piątek, 20 maja 2011

Sunny day..


Naleśniki o piątej nad ranem, kawa z cynamonem oraz koncert porannych ptaszyn.. to dość niecodzienny dla mnie poranek. Zbudziłam się jednak przed godziną czwartą, pozbawiona choćby krzty minionego snu..
Naleśnik to pozostałość wczorajszego popołudnia, a było ono przesympatyczną przygodą. Poproszona przez koleżanki z collegu aby wykonać im sesję zdjęciową nawiązującą do naszego projektu, zawędrowałyśmy w okolice Loriston Castle. To pięknie położony zamek o malowniczych zakątkach, o których niejednokrotnie wspominałam. Tym razem jednak okoliczności były wyjątkowe - Inga przeobraziła się w moją modelkę, ubrana w zaprojektowaną przez siebie sukienkę.. Malowniczo i uroczo..
Jeśli tylko macie ochotę na krótki spacer naszym śladem - zapraszam Was kochani!

















Pięknego dnia Wam życzę!

wtorek, 17 maja 2011

W trosce o duszę..

"Trzeba szerokiej perspektywy, żeby wiedzieć, iż w sercu każdego człowieka drzemie i okruch nieba, i kęs ziemi, a więc, pielęgnując serce, musimy znać się nie tylko na zachowaniach ludzkich, ale również na niebie i ziemi."
 - Thomas Moore (W trosce o duszę).


Czyż oczy są zwierciadłem duszy??

Czyż dusza nasza doświadcza intensywniej aniżeli jesteśmy w stanie pojąć to umysłem? Czyż ból jaki rodzi się w sercu, dotyka równie mocno naszą duszę? A może mocniej?
Czyż radość jaką doświadczamy umacnia i uzdrawia naszą przestrzeń, którą trudno ogarnąć rozumem?
Niejednokrotnie zastanawiałam się w jaki sposób winniśmy dbać, aby nasza dusza potrafiła żyć?
Czy mieliście kiedykolwiek uczucie, iż Wasza dusza umiera? Ja tak i przyznam, iż było to dużo bardziej dotkliwe, aniżeli największy ból jakiego doświadczyłam.
Jednak aby tego zapobiec, nikt inny nie może tego uczynić aniżeli my sami! Ponad dwa lata temu, odbyłam bardzo ważną dla mnie rozmowę z Sonią Raduńską, powiedziała, iż mi cokolwiek robię, muszę pamiętać, aby pozwolić żyć własnej duszy.. a więc staram się.. a może, po prostu staram się.. czasem przytłacza ją zwykła codzienność, a wówczas woła o pomoc i nagle pojawia się wyciągnięta dłoń..
 To daje poczucie bezwzględnego bezpieczeństwa, wbrew temu jak przeżywam kolejne trudności..

W "Białych zeszytach" Sonia pisze: "Żyję. Oddycham, Widzę, słyszę, czuję. Czuję się wolna. Spokojna. Czasem pogodna, czasem smutna. Czasem jakbym płynęła pod ziemią, jakby mnie świat nie dotyczył."

..A ja? Od dłuższego czasu, rzeczywistość moja mocno, zawężyła się do rozmiarów, obejmujących jedynie moją i otaczającą mnie sztukę.. Już za dwa tygodnie odbędzie się nasza wystawa - a tym samym zakończenie roku, który był spełnieniem moich głębokich marzeń. Trudno uwierzyć, iż minął już niemalże rok! Był to niewątpliwie czas, który leczył i wzbogacał moją duszę niejednokrotnie i choć często moje prace pozostawiały wiele do życzenia, zawsze budziły we mnie poczucie spełniającej się szczęśliwości, choćby z samego faktu tworzenia.
Mój końcowy projekt dobiega końca i muszę Wam się przyznać, iż dziś zdałam sobie dramatycznie sprawę, iż pozostał mi zaledwie tydzień, aby dokończyć to wszystko co chciałabym pokazać 2 czerwca. Pozostało mi jeszcze dokończenie pracy ostatecznej, jednak szczęśliwie udało mi się dziś wykonać większą część pracy, choć o poranku nie wyglądało to tak różowo..
Moja obecność na wszystkich ,moich blogach strasznie ubolała ostatnimi czasy, ale już za dwa tygodnie zajmę się nadrabianiem zaległości.. a i wówczas chętnie podzielę się z Wami wrażeniami z naszej wystawy - zarówno słownej, jak udokumentowanej fotograficznie.
Czeka mnie również praca nad zdjęciami, między innymi wykonanych podczas przesympatycznej  wizyty Oli (Szkatułka z wyobraźnią), którą część z Was na pewno zna - ja miałam ogromną przyjemność spędzić z Olą kilka dni - było to cudowne oderwanie się od codziennych spraw - zupełnie, jakbym to ja sama wybrała się w podróż, której przyznam brakuje mi bardzo.. 
Dziś jednak chciałabym podzielić się z Wami kilkoma kadrami, które zrobiłam dwa tygodnie temu, podczas wspólnego spaceru z Laurą.





A już na sam koniec - kilka myśli, zrodzonych po obejrzeniu filmu "Pina", który niedawno obejrzałam w Edinburghskim Filmhous - poczułam się jakbym mentalnie wróciła do czasów, kiedy mieszkałam w Poznaniu, kiedy to regularnie odwiedzałam kino Malta.. do czasów, kiedy wraz z moją Lucynką każdego tygodnia uczestniczyłyśmy w studenckich DKF-ach. Ilość filmów jakie wówczas obejrzałam była pokaźna, ale też niewątpliwie nadrobiłam wszystkie zaległości z minionych lat.  
Zatem Pina...
..Pina.. Jej świat przedziera się przez kolejne zwoje umysłu, docierając do najskrytszych zaułków, zakurzonych zwyczajnością i obojętnością.. niechęcią zagłębiania się w niecodzienność, zabarwioną niedoskonałością, w codzienność zatartą przez zwyczajne postrzeganie rzeczy niezwykłych.. dociera do granic duszy ocierając ją  zamaszystym ruchem niewypowiedzianymi  uczuciami.. ból, miłość, strach i trwoga.. siła i przenikająca głębokie pokłady duszy, wiara w to co wydaje się niemożliwe..
Film, który zapiera dech w piersiach, film, który dociera do najskrytszych przestrzeni naszych serc i dusz.. wzrusza i przyspiesza oddech..


Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, życząc wiele słońca!

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin