wtorek, 1 marca 2011

Los nasz, w rękach naszych.. a ciężary na naszych plecach..

..Szmer płynącej rzeki rozproszył wieczorne szepty
mrok swoimi ramionami
otula niespełnione obietnice losu..









Wieczorową porą wracałam autobusem do domu..
Mała dziewczynka rzekła do swej mamy: "wiesz co mamusiu.. kocham Cię!"
Dzieci potrafią zaskoczyć nas swoją szczerością oraz otwartością serca.. bywają jak promyki słońca w ciemny, pełen smutku dzień..
Kilka dni temu, piekłam ciasto urodzinowe dla małej Laury -  kolejny rok minął niepostrzerzenie!
Dziś Laura jest małą, jednak pociesznie szczebiocącą dziewczynką - cudownie wtulającą się w ramionach które pragną przyjąć Jej słodycz.
Jej  życie, to niezapisana jeszcze karta, pełna niespodzianek, zachwytów oraz niezbadanych wyroków losu..
Którą drogą będzie podążać i dokąd zawędruje?
Czy podda się płynącej fali, pozwalając by życie zaledwie zaspokoiło Jej podstawowe potrzeby?
Czy też wybierze drogę trudniejszą, jednak przesyconą kreatywnością i walką o własne miejsce na ziemi?
Czy będzie wytrwale podążać w kierunku swoich marzeń, bez względu na trud jaki będzie trzeba włożyć, aby marzenia te zdobyć?
Czy ominą Ją porażki losu oraz ból niespełnionych obietnic?
Czyż noc otuli Ją swoją pieszczotą, w chwilach zwątpienia i braku pewności? 
Jej los, drzemie w małych słodkich dłoniach.. lecz ciężar i trud jaki rodzi się wraz z rodzącym się życiem - nieść będzie sama na swych dorastających plecach..


Życie nie zawsze, daje nam szansę na beztroskę, każdy z nas dobrze o tym wie i być może czuje ciężar trudu, jaki związany jest z walką o bezpieczną codzienność.. a ona ma tak wiele wymiarów..
Rodzimy się, dorastamy, odkrywamy własne pragnienia.. tworzymy świat w swoim własnym wymiarze i poczuciu szczęścia.
Wszystko to jednak, jakże kruche i nieprzewidywalne zdaje się w obliczu tego, co los szykuje za naszymi plecami...
A może to my sami, dokładamy cegiełki do piramidy naszego życia? Czasem nieświadomie, bezwiednie, często jednak zgadzając się na cichą zmowę naszych niemych wrogów - pozwalamy niszczyć dar, którym zostaliśmy obdarowani.

Smutek spaceruje ścieżkami mego serca..
Widzę słońce rozświetlające każdy nowy dzień, budzące się do życia kwiaty, a nawet pąki drzew, jednak w tym samym czasie uczestniczę w dramacie zrodzonym  na skutek naszej ludzkiej ułomności.. słabości.. a może i przede wszystkim lęku i samotności..
Nałóg, który stał się nieodzownym towarzyszyszem przez wiele lat, w końcu, w dużej mierze przyczynił się do utraty zdrowia, władzy nad własnym życiem..

Kiedy rok temu poznałam D. był on niezmiernie sympatycznym i promieniście ciepłym człowiekiem.
Witał mnie z uśmiechem a żegnając powtarzał, iż jestem niczym słońce - piszę o tym, pomimo tego, iż nie zawsze bywa to prawdą, jednak zawsze uśmiechem, odpowiadam za uśmiech, i wiem, że nasze spotkanie wniosło w nasze życie wiele ciepła i pozytywnej energii.
Po trzech miesiącach, D. opuścił nasz oddział, aby zamieszkać w swoim nowym domu.. tuż przed odjazdem,  przyjechał się ze mną pożegnać, powiedział, że może jeszcze kiedyś się spotkamy - nie wiemy kiedy, bowiem tajemnicą jest los zapisany w księgach naszego życia..
Na pamiątkę podarowałam Mu kartkę z moich rodzinnych stron.. ten mały gest wzruszył D. jak małe dziecko otrzymawszy ulubioną słodycz.

Od tamtego czasu minął dokładnie rok.. kilka miesięcy temu, kiedy pytałam pielęgniarkę, czy nie wie co się dzieje z D.? Dowiedziałam się tylko, iż niestety znów zaprzyjaźnił się ze swoim wieloletnim towarzyszem nałogiem, od którego zdawało się, iż udało mu się skutecznie odejść.. niestety nie..
Ponad miesiąc temu, przyjęliśmy nowego pacjenta - początkowo nie poznałam Go, choć wydał mi się niezmiernie znajomy.. po chwili poczułam zimny dreszcz - nowy pacjent okazał się D.
Trudno ogarnąć wzbierającą falę bólu, być może zbyt szybko pozwalam aby los drugiego człowieka splatając się z moją własną wstęgą życia, wypełniał zakamarki mego serca.. ale taka już jestem i nie potrafię tego zmienić..
Niestety, tym razem D. nie mówi i zdany jest całkowicie na naszą opiekę..
Dlaczego piszę o tym wszystkim?
Tutaj, gdzie pragnęłam aby było to miejsce wypełnione pozytywną energią? Pięknem, które doświadczam oraz światłem spływającym na mnie z nieba.. zachwytem rodzącego się poranka i zwykłą radością, jaka wypełnia mą duszę, po  upieczeniu ciasta, które można skosztować w gronie przyjaciół..
Tak wiele jest piękna i optymistycznej  energii - jednak po równoległym torze, podąża druga strona życia, która boli i uwiera..
Nie zawsze chcemy o niej mówić, często lepiej ją przemilczeć..

Mój przyjaciel, jest uzależniony od alkoholu, trudne to i niezmiernie bolesne, bowiem Jego umysł i dusza to miejsce przepełnione troską o innych i żywą ciekawością świata.. 
A mimo to, zapomina o sobie samym, nie troszcząc się o siebie wcale.. pozwala aby Jego chore ciało ulegało niszczącej sile nałogu.
Tak wiem,  nałóg jest chorobą, z którą trudno walczyć - jednak można z nią walczyć, a co najważniejsze wygrać!

Zatem dlaczego piszę o tym wszystkim?  
Wczoraj, zapytałam D. czy mnie pamięta? Dlaczego? Doprawdy nie wiem.. prawdopodobnie pragnęłam ujrzeć uśmiech na Jego twarzy, tak jak dawniej..
Stan D. jest zdecydowanie ciężki, jednak kiedy zaczynam mówić do Niego odwraca głowę i przygląda mi się uważnie.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, iż być może rozpoznaje niektóre osoby po głosie, zadałam mu to samo pytanie, popatrzył na mnie z niewiele mówiącym wzrokiem, jednak kiedy powiedziałam, iż jestem z Anią z Polski - na Jego twarzy pojawił się ciężki grymas..  po chwili jednak odwrócił swą niemą  twarz, pozostawiając mnie z tysiącem pytań.
Cóż wypełnia umysł D? Ileż pamięta, i czy cokolwiek pamięta?
Każdego tygodnia, kiedy powracam do szpitala,  w wolnych chwilach staram się do Niego mówić, niewiele to zazwyczaj wnosi, bowiem zdarza się, iż miewam poczucie, że D. wolałby gdybym nic nie mówiła.. Jednak tak naprawdę, nie mam pojęcia jak bardzo jest On obecny, a w jakiej części żyje On w innym świecie?
W sobotę, podczas golenia, wydarzyło się coś co poruszyło i wniosło iskierkę nadziei - przechodząca pielęgniarka, zapytała D. czy ufa mi, pozwalając abym to ja Go goliła - ku mojemu zaskoczeniu, na Jego twarzy pojawił się radosny uśmiech!
Być może właśnie dlatego, wczorajszego popołudnia znów zapytałam D. czy mnie pamięta..
Tym razem D. schwycił ma dłoń, swoją sprawną ręką, po czym patrząc na mnie rozpłakał się, tak strasznie boleśnie.. nie spodziewałam się takiej reakcji i przyznam, iż ciężko to odchorowuję - pragnęłam czegoś zupełnie innego.. dotknęłam jednak bólu D. który spłynął po mojej duszy, niczym mój własny ból.
Znów ujrzałam mojego przyjaciela, który pozwala aby taki los i Jego spotkał.. nie musi.. to oczywiście nie wyrocznia, jednak świadomie zwiększa szansę na to co spotkało D.

Kiedy wieczorem, borykałam się z natłokiem myśli, zadzwoniłam do mojej bliskiej znajomej, która jest pielęgniarką - mówiąc Jej o minionym zdarzeniu, szlochałam jak małe dziecko.. do tej pory, udawało mi się zawsze wywoływać uśmiech na twarzy naszych pacjentów - tym razem jednak ujrzałam łzy, przesycone niemym bólem...  
Moja znajoma powiedziała, iż mimo wszystko to dobrze.. dobrze, że próbuję do Niego mówić, bowiem nikt inny tego nie robi..  a być może przywołuje Go to znów, do życia..
Ja jednak toczę wewnętrzną walkę, bowiem pragnęłabym aby D. znów zaczął mówić, jednak wiem, iż nigdy nie będzie już niezależny od innych osób, a  to sprawia, iż nie jestem pewna, czy chęć wywołania uśmiechu na Jego twarzy, jest równoznaczna z szansą na słuszną chęć przywrócenia go ponownie do życia.. życia jakie czeka Go po tak silnym wylewie...
Z powodu tej właśnie walki oraz tysiąca myśli jakie napływają do mojej głowy - dzisiejszy post..
Wybaczcie, iż w tak smutnej oprawie..
Zdjecia, które wybrałam, w pewien sposób odzwierciedlają moje wewnętrzne przemyślenia - poza tym od miesiąca mój komputer walczy z nadmiarem danych - zupełnie jak mój umysł...
On jednak nie pozwala mi na jakiekolwiek poważniejsze działania - wliczając w to jakąkolwiek obróbkę zdjęć, nie mówiąc o tym, iż na nowe nie ma po prostu miejsca.. ubolewam strasznie, ponieważ od dawna, oprócz zdjęć robionych na potrzeby collegu - innych nie robię, dlatego też poniekąd nie piszę i nie dodaję kolejnych wpisów na moich innych blogach.. a tutaj.. czasu wolnego mam tak naprawdę jak na lekarstwo, choć nasz remont kuchni dobiega końca ,a to oznacza, iż skończy się syzyfowe sprzątanie, które  niewiele daje a czas zabiera - kuchnia w końcu przypomina kuchnię i powoli zaczynam cieszyć się z niej w pełni znaczeniu tego słowa.. W dni kiedy nie przebywam w pracy, mogę w końcu przygotowywać normalne posiłki.. niebawem upiekę swoje pierwsze ciasto i jeśli tylko doczekam się pomocy Damiana, będę mogła podzielić się nim (w symboliczny sposób oczywiście) również z Wami! A jutro czeka nas wizyta u naszych dobrych znajomych wraz z  Irańską kolacją. Ciekawa jestem niezmiernie, bowiem Minoo zapowiedziała, iż przygotuje dla nas niespodziankę - potrawę jakiej na pewno jeszcze nie kosztowaliśmy wcześniej!

Dziękuję, że zaglądacie i czytacie moje słowa - Wasze sprawiają, iż odczuwam niezmiernie przyjemne ciepełko w okolicach serca! 
I pomimo tego, iż ostatnio bardzo mało piszę a i mało mnie u Was - myślami jestem blisko, zupełnie jak u przyjaciół, do których pragnie się powracać...
Dziękuję Uli i Małgosi , które obdarowały mnie sympatycznymi wyróżnieniami i choć od dawna nie uczestniczę w przekazywaniu ich kolejnym osobom, to jednak przyznaję, iż wyróżnienia te stanowią pewien symbol - uznania i akceptacji, Waszej obecności w moim cynamonowym świecie, jak i innych zakątkach, które próbuję tworzyć z większą lub mniejszą efektywnością.. i za to bardzo Wam dziękuję! Za Waszą obecność, która wzbogaca moje życie!
Dlatego też Wasze słowa pozostawiane tutaj - kreując nasz wspólny świat, wypełniają przestrzeń, o której jeszcze dwa lata temu nie sądziłam, iż może istnieć.. pojawić się w moim życiu..
Dziękuję Wam za to!!!

















Być może część z Was miała już okazję widzieć te zdjęcia, jeśli nie - mam nadzieję, że przeniosą Was one w świat pięknego, choć przesyconego trudem codziennej rzeczywistości Nepalu - tęsknie za nim i za ludźmi, których napotkaliśmy w drodze, a którzy obdarzyli nas niezmierną serdecznością i niemalże zawsze - Pozdraw pełnym ciepła uśmiechem! 

A dla Tych, którzy jeszcze nie mieli okazji widzieć Baraki - fragment filmu! Polecam gorąco cały!

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!


11 komentarzy:

  1. Piękny, choć smutny tekst i piękne zdjęcia Aniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu...wczoraj moja przyjaciolka zakonczyla swoja praktyke w miejscu przeznaczonym dla bezdomnych i uzaleznionych kobiet...przychodza tam kazdego dnia, moga skorzystac z prysznica, dostac jedzenie i tworzyc...malowac,robic na drutach, szyc...przychodza tam kazdego dnia i kazdego dnia po calym dniu ida na ulice...czasami ciezko jest zmienic rytm,czasami niemozliwe jest zostawic za soba nalug...a mimo tego przychodza tam kazdego dnia...
    to tylko mysl,tylkocos apropo twoich mysli...bez rozwiazania ani odpowiedzi...tylko mysl...

    przytulam mocno

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciężką i piękną pracę wykonujesz.Ściskam Cię mocno i serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. zdjęcia z innego świata ale z takim samym wielkim bagażem ...

    OdpowiedzUsuń
  5. życie, swoją różnorodnością sprawia, że jest niesamowite, nawet jak czasem jesteśmy Syzyfami.. ale wtedy właśnie uruchamiają się w nas pokłady o których nigdy nie mieliśmy pojęcia, człowiek wiele może, tylko czasem nawet o tym nie wie.. najważniejsze mieć kogoś obok, kto gdy jednak nie dajemy rady, wesprze, albo pokaże, że możemy.. przyjaciela, partnera.. bliskiego człowieka.. a Barake mam na płycie już od paru lat;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. jak zwykle pięknie u Ciebie Aniu...kupiłam bilet do Edinburgha...pozdrawiam cieplutko;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu,
    Twoje cudowne zapiski czytam od dawna, sprawiają mi one ogromną radość, dają również wiele wzruszeń i powodów do przemyśleń. No właśnie... Ostatni post przeczytałam dwa razy. Utożsamiłam się z nim niestety. Niestety dlatego właśnie, że i ja mam problem alkoholowy. Kiedy nie piję jestem inną kobietą, żoną, matką. Maluję, hoduję rośliny, głaszczę kota. No właśnie............Kiedy nie piję. To strasznie silny nałóg. Twój post Aniu droga powiedział mi co mnie czeka, a ja wiem, że tego nie chcę. Tylko czy to wystarczy żeby się z nim zmierzyć? .........

    Pozdrawiam gorąco
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Olu, nie było mnie tutaj od dawna - Twoje słowa naprawdę mnie poruszyły, myślę o Tobie od wczoraj.. dziękuję, ze napisałaś - to wiele dla mnie znaczy, choć najbardziej chciałabym abyś pewnego dnia napisała, że mimo wszystko Twój nałóg nie ma dłużej władzy nad Tobą, że jesteś szczęśliwą mamą i żoną..zawsze! Zdaję sobie jednak sprawę jakże trudna musi być walka o to aby uwolnić się od jakiegokolwiek nałogu - Olu ślę wiele serdecznosci w Twoją stronę i będę wspierać z daleka!!

    Dziewczyny - dziekuję i Wam, za kazde słowo! Wasze przemyślenia które pozostawiacie tutaj, zawsze są dla mnie bardzo cenne.
    Wybaczcie, ze milczę od tak dawna.. nie ma mnie prawie od miesiąca.. powoli wracam..
    Myślę jednak o Was i mam nadzieję, że każdy dzień niesie wiele dobra i pozytywnych doświadczeń!

    Dziękuję raz jeszcze!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybrałaś sobie trudny zawód ...

    OdpowiedzUsuń
  10. Historia Twoich spotkań z D wzruszyła mnie. Jego nieme łzy ...Twoje łzy ...wydusiły moje.
    Ludzkie losy.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę pogodnych i pięknych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  11. Penelopo, dziękuję za Twoje słowa! Wiesz, przez ostatni tydzień spacerowałam morskim nadbrzeżem, niemalże każdego dnia.. myślałam o Tobie również - tym bardziej jest mi miło, czytając Twoje słowa!
    Tobie również życzę pięknych i spokojnych Świąt, choć jutro sama zawitam u Ciebie, choćby w wirtualnej przestrzeni. :)
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin