środa, 6 stycznia 2010

Zimowy Edinburgh... oraz moje nocne dumanie...

Pierwszy dzień w pracy w Nowym Roku rozpoczęłam na nowym oddziale!
Nie jest to już odział opieki paliatywnej, nie jest to również, jak informowano nas na początku - oddział dla starszych osób chorych na grypę! Właściwie nie rozumiem dlaczego nazwano go Winter world, skoro naszymi pacjentami zostali po prostu starsi ludzie, czekający na domy opieki.. Tym niemniej dziś powitałam swoich nowych pacjentów - zresztą przesympatycznych! Obdarzających mnie dobrym słowem.. tak naprawdę ta dobroć myślę działa w dwie strony - każdy z nich pragnie serdeczności, nierzadko cierpliwości i zrozumienia.. a jeśli są nią obdarzeni - oddają z nadmiarem to co najlepsze - uśmiech i dobre słowo!
Lubię przyglądać się jak na Ich twarzach pojawia się promyk radości i nie ukrywam, iż niejednokrotnie w chwilach zmęczenia Ich sympatia rozgrzewa moje serce..
Podczas naszych rozmów z Lucynką - odrobinę zamarudziłam, iż brak mi czasu na życie (proszę czytać: wszelkiego rodzaju aktywności niezwiązane z pracą), Lucynka na to słusznie zauważyła, iż moja praca to również moje życie - oczywiście!
Pomijając długi okres, kiedy byłam na zwolnieniu - w pracy spędzam dużą część czasu i choć w teorii nie powinniśmy angażować się emocjonalnie - w moim przypadku bynajmniej jest to niemożliwe!
Zawsze bowiem pojawia się człowiek, który odnajduje specjalne miejsce w moim sercu i nawet jeśli już odchodzi - pozostaje w nim na zawsze..
Pomimo tego, iż od dawna intensywnie myślę o zmianie pracy - kontakt z naszymi pacjentami budzi we mnie ogromne poczucie sensu tego co robię.. tak to czuję, nawet jeśli czasem nie mam po pracy sił na nic.. zmęczenie zawsze mija i pozostają iskierki radości.. jednocześnie jednak miewam poczucie ciężaru, jaki wiąże się z żegnaniem kolejnych osób, które przecież pozostawiają trwały ślad w moim umyśle, sercu.. nieprawdą jest, iż kolejne lata takiej a nie innej pracy sprawiają, iż stajemy się nieczuli i obojętni.. na pewno z biegiem czasu buduje się pewien dystans - jednak na pewno nie obojętność!
Piszę o tym ponieważ często nowo poznane przeze mnie osoby zadają mi to pytanie, a w toku moich szpitalnych refleksji - ta kwestia nierzadko bywa bardzo istotną..
Bez względu na poziom empatii - wszyscy moi szpitalni koledzy, w mniejszym lub większym stopniu przeżywają kolejne rozstania..
A Ci. których już nie ma wśród nas - powracają podczas naszych rozmów... zasiadają wśród nas, jak zasiada się na samotnie czekające ławeczki..

.. Podczas pobytu Damiana Mamy - spędziłam piękny malowniczy czas!
Razem spacerowałyśmy alejkami Ogrodu Botanicznego, zaśnieżonymi uliczkami Edinburgha, wzdłuż zmrożonych plaż.. razem zmarznięte zatrzymywałyśmy się pachnących kafejkach, aby nacieszyć się aromatem kawy oraz smakiem moich ulubionych tutaj muffins.. Do niedawna na pierwszym miejscu królowały te z kawałkami czekolady i jagodami!! Uwielbiam je! Niebiańska rozkosz i uczta dla podniebienia!!
Ostatnio jednak zdecydowałam się skosztować migdałowo - wiśniowe - jak się okazało równie pyszne jak te pierwsze!
Mufinki - to moja skryta namiętność ;) do tego stopnia, iż dwa dni temu pod wpływem impulsu, zakupiłam książkę z przepisami na niezliczoną ilość tychże właśnie smakołyków.. Niebawem rozpocznę wypieki, a wówczas może i w Was zrodzi się pragnienie skosztowania tej słodkiej pokusy! :) .. Póki co zgodziłam się jutro na nadgodziny w związku z czym czeka mnie 13 godzin obcowania w szpitalnych realiach! Ciągle jeszcze towarzyszy temu pewne zamieszanie związane z przybywaniem nowych pacjentów, jednak jedno jest pewne - nudzić się na pewno nie będę!
Szpital przeplata się dziś intensywnie w moich myślach - mam nadzieję, że wybaczycie mi te nocne dywagacje..
Może po prostu pozostawię Was z kilkoma zdjęciami zrobionymi podczas jednego z naszych spacerów...










Dobrej nocy Wam życzę i dziękuję ślicznie za przesłane komentarze!
Wybaczcie - nie napisałam ani słowa - a przecież tak bardzo cieszą mnie Wasze myśli kierowane do mnie!!
Serdeczności przesyłam Wam wszystkim!!




17 komentarzy:

  1. Aniu,jesteś wspaniałym człowiekiem...podziwiam Cię za to co robisz i za to jakie masz do tego podejście.Podziwiam, bo wiem,że sama nigdy nie dałabym rady. Jako dziecko marzyłam żeby zostać weterynarzem, ale po prostu wiedziałam,że pomimo całej miłości do zwierząt, nie udźwignę takiego ciężaru.Dobrze,że są na świecie tacy ludzie jak Ty, tacy którzy wniosą odrobinę ciepła i nadzieji w szarą i niekiedy bardzo trudną egzystencję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ,podziwiam Cię Aniu !Twoja praca wymaga tak ogromnej siły psychicznej i emocjonalnej .Życzę Ci zatem abyś spotykała tylko życzliwych ludzi na swej drodze ,mnóstwo miłości i radości w całym Twoim życiu !
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu , Twoi podopieczni są szczęśliwymi ludzmi gdy każdego dnia dzielisz się sercem ..czy może być coś piękniejszego w życiu ... Pozdrawiam Cię gorąco spod śniegu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam ciepło! Aniu masz dobre serduszko i Twoi podopieczni to czują...To wyjątkowa praca, która staje się powołaniem..., taką misją życiową. Nie każdy może zajmować się ludźmi potrzebującymi ( w szerokim tego słowa znaczeniu). A Ty dajesz im wiarę w dobro oraz dużo słonecznej energii, która od Ciebie promienieje.Wiem coś o tym.....Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zyczę Ci abyś co dzień czerpała zarówno ze swojej pracy, jak i otoczenia tyle piękna. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoje rozterki odnosnie pracy rozumiem doskonale, ja nie umialabym w takim miejscu pracowac, jestem bardzo wrazliwa i pewnie przeplakalabym pol zycia... dlatego, byc moze dobrym pomyslem dla Ciebie bedzie zmiana pracy.

    Pogoda za to u Ciebie fantastyczna i wyjatkowo fotogeniczna!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, pięknie piszesz, pięknie mówisz a zdjęcia ukazują co w Tobie gra.. dobrego człowieka jak, że miło spotkać.. emanujesz dobrem nawet na odległość.. i ciepłem iiiii zapachem mufinek;-) których nigdy jeszcze nie kosztowałam, ale mam nadz. że wszystko przede mną;-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Aniu, przecudnie napisałaś,aż łezka się w oku kręci;) Mam nadzieję, że dałaś radę przetrwać 13-godzinny dzień w pracy, wiem, że dałaś radę;) Mam czasami takie same uczucie marnowania życia na pracę bo mogłabym w tym czasie podróżować lub robić milion cudnych rzeczy. Teraz mam podwójnie uczucie marnowania czasu w pracy bo po trzech latach samotności nagle nie Jestem sama...niesamowite,piękne,nieprawdopodobne, na razie jeszcze tylko zauroczenie Kimś. Coś co sprawia, że mogłabym latać;)
    Też ubóstwiam mufinki i jadam je codziennie.
    Może kiedyś wybiorę się do Edinburgha bo to podobno najpiękniejsze miasto w Europie;)Zbieram się tak już od dwóch lat. Wciąż wypadają inne miejsca do których latam,a to zostawiam bo jest przecież tak blisko i kiedyś zdąrzę. Czas przestać odkładać życie na kiedyś;)
    Dobrej Nocki Aniu

    OdpowiedzUsuń
  9. pierwsze foto mi sie podoba :)
    a co do pracy z takimi ludzmi .. im więcej daje się siebie tym więcej się dostaje tej pozytywnej energii :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podziwiam. Masz w sobie wielką siłę. Wiele z siebie dajesz. Trzymaj się ciepło. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Droga Aniu,
    Na wstępie serdeczne życzenia na Nowy 2010 Rok aby był dla Ciebie łaskawy i obdzielił Cię mnóstwem pozytywnej energii do pracy zarówno duchowej jak i tej fizycznej. Moja siostra pracyje w Irlandii w "Twoim świecie", nie raz pytałm ją jak to wytrzymuje psychicznie - a ona mi odparła - życie jest za krótkie na rozpamiętywania, trzeba iść naprzód i dawać tyle dobra innym dopóki życie trwa. Napewno jakaś cząstka zostaje w nas, ale to buduje fundament do dalszego działania, niesienia pomocy w tych jakże trudnych chwilach.
    Ściskam Cię bardzo mocno i szczerze podziwiam, jesteś niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Aniu :)
    Twój zawód, praca, to coś znacznie więcej. To powołanie do niesienia innym pomocy i oddawania im cząstkę siebie, swojego dobra, ciepła, serdeczności, współczucia i zrozumienia. Zawsze mam wielki szacunek do takich ludzi, którzy służą pomocą potrzebującym.
    W dzieciństwie marzyłam o weterynarii lub medycynie. Ale będąc starszą nastolatką zdałam sobie sprawę, że nie udźwignę ciężaru zawodów, które niosą ze sobą tyle krzywdy, bólu i cierpienia. Jest też i radość, to prawda. Ale ciężar bólu związany z każdym, kolejnym odejściem nie pozwoliłby mi na spokojny sen...
    Życzę Ci Aneczko dużo siły, zarówno tej fizycznej, jak i tej psychicznej.
    Życzę Ci też ogromnych pokładów miłości, którą będziesz obdarowywać swoich podopiecznych.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Och, dopiero dziś mam normalny dostęp do internetu.. Damian przeinstalowywał system, w związku z czym od 3,4 dni miałam dostęp tylko chwilowy, wczoraj kiedy wróciłam do domu, chciałam napisać kilka słów, po czym nagle wszystko zniknęło!! Dziś w końcu jest ok :) Nie wiem, czy jeszcze tutaj wrócicie, ale mimo wszystko chciałabym Wam podziękować za tak wiele życzliwych słów!
    To niesamowite, Wasza obecność naprawdę wnosi tyle ciepła w moje serce!!
    Czytając Wasze słowa, pomyślałam, że tak naprawdę chciałabym każdej z Was napisać kilka słów, ograniczę się jednak do ogólnych podziękowań.. moje pisanie byłoby zbyt długie :)
    Muszę Wam przyznać, że z pośród wielu prac, które do tej pory wykonywałam - tutaj jestem najdłużej i ciągle napełnia mnie poczucie, iż spełniam swoją osobistą misję, która być może niebawem się zakończy.. może jeszcze troszkę potrwa, ale na pewno zawsze będzie dla mnie czymś bardzo ważnym.. kiedy byłam dzieckiem, zawsze chciałam być jak anioł - nieść radość i miłość ludziom.. niedawno kiedy rozmawiałam z moim kolegą z pracy, powiedział mi, że jestem jak anioł - w codziennym życiu - normalnym człowiekiem, ale w szpitalu, dla moich pacjentów jestem aniołem.. jego słowa wywołały łzy w moich oczach ale zdałam sobie też sprawę, iż tak naprawdę w pewnym sensie, spełniło się moje dziecinne pragnienie :)
    A nawiązując do Twoich słów Wildrose - niestety ja również jestem nadmiernie wrażliwą istotą.. płaczę za każdym razem i boli mnie dotkliwie wiele cierpień.. kiedy zaczęłam pracować, na moim oddziale każdego tygodnia umierały 3-4 osoby, przez okres około 4 miesięcy... codziennie szlochałam, Damian miał mnie serdecznie dosyć!! W końcu nadszedł czas, kiedy nabyłam pewnego dystansu.. teraz też płaczę, ale zazwyczaj, jeśli umiera osoba, z którą związałam się choćby w małym stopniu...

    Dziękuję Wam jeszcze raz!
    Serdecznie witam w moim wirtualnym świecie Jass i Iwonę - jest mi niezmiernie miło, że zawitałyście u mnie!!

    Olu - przylatuj moja droga do Edinburgha jak najszybciej!!! To naprawdę piękne miasto :)
    Zapraszam serdecznie do mnie!!

    Pozdrawiam Was bardzo ciepło!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Koniec roku był dla mnie także okresem pożegnań na zawsze , trochę mnie to zdołowało i skierowało myśli na inne smutniejsze drogi naszego życia . Często okresy poprzedzające odejście człowieka są czasem gdy nasze uczucia wystawiane są na ciężką próbę , nagle musimy stać się siłaczami / chociaż jesteśmy słabi/ i wesołkami / chociaż serce nam krwawi /, musimy dawać nadzieję / chociaż sami jej nie mamy/, dlatego bardzo podziwiam osoby takie jak Ty , które same chcą być opiekunami i pocieszycielami dla chorych i samotnych, słabych i zrozpaczonych. Pozdrawiam ciepło i serdecznie Yrsa

    OdpowiedzUsuń
  15. Yrso - przykro mi bardzo! Wierzę jednak, że posiadasz w sobie wiele sił, które pozwolą przejść ten najtrudniejszy okres.. ufam, iż osoby, które odchodzą mimo wszystko czują naszą miłość!
    Taka jest moja wiara..czy nazbyt naiwna?? Mam nadzieję, że nie.. moje doświadczenia z ostatnich 5 lat bywają czasem bardzo zaskakujące, kontakt z chorymi, umierającymi osobami otwiera nowe przestrzenie - często bardzo trudne, ale na pewno bardzo wartościowe.
    Wiesz Yrso - wczoraj po południu, przyszła do mnie koleżanka z oddziału, w którym pracowałam wcześniej, przekazując mi, iż godzinę temu zmarła moja pacjentka, a Jej córka pragnęła abym o tym wiedziała.. tak bardzo mnie to poruszyło, przede wszystkim to, iż nie spodziewałam się, że tak szybko nas opuści.. poza tym fakt, iż to Jej córka miała poczucie, iż ja chciałabym o tym wiedzieć w pewien sposób dała mi szansę abym mogła się pożegnać.. Joe była przekochaną, starszą panią, bardzo ją polubiłam... miała 93 lata, ale nie było w Niej kszty smutku i rozgoryczenia.. była chora, więc powinnam zaakceptować fakt, iż penego dnia odejdzie, ale mimo wszystko, kiedy dowiedziałam się o Jej śmierci.. przepłakałam w kuchni dobre 15 min.. to zawsze jest trudne - dlatego Yrso przytulam Cię i przesyłam wiele serdeczności, jakie i nam są w takich chwilach potrzebne!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Aniu;)Na jakiś czas mnie nie było blogowo ale tak to już mam,że po chwilach przestoju znów wracam za każdym razem;)
    Serdecznie dziękuję za zaproszenie i jeśli tylko wybiorę się do Edinburgha,a wybiorę się z pewnością;)z radością i na własne oczka zobaczyłabym Wasz przepiękny dom;)
    Ja oczywiście zapraszam również do siebie do Cork bo to przecież tak blisko;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję Olu za zaproszenie! Ale przede wszystkim trzymam Cię za słowo - jak tylko będziesz miała ochotę zapraszam!! :) NA wiosnę będzie naprawdę pięknie! Zresztą zapewnie podobnie będzie u Was, ale Edinburgh malowany wszechobecnymi żonkilami i krousami jest naprawdę piękny!
    ..a co dom mojego domu - mamy już nowego członka rodziny :) nasza kotka jest urocza - na pewno spodobałaby Ci się :)
    Pozdrawiam Cię cieplutko!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin