poniedziałek, 27 lutego 2012

No risk, no fun... Austria w zimowej szacie.


Po tygodniu spędzonym w przepięknie zaśnieżonej Austrii, wróciliśmy pełni wrażeń do naszej szkockiej rzeczywistości.
Do Mayrhofen wybraliśmy się już po raz trzeci - choć minęły już 4 lata od ostatniego naszego wyjazdu. Przyznam, iż myślałam, że w minionym roku uda nam się powrócić na stok, jednak przez przesuniecie operacji nogi, nic z tego nie wyszło.. dlatego ten rok, był przez nas wyczekiwany z niecierpliwością.
Muszę jednak Wam się przyznać, iż drugiego dnia, kiedy pogoda nagle zmieniła swe oblicze - a zjazdy, dla mnie osobiście stały się koszmarem - zapierałam się jak mogłam, twierdząc, iż nigdy w życiu już na deskę nie wejdę, i przecież to absolutnie żadna przyjemność!!
Cóż, kiedy następnego dnia od rana, niebo promieniało jasnym słońcem, wszystkie bolączki dnia poprzedniego, nagle zmalały tak bardzo, iż nie sposób było oprzeć się pokusie, aby znów podążyć na stok! A tam, już pierwszy zjazd przypomniał jak cudnym uczuciem, jest sunięcie po iskrzącym śniegu w dół z dużą, tudzież umiarkowanie dużą  szybkością. : )
To naprawdę niesamowite uczucie, zapewne wszyscy, którzy kiedykolwiek posmakowali narciarstwa, potwierdzą moje zachwyty.
Tydzień minął bardzo szybko i aż żal rośnie, iż nie sposób przedłużyć śnieżnego szaleństwa...


 

 

 

 



 

 Austria to piękny zakątek naszej planety, choć przyznam, iż zazwyczaj preferuję wyjazdy tam gdzie jeszcze mnie nie było -  jednak zimowa Austria nadal kokietuje i przyciąga swoją urodą. A kiedy do tego weźmiemy pod uwagę ogromne możliwości zjazdowe jakie daje region Zillertal   - to, bez dwóch zdań, miejsce do którego po prostu chce się wracać. Szczerze polecam wszystkim, którzy nadal mają wątpliwości, gdzie wybrać się na narty tudzież snowboard.. należy jedynie uważać  na prywatne ambulanse! (w razie potrzeby oczywiście.. czego absolutnie nikomu nie życzę!).

Pozdrawiam  Was raz jeszcze, w odrobinę zmienionej wersji.. bez zbędnych informacji osobistych...

Na zakończenie, mimo wszystko "odrobina" białego szaleństwa!
Oni naprawdę są szaleni, ale góry - zapierające dech w piersiach...

 


wtorek, 14 lutego 2012

W Walentynkowej aurze..


Niebo wieczorową porą było dziś wyjątkowe.. malowane pomarańczą, czerwienią, żółcią oraz skrawkami błękitu..
Tuląc się w ciepłym kocu, popijając ciepłą herbatę, spoglądałam na tę plejadę barw, to znów na iskrzące się płomyki zapalonych świeczek..
Dziś Walentynki, a do głowy powraca mi obraz z minionej soboty..
Podczas mojego dyżuru na sąsiednim oddziale, postanowiłam odwiedzić jednego pacjenta, który od niedawna znajduje się na naszym oddziale. Wcześniej kilkakrotnie widywałam Go, pracując właśnie na tym sąsiednim. Starszy Pan to 90letni człowiek, który ostatnimi czasy wyjątkowo trudno znosił swoją starość. Kiedykolwiek miałam okazję z Nim rozmawiać, nieustannie powtarzał, iż jest bardzo zmęczony i pragnie odejść. Tym razem, kiedy przywitałam się z Nim, na Jego twarzy rozjaśniał uśmiech - to niezwykłe widząc taką odmianę, wcześniej nigdy nie uśmiechnął się choćby przez sekundę..ku memu zaskoczeniu, wiecie o co mnie zapytał? Czy nadal Go kocham??
Cóż, szpital w którym pracuję, to bardzo specyficzne, czasem bardzo trudne, ale jednocześnie wyjątkowe miejsce. Starsi ludzie, często potrafią obdarować dobrym słowem, czasem komplementy starszych panów, potrafią poprawić humor w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Jednak pytanie Bobiego, po prostu mnie rozbroiło.. Ten uroczy starszy Pan, nagle rozjaśniał, jak popołudniowe słońce.. na Jego stoliku, w małej miseczce leżała pomarańcza. Zapytałam Go czy miałby ochotę na nią, czy mogłabym Mu ją obrać.. odpowiedział, iż dziś nie, ale ma nadzieję, iż pewnego dnia to uczynię.. umówiliśmy się na środę : )
A środa już jutro...
Wybaczcie, nie mogłam się oprzeć aby przy okazji dzisiejszego dnia, nie opowiedzieć Wam tej krótkiej historii..

Nie było mnie tak strasznie długo, po prostu brak mi czasu na internetowy świat. Od kilku dni jednak zmagałam się z przeziębieniem, jakim to prawdo podobnie wielu z Was się zmaga w tym niesprzyjającym czasie, zatem odrobinkę nadrabiam.. wczoraj dzień cały poświęciłam na uzupełnienie mojego "miejsca w sztuce" , troszkę to chyba tak, iż po świętach będziemy mieć nowy przedmiot -  Digital design, a jednym z naszych zadań będzie założenie bloga.. ale przecież ja już go mam, więc postanowiłam wykorzystać czas i pouzupełniać troszkę zaległości. Jeśli kiedyś będziecie mieli ochotę go odwiedzić, zapraszam, choć ostrzegam - moje poczynania artystyczne są takie, jakie są i powiem Wam szczerze, iż pragnęłabym aby moje umiejętności były znacznie lepsze :(  ..cóż nie należę do osób, które potrafią zachwalać samego siebie, raczej wręcz przeciwnie.. co nie oznacza, iż nie cieszy mnie fakt, iż dano mi szansę artystycznej edukacji - to cudowna przygoda, która mam nadzieję, potrwa jeszcze długo. Zatem jeśli będziecie mieć ochotę - My space in art.

Na zakończenie - zdjęcia z minionego tygodnia, będąc na krótkim spacerze uliczkami Edinburgha, nie mogłam się oprzeć aby choć kilka zdjęć zrobić.. a sernik, już jakiś czas temu upiekłam z przepisu Liski - przepyszny! Polecam!





Kochani - soczystych pomarańczy Wam życzę! A dla rozmatycznych.. odrobina muzyki..

 

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin