niedziela, 18 lipca 2010

ludzie napotkani w drodze...

"Nie biegnij za szybko przez życie,
bo najlepsze rzeczy zdarzają się nam wtedy,
gdy najmniej się ich spodziewamy."
— Gabriel García Márquez
Jeśli pragniemy spotkać drugiego człowieka - pozwólmy mu na to!
Wyjdźmy mu na spotkanie.. albo wyruszmy w drogę niespieszną, nieznaną, pełną tajemnic..
Zawsze kiedy wyruszamy w podróż, z założenia przyjmujemy za nasz cel, spotkanie z drugim człowiekiem, choćby z cząstką jego tajemniczego świata..
Zazwyczaj jest to możliwe, dzięki otwartości serca jak i samej formie przemierzania przez świat..
Lubię przyglądać się ludziom, lubię słuchać ich osobistych opowieści - pozwalają zanurzyć się w mistyczną sferę życia, zazwyczaj jakże odległej nam, podczas zabieganej codzienności..
Przyznam, iż podróż do Maroka, była długo wyczekiwaną i wytęsknioną.. niemalże jak ta w Himalaje...
Maroko, to oczywiście kraj niezwykle odmienny od zachodniej wizji świata - począwszy od wyznawanej i praktykowanej religii, po warunki w jakich żyją jego mieszkańcy..
Wystarczy opuścić granice Marrakeszu, aby przekonać się jakim rytmem żyją mieszkańcy tegoż kraju..
A żyją niespiesznie, zgodnie z panującą aurą - w skwarne dni schowani w domach tudzież pod osłoną błogosławionego cienia - poddają się cichej kontemplacji, popijając miętową herbatę lub kawę z dużą ilością mleka..

Na ulicach najczęściej spotykaliśmy mężczyzn, kobiety bardzo często przebywają w swoich domostwach zajmując się gospodarstwem, dziećmi.. jedynie w dni targowe opuszczają domy, zazwyczaj przyodziane w długie suknie jak również chusty zakrywające ich twarze - Maroko, pomimo tego, iż jest jednym z najmniej tradycyjnych krajów, gdzie kultura arabska przejawiająca się zarówno w strojach, jak i relacjach damsko-męskich - mimo wszystko nadal uderza odmiennością przejawiającą się na wielu płaszczyznach..

Oczywiście miejska rzeczywistość zdecydowanie różni się od tej w głębi kraju - tam nadal życie płynie według bardzo tradycyjnych reguł.
Podczas naszego trekkingu, spędziliśmy 4 dni w małej miejscowości Imlil - tam też zwolniwszy rytm naszej podróży, mieliśmy okazję na wiele bliższych spotkań - już pierwszego dnia dowiedziawszy się, iż znajduje się tam maleńka wytwórnia oleju arganowego - z przyjemnością odwiedziliśmy to niezwykłe miejsce przesycone orzechowym aromatem, zakupując ostatecznie wiele z oferowanych produktów - co niestety w moim przypadku, wzbudziło ogólne oburzenie ze strony Damiana, bowiem produkty te ze względu na ich unikatową produkcję, niestety nie należą do najtańszych..
Jak nakazuje tradycja, wytłaczaniem tego "złota Maroka" zajmują się kobiety - ręcznie mieląc ziarna owoców drzewa arganowego, uzyskują oleistą pastę, z której następnie ręcznie wyciskają olej.
Niezwykły jest fakt, jak wiele produktów powstaje na bazie tegoż oleju - począwszy od cudownie pachnących kosmetyków, po oleje jadalne, które z kolei wymieszane z miodem produkowanym przez berberyjskie pszczoły - stanowi absolutnie doskonałą kompozycję smakową - a świeżo upieczony chlebek zamoczony w takim miodzie tudzież samym oleju - sprawia, iż mamy wrażenie jakbyśmy spożywali najsmaczniejszą rzecz na świecie!


Poddając się rozkosznej wolności i możliwości smakowania chwili, z przyjemnością zasiadaliśmy w zaciszu jednej z restauracyjek, przyglądając się mieszkańcom Imlila..


Podczas samego trekkingu, mijaliśmy maleńkie, górskie wioseczki - a tam ludzi, którzy żyjąc często w bardzo surowych warunkach - emanują pięknem, które często trudno dostrzec w miejskich realiach..


Podążając górskimi ścieżkami, spotykamy kobiety w swych długich sukniach..

Mężczyzn wypasających kozy tudzież wędrujących z Mułami transportując różnego rodzaju towary, jak również bagaże turystów..




Kiedy przybyłam do schroniska, pierwszą osobą na którą zwróciłam uwagę był wysoki mężczyzna w pięknym turbanie na głowie - przywitawszy mnie uroczym uśmiechem, zapytał jak się miewam.. później, kiedy znów Go zobaczyłam - nie potrafiłam powstrzymać się aby wyrazić mój entuzjastyczny zachwyt - odbyliśmy naprawdę interesującą rozmowę - Mohamed, jest przewodnikiem górskim - zawsze wędrującym przez góry w swojej tradycyjnej szacie w kolorze nieba, z turbanem na głowie oraz starą berberyjską pieśnią na ustach - o czym przekonałam się mijając Go następnego dnia na szlaku - Jego śpiew rozbrzmiewał w niezwykły sposób wśród nasłonecznionych stoków Wysokiego Atlasu..

Mohamed opowiadał mi o ludziach gór, o swojej rodzinie - przyznam, iż to dzięki Niemu, miałam okazję poznać lepiej rzeczywistość Berberów w ich biednym, jednakże pięknym świecie - Berberowie to lud, który podobnie jak Nomadowie stanowią rdzenną ludność kraju. Posiadają swój własny język, który pomimo kultury arabskiej oraz powszechnie obowiązującego języka arabskiego - on nadal istnieje i przekazywany jest z pokolenia na pokolenie..

Cierpliwie odpowiadając na moje pytania, odkrywał tym samym, przede mną tajniki tamtejszej kultury, obyczajów nadal tam panujących.. dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, iż młode 15-letnie dziewczęta wychodzą za mąż.. który jeśli ma dużo pieniędzy - żon może posiadać kilka.. choć jak twierdzi Mohamed, nie jest to najlepsze rozwiązanie - mimo wszystko - to jedna żona jest najlepszym i najrozsądniejszym wyborem.

Przyglądając się różnicom jakie dzielą nasz świat od świata Marokańskiego - których niewątpliwie jest wiele, ostatecznie jednak dochodzimy do punktu, w którym bez względu na to co nas dzieli - okazuje się, że jesteśmy do siebie bardzo podobni.. głęboko w naszych sercach drzemią podobne pragnienia.. podobnie odczuwamy radość i smutek - bez względu na to, czy mieszkamy w pięknych górach, czy też innym miejscu na jakże zróżnicowanym globie - okazuje się, że nie pieniądze, bogactwo stanowią o naszym prawdziwym szczęściu - szczęściem jest drugi człowiek i umiejętność przedarcia się niejednokrotnie przez grubą warstwę samotności, jaką się omatamy...




Dzieci spotykane na szlaku, tudzież w innych odwiedzanych przez nas miejscach, najczęściej gonią z pasją za piłką.. Natalie, która z zamiłowania jest piłkarzem i gra w jednaj ze szkockich drużyn - w Maroku, wykorzystywała niemalże każdą okazję aby zagrać z tamtejszymi chłopakami..

Zastanawiałam się dlaczego tak rzadko spotykamy dziewczynki - oczywiście wynika to z panującej tam kultury - dziewczynki przebywają zazwyczaj w towarzystwie mam, czasem widywaliśmy je (choć raczej te w starszym wieku), w grupie kilku dziewcząt lub starszych kobiet..



Ali - to człowiek, którego poznałyśmy w Imlil, podczas jednego ze spacerów wśród straganików pełnych kokietujących świecidełek..

Mijając Go, zapytał czy nie mogłybyśmy Mu pomóc - okazało się, iż jeden z turystów zapłacił za zakupiony towar Szkockimi Funtami, które co prawda w tutejszej rzeczywistości stanowią taką samą wartość jak Funt Angielski - jednakże tam w Maroku (być może mógłby wymienić je w Marrakeszu, ale zapewne wartość ich spadłaby co najmniej do połowy), przykry to fakt, biorąc pod uwagę kwotę, która w tamtejszych warunkach, nie należała do najmniejszych..

Dla nas nie był to problem aby, wymienić wspomniane pieniądze, co z kolei niezmiernie ucieszyło Aliego, który chcąc wyrazić swoją wdzięczność podarował nam dwie bransoletki, jako dar serca, a oprócz tego zaprosił na filiżankę niezwykle mocnej herbaty, którą to zaparzył specjalnie dla nas w maleńkim srebrnym dzbaneczku tuż przy swoim stoisku, następnie poczęstował przepysznym ciastkiem kokosowym - po raz kolejny, była to okazja na odbycie ciekawej rozmowy - Ali jest Nomadem mieszkającym na pustyni, jednak każdego roku, przybywa z wyrabianymi przez Jego rodzinę wyrobami, do Imlila spędzając tam 3 miesiące, po czym wraca w swoje rodzinne strony..

Dla mnie był to szczególny dzień, bowiem każdy z nas powędrował w swoją stronę, nawet Damian wybrał się na długi spacer zmierzając w kierunku przełęczy, z której rozciąga się widok na najstarszą wioskę w rejonie (jeśli nie w Maroku), spotykając po drodze mieszkańca Imlila, który zaproponował mu przejażdżkę Jego pięknym, białym samochodzikiem.. następnego dnia i ja zostałam zabrana na taką przejażdżkę, która biorąc pod uwagę, iż wiodła przez strome zbocza o barwie spalonej cegły ku wioskom do których nie docierają turyści - była niezwykłym przeżyciem..

Wracając jednak do mojego dnia spędzonego w Imlilu - zakotwiczyłam na dłuższą chwilę na jednym z tarasów odwiedzanej przez nas wcześniej reastauracyjki - a tam spotkawszy kolejne osoby, napotkane wcześniej w górach - chłonęłam otaczający mnie świat, niezwykle rozpieszczana przez kolejnych towarzyszy.. mężczyźni bardzo często spędzają popołudnia w pobliskich barach - tym razem rozpieszczali mnie rozmową, kolejnymi herbatkami berberyjskimi, a nawet lunchem - tradycyjnym omletem, który podawany jest z chlebem (zresztą jak każda inna potrawa serwowana w Maroku) - tam zazwyczaj nie używa się sztućców, podobnie i w tym przypadku ich nie otrzymałam, pomyślałam więc, iż powinnam przełamać chlebek umieszczając omlet w jego wnętrzu - jednakże szybko zostałam wyprowadzona z błędu - omlet przełamuje się kawałkami chleba, zjadając go małymi kęsami..

Był to naprawdę miły i wyjątkowy dzień - poddając się temu wszystkiemu co napływało niespodziewanie do mnie - przez moment stałam się częścią tamtejszej rzeczywistości..
przede wszytkim dzięki Jego mieszkańcom..




Natalie, grająca po raz kolejny w piłkę nożną, w kanionie wąwozu Dadis..



oraz jeden z Jej towarzyszy gry..



Kobiety odpoczywajace w cieniu monumentalnych skał..


lub wędrujące wraz z całym swoim dobytkiem..



Mohamed - to młody Nomad, który opuścił swoje rodzinne strony bowiem życie w Jego rejonach było zbyt trudne, nie pozwalające na zdobycie edukacji, choćby w podstawowym zakresie, nie wspominając o możliwości późniejszego zatrudnienia..

Mohamed to młody 21-letni człowiek o najpiękniejszych oczach jakie miałam możliwość zobaczyć w tym pustynnym świecie...


Ludzie pustyni..


Zakątki Fez uraczyły nas swoją niezmiennością od czasów średniowiecza - to niezwykłe uczucie błądzić wąskimi, zatłoczonymi uliczkami medyny, gdzie wielobarwność spotykanych ludzi bywa doprawdy zaskakująca..




Podązając tym kolorowym szlakiem dochodzi się do miejsca, gdzie w spiekocie dnia, często dotkliwym zapachu, pracują wytrwale mężczyźni, w tamtejszych garbiarniach - wyprawiając skórę w tradycyjny sposób, najczęściej przy użyciu zwierzęcych odchodów..

Zapach rzeczywiście potrafi być dotkliwy, jednakże turyści zazwyczaj odwiedzający tarasy, pozwalające przyjrzenie się tej formie farbowania, niezmienionej od pokoleń - otrzymują gałązkę mięty, która skutecznie ujarzmia nieprzyjazną woń..



A w Casablance, nad brzegiem oceanu - zachwycałam się tamtejszymi mieszkańcami..


Pięknymi istotami, niczym nimfy wynurzające się z głębin wzburzonych wód..


Podobnie, jak ta starsza kobieta - zatracając się w chwili, która już nigdy się nie powtórzy..


Dobrej nocy Wam życzę.. i dziękuję, że jesteście tutaj razem ze mną :)
ps. Wybaczcie, za rozmiar mojego posta - w końcu kiedy znalazłam czas aby pisać, okazało się, że powstał strasznie długi wpis, który mam nadzieję, mimo wszystko nie zanudził Was na śmierć..

11 komentarzy:

  1. zanudził? mnie jest mało.. czytając czuje się jakbym wędrowała z Tobą, pisz... pokaż nam swoje Maroko.. z milionem kolorów, zapachów, obrazów.. Będę czekać na kolejny dzień wędrówki

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. ...wedruje wraz z toba po odleglych krainach tysiaca i jednej nocy...pieknie Aniu, poprostu pieknie!

    dziekuje!

    buziak

    OdpowiedzUsuń
  3. Jazz - dziękuję Ci serdecznie! Naprawdę ogromnie mnie to cieszy! Wiesz, wkrótce zamierzam zacząć wpisywać moje wspomnienia w dzienniku z podróży, który założyłam z takim zamiarem... jednocześnie wstyd mi bardzo, bo niemalże za każdym razem, kiedy zabieram sie za pisanie, z jakiś względów nie mam czasu kontynuować.. ale tym razem obiecuję, nadrobić zaległości - za tydzień czeka mnie operacja, a później znów odrobina wolnego, które zamierzam przeznaczyć właśnie na uzupełnianie zaległości :)
    Tutaj jednak na pewno jeszcze coś dodam :)

    Magdaleno - ciszy mnie to bardzo!! Dziękuję ci kochana!

    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy życie nie jest czymś wyjątkowym i pięknym?

    OdpowiedzUsuń
  5. Myszko - zdecydowanie tak!! :)

    Delicious - witam Cię serdecznie i dziękuję!

    Pozdrawiam Was ciepło z nieustannym deszczem w tle....

    OdpowiedzUsuń
  6. a u mnie upał, upał, upał, ja jednak chyba jestem zimnolubna;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. od wczoraj i u nas zaświeciło słońce - ale do upałów to jeszcze daleko :)
    Ja osobiście lubię ciepełko, jednakże umiarkowane :) ..może i u Was w końcu się ochłodzi?!
    Miłego weekendu!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Aneczko Moja Droga !
    Powinnaś wydać książkę pt. "Miejsca, które warto odwiedzić, widoki, które warto zobaczyć, ludzi, których warto spotkać i smaki,których warto zasmakować " Cudowna wędrówka i przepiękne fotografie !!!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. Jolu - to dokładnie tak książka, jaką chciałabym napisać :)
    ..choć do tej pory nie potrafiłam sprecyzować tytułu.. dziękuję za inspirację - ach, żebym jeszcze tak rzeczywiście potrafiła ją napisać.. ponoć jeśli czegoś bardzo pragniemy - nic nie stoi na przeszkodzie :)
    Pozdrawiam Cię słonecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Będę do tego posta wracała jeszcze nie raz.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin