Obiecałam, że powrócę do Luang Prabang.. dziś jednak zabieram Was do krainy czterech tysięcy wysp, gdzie spędziliśmy przesympatyczne, pełne sielankowej atmosfery dni..
Nie jestem pewna, czy rzeczywiście można byłoby doliczyć się aż czterech tysięcy , jednakże na pewno jest ich bardzo wiele, porozrzucanych na miodowej rzece Mekong.. zastanawiałam się jaki tak naprawdę miała ona kolor.. miodowy, rdzawy..Damian stwierdził, iż po prostu mętny..mi jednak podoba się idea miodowego koloru zmieszanego z odrobiną promieni słońca : )
Jak już wspomniałam, wysp jest wiele, oczywiście nie wszystkie bywają zamieszkałe i tylko niektóre przystosowane do napływu turystów, wędrowców i poszukiwaczy przygody..
My zatrzymaliśmy się na wyspie Dondet, która początkowo wzbudziła we mnie niemałe rozczarowanie - ale tylko dlatego, iż spodziewałam się bezludnej wyspy (niemalże :) ), a dotarliśmy do miejsca, które przywitało nas kilkunastoma domkami, stłamszonymi niemalże jeden obok drugiego - a wszystko to, aby ugościć przybyszy z zachodu! Najsmutniejszym jednak, był fakt, iż wraz z turystami, przybywają i plączą się niemalże pod nogami, coraz większe ilości śmieci! Doprawdy smutny to fakt, ponieważ jestem przekonana, iż gdyby nie my - ludzie na wyspie nadal żyliby bardzo blisko natury, bez zbędnych śmieci.
Choć tak naprawdę nadal żyją, tak jak przed wieloma laty, czego mogliśmy doświadczyć następnego dnia podczas naszej rowerowej wyprawy po dwóch wyspach. Na szczęście im dalej w głąb - śmieci było coraz mniej, a ludzie toczyli spokojne, niespieszne życie.. pracowali na polach ryżowych, orali ziemię przy pomocy niemalże archaicznych narzędzi oraz cierpliwego woła..przesiadywali przed swoimi domostwami, a po zachodzie słońca, całymi rodzinami zażywali kąpieli w mętnych wodach rzeki Mekong. A to wszystko, my mogliśmy obserwować podczas jazdy rowerem po najdalszych zakątkach tego magicznego miejsca.
Podczas wyprawy, dotarliśmy do dwóch wodospadów, które tak naprawdę były bardzo podobne, jednak różniły się znacznie obszernością..bulgocząca woda przelewała się z niezmierną prędkością pędząc przed siebie bez opamiętania.
Aby dotrzeć do większego - Khonephapheng waterfall - musieliśmy najpierw pokonać 7 kilometrów rzeką, a następnie na skuterach - muszę przyznać, iż pierwsze chwile napawały mnie odrobiną grozy, ta jednak szybko przerodziła się w bardzo przyjemne uczucie zmieszane z posmakiem szaleństwa..
Piękna pogoda nagle zamieniła się w rozszalałą ulewę - ta jednak trwała zaledwie kilka minut, po czym słońce znów wyjrzało zza chmur, a my mogliśmy znów kontynuować podróż.
..ta droga okazała się zdecydowanie za wąska..
.. dzieci bez względu na godzinę i miejsce niezmiennie nam towarzyszyły. : )
Kończąc, pozdrawiam serdecznie oraz dobrej nocy Wam życzę.
Dziękuję za cudownie wirtualną wycieczkę przy filiżance gorącej kawy. Zdjęcia cudowne, miejsce również. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAnno - cała przyjemność po mojej stronie! : ) Dziękuję Ci i również pozdrawiam serdecznie.
Usuńcóż mogę powiedzieć.. NIESAMOWITE.. i DZIĘKUJE...;-)
OdpowiedzUsuńJazziku, dziękuję : )) ..ściskam! :)
Usuńbardzo, bardzo klimatycznie, wspaniała wyprawa
OdpowiedzUsuńJo, cieszę się, że powędrowałaś troszkę ze mną :)
UsuńPozdrawiam cieplutko.. dziękuję.
Bardzo lubię takie klimaty a u Ciebie można to znaleźć dziękuję za podróż :)
OdpowiedzUsuńIlono, dziękuję - naprawdę miło mi to słyszeć. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń4000 wysp i się nie pogubią ??
OdpowiedzUsuńHmm..doprawdy nie mam pojęcia :) ..może czasem ;)
UsuńPozdrawiam Cię serdeczie.
Witaj Aniu :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam po odbiór nagrody Versatile Blogger :)
Gorąco pozdrawiam i ściskam Ilona :)