sobota, 31 lipca 2010

Niespodziewana wyprawa nad Loch Lomond..

W środę o poranku miała odbyć się moja operacja - niestety we wtorek niespodziewanie została odwołana.. na czas bliżej nieokreślony...

Przechodzę kwarantannę, która potrwa około 2-3 tygodni.. a po niej, jeśli wyniki będą zadowalające - znów zostanę wpisana na listę oczekujących..

Aby umilić sobie czas, korzystając ze słonecznych uroków dnia, wybraliśmy się ze znajomymi do ogrodu botanicznego.. po powrocie szybkie zakupy
a w zamyśle upieczenie czegoś słodkiego, pysznego..

W sklepie zadzwonił telefon - to P. chcąc dowiedzieć się jak poszła operacja - kiedy usłyszał, iż jesteśmy na zakupach, pomyślał, że jesteśmy wariaci do potęgi :) kilka godzin po operacji, a ja biegam z niesprawną nogą, pomiędzy sklepowymi półkami.. kiedy uświadomiliśmy go, jakże mają się sprawy szpitalne, stwierdził iż szkoda że nie wiedział, bowiem moglibyśmy wspólnie wybrać się pod namiot, gdzie On już rozpala ognisko ze swoim bratem..

..przecież jeszcze wczesnym porankiem rozmyślałam o tym aby zawędrować gdzieś w leśno - górskie pejzaże, spędzając noc przy świetle księżyca..

Nie zastanawiając się zatem zbyt długo, postanowiliśmy jeszcze tego samego dnia dołączyć do P & B.. ostatecznie Loch Lomond oddalone jest od Edinburgha zaledwie 1.5 - 2h!

..Spakowawszy szybciutko namiot, karimaty, śpiwory.. oraz stroje kąpielowe, wyruszyliśmy w drogę..

Droga wśród zielonych łąk, złocistych pól mieniących się w zachodzącym słońcu - zawiodła nas nad jezioro otoczone szczytami gór...

Rozpalone ognisko czekało już na nas, uwodząc cudowną wonią oraz blaskiem iskrzącego się drewna..
Spędziliśmy pół nocy wpatrując się w mieniący żar, przysłuchując nocnym cykadom oraz falom rozbijającym się o kamienisty brzeg..
Po marokańskich nocach spędzonych w wysokich górach Atlasu oraz mistycznej pustyni - była to kolejna niezapomniana i wyjątkowa noc..

A o poranku, zbudzeni ciepłymi promieniami słońca.. świętowaliśmy dalej..

Miejsce naszego małego obozowiska otoczone było dostojnymi drzewami oraz polaną pełną purpurowych jagód, wyciągających swe małe główki ku słońcu, zza zielonych listków.. kusząco - tak bardzo, iż nie omieszkałam spędzić przy nich co najmniej godziny..

Nazbierałam dwa sporej wielkości pojemniczki - w zamyśle upieczenia słodkich jagodzianek.. a może tarty, tudzież innej słodkiej przyjemności?!

..Powróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa - nasze rodzinne wyprawy do budzyńskich lasów, długie godziny wśród jagodzianych tudzież pełnych soczystych malin kniei.. purpurowe ręce.. a wieczorami długie godziny przy maleńkich słoiczkach, zapełnianych leśnymi skarbami..

Sok malinowy mojej mamy - był najwyśmienitszym z soków na świecie :)
A zimowe poranki wzbogacone kaszką manną oraz słodkimi jagodami.. umm..
Pychotka!!!


W końcu, tez wyczekiwana kąpiel - odkąd mieszkamy w Szkocji, jeszcze nigdy nie kąpałam się w tutejszych jeziorach... zmarzlak jestem i tyle... :(

Kocham kąpiel w jeziornej toni - jednak preferuję nasze polskie jeziora - tutejsze bywają przerażająco zimne.. a może ja po prostu nie jestem aż tak odważna?!

Tego roku, jednak obiecałam sobie, że w końcu spróbuję!!
Woda okazała się zimna, nawet bardzo.. ale nie tak, aby nie można było pływać..
Loch Lomond, to bardzo duże jezioro - długie! Jego fale, dorównują tym nad morzem, dzięki czemu pływanie wzbogacone jest o dodatkowe emocje.. ciało kołysane napływającymi falami, unosi się nad taflą wody, niczym opadający liść na wietrze...


Przed powrotem do domu, zanurzam swe myśli w jeziornej toni, czerpiąc orzeźwiającą moc płynącą z wrzechświata..



Pozdrawiam Was wszystkich, którzy do mnie zaglądacie - śląc wiele serdeczności!!!


ps. Taneczny mam dziś nastrój, a afrykańskie nutki krążą mi po głowie...



5 komentarzy:

  1. Byłam kiedyś nad Loch Lomond w sierpniu - lało cały dzień bez przerwy (już od Edynburga).
    A jezioro całe we mgle i deszczu.
    Czułam się jak w środku opowiadań Broszkiewicza "Taniec kogutów".
    I nie mam nawet jednego zdjęcia, bo cały film się prześwietlił.
    Jak pech to pech.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię zaglądać do ciebie , Twój blog jest taki ciepły i inspirujący .Pozdrawiam dORI

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze sie ogromnie Aniu ze tak bardzo milo spedzilas ostatnie dni...okolice u ciebie piekne...ahhh, te skaly, jeziora,morze...uwielbiam takie klimaty...
    u mnie pada...chociaz wczoraj bylo troszeczke sloneczka i tez wybralam sie na wycieczke ( rowerowa).Super ze akurat trafilam z Anne Brun...jakos czulam ze lubisz jej glos...

    Buziaki

    a, i posluchaj koniecznie Anna Ternheim

    OdpowiedzUsuń
  4. pkelo - ach, ze Szkocją to właśnie tak jest.. kiedy przybywasz tutaj zaledwie na kilka dni, niestety może Cię zastać deszcz i szaruga.. co tak naprawdę nie świadczy o tym, iż pada tutaj ciągle.. choć znacznie częściej anizeli np. w Polsce.. szkoda, to naprawdę śliczne miejsce..
    Pamiętam, ilekroć jeździliśmy do Glencoe, tam zawsze padał deszcz - zupełnie jakby panowała tam jakaś specyficzna aura..
    ..a z filmem - rzeczywiście pech! Musisz zatem powrócić raz jeszcze z aparatem cyfrowym :)

    dORI - dziękuję Ci - naprawdę jest mi bardzo miło, wiedząc, że w tak rozległym świecie znajdują się osoby, które lubią powracać do mnie - dziękuję Ci raz jeszcze!

    Magdaleno - przesłuchuję już, utwór za utworem Anny T. - podoba mi się :)
    Myślę, że jest taka przestrzeń muzyczna, która naszą wspólną przestrzenią :) .. może zdradzisz mi czego jeszcze słuchasz Magdaleno?! :)
    ..pięknie, naprawdę pięknie było... zamierzamy w przyszłą środę znów tam się wybrać.. jeśli pogoda dopisze :)
    ..jak ja dawno nie jeżdziłam rowerem.. pomijając drogę do pracy.. musze i ja się gdzieś w końcu wybrać!
    Przytulam Cię ciepło Magdaleno!

    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne miejsce, mistyczne, urokliwe.. też chętnie potaplała bym się w tej krystalicznej, chociaż jak mówisz dosyć zimnej wodzie.. a ognisko nad brzegiem jeziora, jak w bajce... po ładnych paru latach, miesiąc temu paliłam ze znajomymi w ogrodzie ognisko.. niesamowite uczucie, jak powrót do dzieciństwa.. zadziwiające jak proste, zwykłe rzeczy potrafią stać się nietuzinkowymi.. dokąd zmierzamy w tym swoim biegu hmmmm

    Pozdrawiam i trzymam kciuki w kwestii operacji, wiem, że lepiej mieć coś takiego za sobą..

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin