"Od jakiegoś czasu, kiedy tylko mogę, jadam obiady w barze niedaleko mojej pracy. W oknie baru wisi napis: Tu się jada jak u mamy". Jasno, czysto, bez złych zapachów. W barze jest dobry klimat, a przy stolikach - osobowości. Głównie ubodzy staruszkowie obojga płci - schludni, godni, delikatni w obejściu, czasem są zawstydzeni...
..mam w sobie czułość dla starszych ludzi,większą nawet niż dla dzieci, zwierząt i zakochanych"
- Sonia Raduńska "kartki z białego zeszytu"
..Kiedy mieszkałam w Poznaniu, często odwiedzałam bary mleczne - zazwyczaj smaczne jedzenie, za bagatelnie niską cenę, stwarzało namiastkę domowej kuchni mojej mamy.
Często zamawiałam zupę szczawiową oraz naleśniki z białym serem i owocami.
Odwiedzałam różne bary, zazwyczaj najlepsze jedzenie bywało w tym najuboższym, przypominającym późne lata 70. Tam też, przychodzili najbiedniejsi ludzie - w niemej ciszy spożywali swoje skromne posiłki, po czym wychodzili niczym samotni wędrowcy, w świat jakże odległy dla wielu z nas..
Pamiętam bardzo wyraźnie, rodzący się smutek mieszany z czułością w zakamarkach mego serca obserwując Ich smutną samotność, okraszoną zupą pomidorową..
Dziś, najczęściej jadamy posiłki w domu, czerpiąc inspiracje z napływających wspomnień, poddając się ulotnej chwili kruchych sentymentów, przygotowuję dania mniej lub bardziej skomplikowane.. w zależności od intensywności obrazów, wypełniających me wnętrze..
03.06.10
Dzisiejszego poranka, poddaję się leniwej ciszy.. tylko ja i książka.
Niczym nurt rzeki unoszę swe myśli wraz z płynącą treścią - docieram do Umbryjskiego Orvieto. Dzięki Marlenie de Blasi, poznaję miejsca, ludzi, tamtejsze obyczaje.. oraz smaki, całą gamę smaków lawirujących w tamtejszej przestrzeni.. znów zaczynam tęsknić za tym miejscem, za Toskanią będącą obietnicą piękna i prostoty bliską memu sercu..
Dzisiejszy dzień oczarowuje blaskiem i przyjemnym ciepłem.. zaplanowałam spacer uliczkami Edinburgha - jednak intensywność lektury zatrzymuje mnie w domu.
Dobrze mi z moją książką, z muzyką kołyszącą mą duszę, z moim małym ogrodem.. z Moccą.
Minuty istnienia przeradzają się w godziny..
Za oknem biją dzwony popychane wiatrem, zbliża się chwila powrotu Damiana.
Kończąc swoją lekturę, rozpoczynam rytuał gotowania.
Myślami ciągle jeszcze wędruję wśród Toskańskich wzgórz i soczystych winnic oliwnych, niemalże czując jej smak i zapach. Sama jednak decyduję się na przygotowanie dania indyjskiego..
Kilka dni temu moja koleżanka z pracy - Julie, będąc rodowitą Hinduską, obdarowała mnie jednym z tradycyjnych przepisów.
Aromatyczna mieszanka ziół wypełnia niemalże całe mieszkanie.. aby dopełnić całości, zapalam przywiezione z Nepalu kadzidełko..
Małe okruchy szczęścia, zaczynają tworzyć mozaikę wyjątkowości..
Przygotowałam dwa dania. Jedno na bazie mieszanki przypraw, które podarowała mi Oleńka (Saag Gosht curry) dodając ulubione słodkie ziemniaki oraz szpinak.
Druga, to ta z przepisu Julie, to pyszne duszone bakłażany z ziemniakami w sosie pomidorowym.Duszone Bakłażany:1 duży ziemniak1 Bakłażancebulapomidor chili powder lub czerwona papryka, jeśli nie lubimy ostrych dańkolendra w proszkusólPokrojoną w kostkę cebulę, podsmażamy na 2 łyżkach oliwy do momentu uzyskania złocistego koloru. Następnie dodajemy dużego pomidora bez skórki, pokrojonego również w kostkę.Podsmażamy krótka chwilę, po czym pozostawiamy do przestygnięcia. Kolejnym krokiem jest zmiksowanie pomidorków, aby uzyskać pure pomidorowo-cebulowe.Na patelni podgrzewamy 2 łyżki oliwy, po czym dodajemy 2 łyżeczki kolendry oraz łyżeczkę papryki. Do tak podprażonych przypraw dodajemy masę pomidorową, po czym dodajemy pokrojony w nieduże plastry ziemniak wraz z bakłażanem. Potrawę dusimy na małym ogniu, do chwili uzyskania odpowiedniej miękkości.Ja dodałam również pokrojoną świeżą kolendrę - całość uzyskała balsamiczny, egzotyczny smak, przenosząc nas symbolicznie w odległe rejony Azji..
A na deser ciasto rabarbarowe z aromatyczną kawą..
Pozdrawiam Was serdecznie, życząc pięknego, słonecznego dnia przepełnionami cudownymi aromatami, smakami...
ahh...az do mnie dolecialy te smakowite zapachy!
OdpowiedzUsuńchyba sie skusze i sprobuje upichcic
przytulam
magdalena
Lubie do Ciebie zagladac!Ladnie piszesz, naprawde! Twoje posty sa takie cieple, radosne ale rowniez realne i czasami bardzo osobiste!A swoja droga to tez kiedys mieszkalam w Poznaniu i jadalam w barach lecznych :) moze nawet na siebie wpadlysmy nie wiedzac o tym!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z poludnia Niemiec
marta
Witaj Aniu! Ach..to te zapachy mnie tu przyciągnęły:-)Przepis wypróbuję z przyjemnością:-)Ja też mam swoje ulubione miejsca gdzie jadam posiłki:-)Takie moje, upatrzone matyldzie miejsca,gdzie prócz smakołyków chłonę ciepłą ,pozytywną energię ,która krąży w takich klimatycznych miejscach.A jedzonko hinduskie wręcz UWIELBIAM. W mojej Łodzi są 2 upatrzone przeze mnie restauracje, które często odwiedzam - Ganesh - Bardzo lubię kurczaka w sosie curry.Mniam.... To strona - http://www.ganesh.pl/ Zobacz sobie:-)BUZIACZKI PRZESYŁAM i życzę pięknego jutra....:-) pa pa....
OdpowiedzUsuńPieknie i cieplo piszesz o starszych ludziach. Mialam zawsze podobne odczucia, towarzysza mi do dzisiaj, choc tu wokol mnie znacznie mniej takich jak tych spotykanych w barach mlecznych, inna kultura. Inne smutki jesli sa. Pozdrawiam Cie slonecznie, anna
OdpowiedzUsuńWitaj.. gdziekolwiek jestem, jak długo mnie nie ma, i tak prędzej czy później wracam tutaj.. schować się u Ciebie przed pędzącym światem.. bo tak tutaj ciepło, smacznie, kolorowo, domowo.. odpoczywam u Ciebie, i za to dziękuje;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło