piątek, 31 lipca 2009

Fizjoterapia na łonie natury...

Cały wczorajszy dzień spędziłam poza domem, być może to nic nadzwyczajnego, jednak biorąc pod uwagę gdzie go spędziłam i co robiłam - sprawiło, iż był to zdecydowanie wyjątkowy dzień!
Ciągle jeszcze regularnie uczęszczam na fizjoterapię, a rozmawiając z moją fizjoterapeutką jakiś czas temu, poinformowała mnie, ze mogłabym spróbować znów jeździć na rowerze :)

.. jednakże tylko po prostych i płaskich ścieżkach rowerowych ..
I choć z informacji tej bardzo się ucieszyłam, jakoś do tej pory nie miałam okazji na rower się wybrać... aż do wczorajszego dnia :)
Dzień, niestety nie zapowiadał się zbyt pięknie, pogoda w kratkę jak to bywa w Szkocji, jednak Damian mając wolny dzień, umówił się ze znajomym, iż wybiorą się do
Glentress Forest, gdzie byliśmy już wcześniej i zdecydowanie będziemy powracać!
Właściwie nie pytając mnie o zdanie, Damian zdecydował za mnie, ze i ja pojadę!
Biorąc jednak pod uwagę, iż od 7 miesięcy, na rowerze jeżdże tylko podczas fizjoterapii i to zaledwie 15 min - pomysł wydał mi się odrobinę szalony.
Co prawda w Glentress przygotowane są trasy o różnej trudności - ale to na pewno nie ścieżki rowerowe o płaskiej nawierzchni!
Poza tym szalone ulewy, które opanowały tutajszą rzeczywistość, choć trwały co prawda kilka - kilkanaście minut, jednak zdecydowanie nie sprzyjały ku temu, aby z przyjemnością wybrać się na pierwszą po tak długim czasie przejażdżkę.
Cóż jednak zrobić - poddać się i pozostać słabeuszem? O nie, zdecydowanie lepiej stawić czoła swoim słabościom i niesprzyjającym warunkom pogody.. a nóż, czeka nas miła niespodzianka??


Tak było kilka tygodni, przed złamaniem nogi...



Wczoraj, po stawieniu czoła dziwnym lękom, które towarzyszyły mi na początku, ja wybrałam tym razem najprostszą trasę, która cóż... i tak okazała się dla mnie mordęgą!


Droga była stosunkowo prosta, jednak sukcesywnie, prowadziła ku górze!

Po półgodzinnej męczarni :) dotarłam do pięknego miejsca, w którym odpoczywaliśmy również ostatnim razem...



I tak ku mojej miłej niespodziance - słońce wyszło zza chmur, a przede mną rozpościerał się cudowny widok!!


Mój odpoczynek trwał dłuższą chwilę - do momentu, kiedy Chmury znów spowiły niebo i ogromna ulewa zmoczyła mnie jak przysłowiową kurę :)


Co sił w nogach pognałam w dół drogi.. z nadzieją, ze tam właśnie odnajdę parking, na którym byliśmy umówieni z Damianem..

Na szczęście udało się - w przeciwnym razi, moje nogi - zwłaszcza lewa, nie przeżyłyby tak długiego podjazdu...

Na miejscu, czekał już na mnie Damian z Alanem... oraz pyszna czekolada na gorąco :)




Och, braki w mojej kondycji są zastraszające, poza tym ciągle rodzi się lęk, ze spadnę na lewą nogę - a to byłoby raczej bardzo bolesne... jednak fakt, iż mogę znów wędrować rowerem przez świat (hmm, to oczywiście przesadzone stwierdzenie - może przez mały jego skrawek), napawa mnie pozytywnym optymizmem :))

Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam pięknego dnia!!

4 komentarze:

  1. ha, wiedzialam od razu, ze jesli rowery to za Peebles:)jezdzilam do czasu, az mi roweru nie ukradli. teraz musialabym chyba rok oszczedzac, aby kupic taki sam i trzymac juz nie ma gdzie. ale zycie sie przeciez nie konczy;)pozdrawiam deszczowo jak pewnie widzisz za oknem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że Peebles :) to Twoje ulubione, prawda?! Śliczne, pełne uroku miasteczko - tyle tam pięknych starych, okwieconych domków... przy każdym zawsze mam ochotę się zatrzymać :)
    A pogoda, niestety deszczowa - bawiłam się dziś w ogrodnika, robiąc porządki na balkonie, a kiedy zachciało mi się spaceru.. no właśnie znów deszcz :(
    Pozdrawiam sedecznie z nadzieją na jutrzejsze słońce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. poza Edynburgiem, faktycznie ulubione. uwielbiam wrecz Borders z nagimi pagorkami, pasacymi sie owieczkami, momentami puste az po horyzont.
    ma ta czesc Szkocji czar, ktorej nie brak tez i w innych rejonach. mimo to zawsze tam wracam z tesknota i niezmierna radoscia.
    poszlam do biblioteki, w drodze powrotnej usiadlam w sturbucksie i zaczytalam, a kiedy wyszlam po 2 godzinach, to juz padalo. taki urok tego kraju;) gdybym miala parasol lub kurtke, nie zmartwilabym sie, ale kiedy wychodzilam, bylo jeszcze cieplo.
    milego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Och dopiero dziś piszę... a ja siedziałam wczoraj 2-3 godziny nad morzem i również czytałam i dumałam nad życiem...
    Pięknie było!! Fale przypływały i odpływały, podobnie jak sprzeczne a rodzące się nieustannie uczucia...
    Tym razem miałam dużo szczęścia - deszczu ani kropli :)
    Mam nadzieję, że nie musiałaś daleko biegać po deszczu Renato!!
    Pozdrawiam Cię słonecznie - dziś znów ładna pogoda!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin