"Niechaj nigdy moje sprawy nie zajmują mnie aż tak mocno, bym nie mógł odpowiadać na potrzeby innych z życzliwością i współczuciem."
Czy istnieje dolna granica kresu naszego życia?
Mało dziś we mnie nastroju do optymistycznych uniesień... nie pogrążam się w ciemnej otchłani rozpaczy, jednak wypełnia mnie szereg myśli dotyczących naszej kruchej egzystencji..
Ponoć łatwiej zaakceptować nam śmierć starszej osoby, bowiem zazwyczaj kiedy odchodzą dzieci myślimy jakie to niesprawiedliwe, przecież całe życie przed nimi!! Jest to trudne i bolesne!
Przysparza nam to tak wiele bólu - najtwardsze serca miękną, a chwilę potem rodzi się chęć niesienia pomocy! To dobrze! Kryje to nadzieję, iż świat nie został zupełnie wyuzdany z ludzi dobrej woli.. ludzi o dobrym sercu!!
Tegoroczna Orkiestra była mi wyjątkowo bliska.. niestety w dzisiejszych czasach problem raka dotyczy tak naprawdę każdego z nas!!
W mniejszym lub większym stopniu jesteśmy powiązani i skazani na tę chorobę..
...kiedyś rak, kojarzył mi się z czymś złym i bolesnym, ale bardzo odległym - do czasu, kiedy rozpoczęłam naukę w szkole pracowników socjalnych.. tam usłyszałam o Poznańskim Hospicjum - od tamtej pory, wielokrotnie myślałam o tym aby zostać wolontariuszem.. niestety zbyt wiele rzeczy wówczas robiłam, a może to nie był jeszcze odpowiedni czas..
Czytałam za to wiele książek pisanych zarówno przez osoby chore na raka, jak i przez osoby pośrednio dotknięte tą chorobą..
.. kiedy przyjechałam do Szkocji, drugiego dnia czekała mnie rozmowa o pracę - jak się później dowiedziałam, oddział na który zostałam przyjęta, był oddziałem geriatrycznym, jednakże przede wszystkim paliatywno - opiekuńczym.
Naszymi pacjentami do niedawna były starsze osoby chore na raka lub z postępującą demencją.
Nagle okazało się, że moje pragnienie pracowania z osobami dotkniętymi tą jakże bolesną chorobą - spełniło się.. pragnienia (bez względu na to jaki mają one wymiar..) naprawdę się spełniają!
Można by rzec, iż moja skala pragnień sięga bardzo nieprzewidywalnych granic.. a jednak tego od bardzo dawna pragnęłam!
Nie jestem wolontariuszem w hospicjum, jednak moje życie bardzo ściśle powiązane jest z tą a nie inną rzeczywistością..
Nawet teraz, pomimo tego, iż zostałam oddelegowana na oddział zimowy, bliskość tejże choroby mnie nie opuszcza..
..Pomagałam dziś G. - w pewnym momencie, popatrzył na mnie, po czym rzekł:
"co się ze mną dzieje?? Następnie powiedział: mam raka!"
Wiedziałam o tym oczywiście, ale sposób w jaki to wypowiedział, po czym uśmiech, jakim mnie obdarzył - poruszył moje serce dogłębnie.
Moje serce łka - nie godzi się na taką rzeczywistość - jaka to różnica, że G. nie jest dzieckiem, czy też młodym człowiekiem?!!
Cóż z tego, że ma 83 lata i przeżył tak wiele!
On sam w pewien sposób, pogodził się z faktem, iż wkrótce Jego życie dobiegnie końca - jakby nie chcąc przedłużać tego stanu - zaprzestał przyjmować jakiekolwiek pokarmy.. od ponad dwóch tygodni tylko pije.. jest coraz słabszy, a mimo to z Jego twarzy nie znika uśmiech - budzi to w sercu bardzo zróżnicowane uczucia.. narasta ból.. ale też rodzi się pytanie jaka siła sprawia, iż potrafimy zaakceptować w taki pogodny sposób to co nas spotyka?!
Prawdopodobnie, kiedy chorobie towarzyszy zatrważający ból - uśmiech nie jest już tak częstym naszym towarzyszem.. często tak boleśnie nas zmienia..
...Nie godzę się na to bez względu na wiek.. ale jakie to ma znaczenie??
Przykro mi tylko, że w wielu przypadkach starsi ludzie pozostawieni są niemalże sami sobie.. zapomina się o nich.. a przecież pewnego dnia, niemalże każdego z nas czeka starość.. i niestety nie każdy będzie sprawny, i do końca swych dni zdrowy.. starsi ludzie jak każdy człowiek bez względu na wiek, potrzebuje miłości i ciepła! Naszej obecności!
...Wczorajszego nocnego pisania nie skończyłam... dziś szaro i smutno za oknem.. od czasu do czasu próbuję zrobić zdjęcia naszej kotce - niestety nie jest to łatwe :(
... kiedy nasze życie trwa w zdrowiu - wszystkie ogniwa funkcjonują prawidłowo - możemy cieszyć się tym co wokól nas.. celebrować zwykłe życie, które może być tak naprawdę niezwykłe! Tak niewiele potrzeba aby być szczęśliwym...
...Jednak, kiedy choćby jedno ogniwo zostaje przerwane - wszystko inne przestaje być ważne - nawet ta zieleń, soczysta i życiodajna...
..Przeczytałam wczoraj krótką opowieść o człowieku, który walczył z chorobą, zacytuję Wam tylko samo zakończenie:
"Czułem się tak samotny z łysiną i rakiem.
Dzięki Bogu jednak wy jesteście przy mnie.
Niech Bóg Was błogosławi za to, że daliście mi siłę, której potrzebuję,
I obyśmy długo jeszcze żyli, darząc się miłością."
Od kilku dni docieram na różne blogi, osób które walczą z rakiem - dotyka to mocno, mego serca i zastanawiam się jak mogę i ja pomóc??
W jaki sposób możemy odmienić życie tych wszystkich, którzy walczą o zdrowie??
Zazwyczaj walka wiąże się z potrzebą pieniędzy.. a to jest zawsze bardzo trudne..
Potrzeba krwi - z tym już dużo łatwiej, bo o ile nic nam nie dolega i nie byliśmy w podróży egzotycznej - każdy z nas może ofiarować taki dar!
Potrzeby zawsze są ogromne - dlatego zachęcam Was gorąco!!! Tutaj znajdziecie wiele przydatnych informacji!
Nie jestem ekspertem, ale dzięki 5-letniej pracy z osobami chorymi, wiem że oprócz podstawowej opieki - bardzo ważna jest nasza obecność - dotyk dłoni i ciepło słowo...
A dziś chciałabym jeszcze dodać, iż dzięki konkursowi na najlepszego bloga roku - każdy z nas może dodać maleńką cegiełkę, aby pomóc tym, którzy bardzo tej pomocy potrzebują! To między innymi: Paula i Tomek, możemy również głosować na Lenkę!!
Zresztą, być może Wy sami słyszeliście o innych osobach - najważniejsze jest to, iż tak drobnym gestem, możemy i my pomóc!
Dobrego dnia Wam życzę!!!
refleksyjnie i mocno, chociaż w delikatny sposób dotykasz prawdy, dlaczego G sie uśmiecha? bo Jesteś, bo tylko bliskość drugiego człowieka pozwala naprawdę żyć, i spokojnie odejść.. może to dziwnie zabrzmi ale zazdroszczę im możliwości przebywania z Tobą, tym bardziej się cieszę, że mogę tutaj chociaż trochę poprzebywać i Cie poznawać..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja obcuję z osobami chorymi na raka... moje dwie przyjaciółki chorują...jedna ma wznowę po 6 latach i znowu chemia, radioterapia, wypadanie włosów i osłabienie... druga choruje od dwóch lat i wkoło to samo... a ja jestem z nimi... co innego mogę zrobić?
OdpowiedzUsuńAniu ,życie jest chwilą, i może dlatego G uśmiecha się do Ciebie?
OdpowiedzUsuńOd roku walczę wraz z mężem z rakiem,
Słowo śmierć już mnie nie rani,
Mogę o tym rozmawiać,ale nie tak dawno nie mogłam odpowiadać na pytania.
Dzieci nas wspierają ,i modlitwa ,która daje ukojenie bólu.
Jeżdżę na chemię z mężem i patrzę na cierpienie wielu ludzi , po powrocie do domu długo nie mogę wrócić do rzeczywistości.
Ciepło ,cierpliwość i uśmiech ,które dajesz Aniu chorym, kiedyś do Ciebie powrócą.
pozdrawiam i bądż silna
...poruszylas temat do ktorego bardzo niechetnie powracam...nadal jestem zla a minelo juz 5 lat od smierci najukochanszej mi osoby...jestem zla na ta obrzydliwa chorobe,na znieczujenie ludzi...a jezeli isnieje bog to i na niego...
OdpowiedzUsuńPodziwiam twoje podejscie i to co robisz...nadal odczuwam lek przed bolem i cierpieniem i niemoca...ale najgorsze chyba jest to co pozniej...minuty,godziny,miesiace, lata...ta ogromna pustka ktorej nie zastapi nic i nikt...i koszmary senne o szpitalach...
Smutno i bardzo prawdziwie...
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku często zaglądałam na blogi osób dotkniętych chorobą nowotworową. Zostawiałam po sobie ślad... Życzyłam zdrowia, duchowo wspierałam, byłam z tymi osobami duchowo.
Potem w nocy nie spałam, płakałam, przeżywałam...
Te osoby przegrały walkę o życie, a ja czułam się beznadziejnie załamana i psychicznie wykończona.
W tym roku już nie zaglądam na blogi TEGO TYPU. Nie mam siły... Nie dostrzegam iskierki nadziei i gasnę patrząc jak inni gasną.
Ludzkie cierpienie jest dla mnie ogromnym ciężarem, którego nie potrafię unieść...i o to mam do siebie żal.
Pozdrawiam Cię Aniu i wciąż BARDZO PODZIWIAM :*
Bardzo, bardzo poruszający post...
OdpowiedzUsuńWiele dający do przemyśleń ...
Bądź dzielna Aniu, jak zawsze.
Ciepłe, wzruszające słowa... jak niewielu ludzi potrafi mówić o własnych uczuciach i opisywać przeżycia z nimi zwiazane. W moim otoczeniu są osoby chore na raka (moja teściowa walczy już 12 lat)dlatego znam te odczucia na bieżąco.
OdpowiedzUsuńBardzo Cię podziwiam i ogromny szacunek w Twoją stronę ślę.
Ściskam mocno
Podziwiam Twoją odwagę Aniu .. a dlaczego G sie usmiecha ..bo dajesz mu serce czy można dać coś więcej i więcej oczekiwać w obliczu samotności jaką jest umieranie ... Pozdrawiam Cię gorąco
OdpowiedzUsuńTrudnych spraw dotknęłaś. Umieranie mamy zakodowane w genach od chwili narodzin. Długość i jakość życia w dużej mierze zależy od ludzi wsród , których żyjemy. Łatwo jest się zamknąć w swoim świecie i być ślepym na ludzki ból i nieszczęście, trudno jest dawać siebie.W strachu, bólu i rozpaczy zawsze jesteśmy sami, ale wyciągnięta ręka, ciepłe słowo i serdeczność daje nadzieję i otuchę. Dane dobro zawsze powraca.Z Tobą świat jest lepszy.Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJesteś Aniu wyjątkową osobą...
OdpowiedzUsuńZarażaj swoją dobrocią i mądrością! ...a świat będzie lepszy.
Pozdrawiam.
Czytam kolejny raz Wasze słowa - poruszyło mnie tak bardzo, że zechciałyście napisać do mnie!! Dziękuję!!
OdpowiedzUsuńWiem, że moje słowa dotykają bardzo trudnego i bolesnego tematu.. nie spodziewałam się, że ktokolwiek zechce pozostawić choćby kilka słów - a mimo to, tak wiele ważnych myśli tutaj pozostawiłyście!!
Magdaleno - przepraszam, że poruszyłam właśnie ten temat! Mój umysł przepełnia od dwóch, trzech tygodni tyle bolesnych treści.. być może powinnam spisać je tylko w swoim dzienniku i tak je pozostawić..
Magdaleno, czas nie leczy ran, ale uśmierza ból.. przykro mi bardzo Magdaleno - a zamiast słów przytulam Cię mocno!!
..I Ciebie Jago!!! Wiem, jak może być Wam ciężko, ale mam nadzieję, że siły na toczenie codziennej walki - Was nie opuszczają!!
Życzę Wam wiele przejawów miłości, która pozwoli Wam zwalczać ból towarzyszący w tak trudnej drodze!!!
Barbaro - to bardzo wiele!! Jestem pewna - dużo więcej aniżeli się tego spodziewasz!!
Nettiko droga - moja odwaga jest bardzo wybiórcza - odważna bywam w dość ekstramalnych sytuacjach, jednak brak mi jej czasem w bardzo absurdalnych.. czasem kiedy zastanawiam się nad swoim życiem, nie opuszcza mnie poczucie, że zostałam obdarzona bardzo specyficznym darem - tak wielu ludzi mówi mi, że nie mogłoby robić tego co ja robię - a ja mogę (pomimo bólu jaki temu towarzyszy - a bywa, że wypełnia mnie dotkliwie )mimo to, jest to dla mnie jeden z cenniejszych darów, którymi mogę dzielić się z innymi..
Kaprysiu - tak ładnie i prawdziwie napisałaś!!
Jazz - "tylko bliskość drugiego człowieka pozwala naprawdę żyć, i spokojnie odejść.." takie to prawdziwe!!
Penelopo, Jazz, Kaprysiu, Jolanno, Joanno, Alexandro, Nettiko, Jago - Dziękuję!!
Dziękuję, że i Wy podzieliłyście się ze mną choćby odrobiną swych przeżyć, myśli, uczuć związanych z jakże trudną dla nas wszystkich chorobą!
Pozdrawiam Was bardzo gorąco.. mam nadzieję, że następnym razem wniosę odrobinę słońca w ten mój wirtualny zakątek i z przyjemnością znów mnie odwiedzicie!
Ciepło, miłość i troska bije z Twojego postu.. Przepełniony jest nadzieją, choć my ludzie jestesmy tak niedoskonali, choroba jest częścia nas i naszego życia. Podziwiam Twoją siłę.
OdpowiedzUsuń