnie czy zechciałabym obciąć Jego długą brodę, a kiedy odrzekłam, iż zrobię to z największą przyjemnością, odpowiedział, że następnym razem jeśli będę miała ochotę, mogę również skrócić Jego włosy! (przyznam się Wam, że bardzo często ulegam pokusie zabawy we fryzjera, strzygąc cichaczem zarówno pacjentki jak i pacjentów, do których nasza szpitalna fryzjerka z różnych względów nie dociera.. uwielbiam to!) :)
Po zakończeniu ceremonii mycia, D. powrócił do wysprzątanego wreszcie pokoju - bo choć to szpital, to jednak ze względu na zachowanie D. nikt nie chce wchodzić do Jego pokoju w celu zaprowadzenia porządku.
Trzy symboliczne dni - sprawiły, iż zapamiętam ten czas bardzo długo!
Niemalże wszyscy pytali mnie jak udało mi się dokonać tego, iż D. zgodził się na kąpiel, mało tego nie krzyczał na mnie, a do tego zaczął się zwracać do mnie - my darling? :)
Doprawdy to cud.. nie potrafię określić co spowodowało tak niespodziewaną odmianę D.
Teraz wita mnie z uśmiechem - dzięki temu, iż długa broda nie zakrywa Jego twarzy, mogę ten uśmiech dostrzec bardzo wyraźnie.. a co najważniejsze - D. do końca dnia był już miły dla każdego kto próbował z nim porozmawiać.. czy nadal taki jest ? Tego nie wiem, jednak fakt iż udało mi się przebić niczym przez berliński mur - napawa mnie ogromną falą radości :)
..Dzisiejszego dnia wybrałam się z Gail i Jej rodzinną plejadą dzieci :) na "Alicję w krainę czarów".. początkowo sądziłam, iż jest to historia, która nigdy nie wzbudziła we mnie krzty zachwytu.. pomimo tytułowej krainie czarów!! .. nie pamiętam tej dziwnej opowieści czytanej w dzieciństwie, jedynie zaledwie skrawki zachowanych głęboko obrazów przybywają z oddali aby wprowadzić mnie w zaczarowany świat Alicji..
Tym razem jesdnak zaintrygował mnie tytuł na tyle, iż zapytana przez Gail, czy miałabym ochotę pójść z Nią na ów film, pomyślałam, iż z przyjemnością skosztuję tej intrygującej dawki czarów :)
"Alice in Wonderland" - magia słów, która dotyka mojej podświadomości.. w połączeniu z trójwymiarowym obrazem - przenosimy się w świat sennych marzeń Alicji, która pomimo tego, iż nie jest już małą dziewczynką - nadal marzy i pragnie rzeczy niezwykłych, niebywałych..
..pomyślałam, iż gdybym była Alicją - podobnie jak Ona, nawet po przebudzeniu tęskniłabym za Mad Hatterem... a w rzeczywistości i ja, chciałabym wyruszyć w świat szeroki i nieznany..
..W drodze powrotnej do domu, podążyłam w kieruku ogrodów poniżej Princes Street - utworzonych na miejscu osuszonego Nor' Loch.
To miejsce usłane każdego roku kolorowymi połaciami kwiatów, w ciepłe dni staje się ulubionym zakątkiem wielu mieszkańców Edinburgha..
Dawno nie było mnie tutaj, a ponieważ kwitnące żonkile wystawiają swoje małe główki ku ciepłym promieniom słońca, niemalże w każdym zakątku ogrodu - budzi to we mnie nieodpartą pokusę i chęć po obcowania z nimi, choćby przez krótką chwilę, do momentu, aż niespodziewana ulewa (ha, ha - w Szkocji niespodziewana!!) skutecznie przypomni mi o konieczności powrotu do domu!
Mimo deszczu, kilka zdjęć udało mi się zrobić...











..Ciekawa jestem, czy udało Wam się przebrnąć przez moją strasznie długą opowieść.. słowotok ogarnął mnie dziś straszliwy.. kończąc moje naprawdę długie pisanie, raz jeszcze chciałabym podziękować Wam za życzenia!!
Do poniedziałku mój świat rozpoczynał się i kończył późnym wieczorem w szpitalnej rzeczywistości i choć odczytałam Wasze życzenia - wybaczcie, ale nie miałam sił na pisanie.. posyłałam tylko w przestrzeń, serdeczności skierowane w Waszą stronę... a i wczoraj, pomimo tego, iż w końcu doczekałam się wolnego dnia - szaruga, straszny wiatr i boląca głowa, sprawiły, iż tylko przez moment późnym rankiem zawitałam w świecie wirtualnym, po czym szybciutko opuściłam go, by oddać się terapii uzdrawiającej, jaką było przygotowanie "odświętnej" lasagne..
Dlatego dziś - raz jeszcze dziękuję za Wasze serdeczności i żonkilowe pozdrowienia ślę w Waszą stronę!!!
ps. niedawno nabyłam te małe cudeńka!
Kasia (Kica) prawdopodobnie znana wielu z Was - tworzy naprawdę niezwykłą, biżuterię! Przyznam, że ja sama nie należę do osób, które wszelkiego rodzaju biżuterię zakłada na codzień, jednak czasem kiedy bywa ona naprawdę ciekawa i wyjątkowa - lubię te małe odmiany.. wszak kobietą jestem :)
..Kasiu - jeśli tutaj zaglądasz - raz jeszcze dziękuję!!

"A mury runą, runą, runą
i pogrzebią stary świat.."
- Jacek Kaczmarski



piątek, 2 kwietnia 2010

Poranne zachwyty, spacer wzdłuż rzeki Almond oraz życzenia świąteczne!

Rodzący się poranek, przywitał mnie jasną poświatą wschodzącego słońca wraz z delikatnym śpiewem ptaków..

Drzewa, małe krokusy oraz trawa pokryte białą peleryną szronu, spoglądały zziębnięte w błękit jasnego nieba... a ja opuszczając szpitalne mury, wtapiając się w poranną symfonię dźwięków i kolorów, podążam w kierunku domu.. lubię w ciszy przemykać pomiędzy uśpionymi jeszcze uliczkami, zaglądać ukradkiem w rodzące się wraz z nadchodzącą wiosną zielone ogródki, malowane kolorowym kwieciem..
..a kiedy docieram do ścieżki rowerowej, moim oczom ukazuje się przepiękne pasmo gór, pokryte białą kołderką (zdjęcie powyżej zrobiłam wczoraj z nad brzegu morza, szczyty, które zobaczyłam dziś -lśniły w białej, zjawiskowo pięknej poświacie),, zderzenie dwóch pór roku - dookoła mnie wiosna wraz z rodzącymi się baziami, krokusami, żonkilami a nawet tulipanami.. a w oddali zima w swej śnieżno-białej szacie!

Niespodziewanie na ścieżkę wybiegają małe króliczki - moi mali ulubieńcy, których ponad rok temu spotykałam w tym miejscu niemalże każdego dnia.. Wśród zgiełku i codziennej gonitwy - są one dla mnie symbolem ulotnego szczęścia, które pojawia się i znika niepostrzeżenie, na które jednak z niecierpliwością czekam, aby w chwili spotkania, napełnić nim spragnione serce..
Po długich dniach depresyjnej szarugi, nastał nowy, piękny, pełen słońca dzień!

Korzystając z tak pięknej pogody, wybraliśmy się wczorajszego dnia z Damianem na krótki spacer wzdłuż rzeki Almond - wpływa ona do zatoki nad brzegiem maleńkiej wioski Cramond (dawnej wioski - dziś to nieodłączna część Edinburgha), miejsce do którego mogę nieustannie wracać z niegasnącym uczuciem błogości i spokoju..


Szlak wiodący brzegiem rzeki, nieodparcie przypomina mi okolice Słowackiego Raju - jeśli mieliście okazję przemierzać ścieżki wiodące wzdłuż rzek, wodospadów, skalistych urwisk tej malowniczej krainy - łatwo będzie Wam wyobrazić sobie miejsce o którym piszę.. oczywiście to tylko maleńka namiastka, jednak równie piękna i pełna uroku..
Zdaję sobie sprawę, iż czas przedświateczny to czas przygotowań - ja dla odmiany zabieram Was na chwilę zapomnienia.. kontemplacji nad życiem jakie toczy się w okół, a ramiona Jego otulają nas tym co niezwykłe i wieczne jak Matka Ziemia..














...dzisiejsze bazie, napotkane w drodze do domu - przedświąteczne iskierki rodzącego się życia..
..niestety króliczki nie dały się sfotografować :(



..Maleńki akcent Wielkanocnej przemiany... serce przyodziane w Świąteczną szatę..


Kończąc - chciałabym złożyć Wam moi mili - najserdeczniejsze życzenia Świąteczne!
Niechaj będzie to dla Was czas refleksji i dobroci.
A nade wszystko miłości!!!
Ja sama, chciałabym Wam najserdeczniej podziękować za życzenia, którymi zostałam przez Was obdarzona! Dziękuję Wam pięknie!!
...Słowa nieśmiertelnej Desideraty wydają się w tym nadchodzącym czasie, wyjątkowo cenne i porządane - dlatego w ciszy nadchodzącej już nocy - Wam wszystkim, którzy mnie odwiedzacie - dedykuję!!!



Max Ehrmann
Desiderata

Go placidly amid the noise and haste,
and remember what peace there may be in silence.
As far as possible without surrender
be on good terms with all persons.
Speak your truth quietly and clearly;
and listen to others,
even the dull and the ignorant;
they too have their story.

Avoid loud and aggressive persons,
they are vexations to the spirit.
If you compare yourself with others,
you may become vain and bitter;
for always there will be greater and lesser persons than yourself.
Enjoy your achievements as well as your plans.

Keep interested in your own career, however humble;
it is a real possession in the changing fortunes of time.
Exercise caution in your business affairs;
for the world is full of trickery.
But let this not blind you to what virtue there is;
many persons strive for high ideals;
and everywhere life is full of heroism.

Be yourself.
Especially, do not feign affection.
Neither be cynical about love;
for in the face of all aridity and disenchantment
it is as perennial as the grass.

Take kindly the counsel of the years,
gracefully surrendering the things of youth.
Nurture strength of spirit to shield you in sudden misfortune.
But do not distress yourself with dark imaginings.
Many fears are born of fatigue and loneliness.
Beyond a wholesome discipline,
be gentle with yourself.

You are a child of the universe,
no less than the trees and the stars;
you have a right to be here.
And whether or not it is clear to you,
no doubt the universe is unfolding as it should.

Therefore be at peace with God,
whatever you conceive Him to be,
and whatever your labors and aspirations,
in the noisy confusion of life keep peace with your soul.

With all its sham, drudgery, and broken dreams,
it is still a beautiful world.
Be cheerful.
Strive to be happy.

Max Ehrmann, Desiderata,
Copyright 1952.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin