sobota, 24 grudnia 2011

Merry Christmas..


Drodzy przyjaciele i bratnie dusze!
Czas Świąt ogarnął nas już swymi ramionami..
Czas, który nakłania  na chwilę zadumy, refleksję, pozwala nam dzielić się radością wspólnego bycia... niechaj każdy z Was spędzi ten szczególny czas w gronie najbliższych.. myślą, sercem, jakkolwiek..
Pięknych, radosnych Świąt Wam życzę
oraz miłości, miłości i raz jeszcze miłości!

Niechaj anioł, który czuwa nad każdym z Was,
 ogarnie  swymi ramionami,
śląc poczucie bezpieczeństwa, ciepła i wiary w dobro!

I'm Wishing You a Wonderful Christmas!



Dziękuję Wam wszystkim za nieustanną obecność!

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Londyn jesienno - galerniany..


W Edinburghu spadł pierwszy śnieg.. w każdym razie w okolicach naszego szpitala, wczorajszego dnia zawirowały białe płatki, sprawiając, iż szare połacie trawy, przeistoczyły się w biały kobierzec, a drzewa przyodziały białe kubraki.. Święta coraz bliżej, ulice wystrojone, świecące, migocące.. ja niestety nadal w jesiennym nastroju, choć czekam z niecierpliwością na przerwę pachnącą igliwiem, piernikiem.. atmosferą, która przypomina dzieciństwo..

Dziś jednak, dla przekory, powracam  do słonecznego - okraszonego rudością i pomarańczem Londynu.. wraz z posmakiem..choć może przede wszystkim, atmosferą odwiedzonych galerii.  


V&A

Muzeum Victorii i Alberta, pragnęłam odwiedzić dawno temu, niestety nasze poprzednie krótkie wizyty w Londynie, nigdy na to nie pozwoliły. Tym razem był to pierwszy punkt naszej wyprawy.
Biorąc pod uwagę, iż większość naszej grupy stanowili studenci z kierunku projektowanie kostiumów - głównym naszym celem było zwiedzanie sal z kostiumami teatralnymi oraz  biżuterią, mieliśmy jednak do dyspozycji również wolny czas, dzięki czemu ja mogłam nacieszyć oczy i duszę w sali, w której głównie królowały rzeźby Rodina.  



Kolejnego dnia między innymi odwiedziliśmy targ staroci, na którym wśród wielu kolorowych drobiazgów, pięknych starych koronek : ) książek, zdjęć,  plakatów.. uroczych buteleczek.. zauroczyła mnie rzeźba przywieziona z Kongo..





..krótkie sceny uliczne.

..oraz kolejna wizyta w jednej z  londyńskich galerii.








A w czwartkowy wieczór wraz z kilkoma osobami z grupy wybraliśmy się do Opery Narodowej. Piękna muzyka i wzruszająca historia - Manon. Przyznam, iż nigdy wcześniej nie słyszałam o tymże balecie, jednak i tym razem uroniłam łzę pod wpływem wyjątkowej atmosfery i magii zarówno samego spektaklu, jak i miejsca, w którym dane mi było spędzić  mój urodzinowy wieczór.

 

Na zakończenie - Uliczki Paryża.. obietnica kolejnego wyjazdu.. 


Pozdrawiam Was gorąco i życzę wieczoru nasyconego spokojem i serdecznością..

piątek, 2 grudnia 2011

"..beaten upon and buffeted by all the winds of heaven."

"As so often in Scotland the sun travelled
dyke over dyke, burning dead grass golden and ending,
after a wallow of foothills, on one brown summit;
that flared its moment, too, and was gone."
- G.F. Dutton, Camp One,

Spiętrzona woda, rozpryskuje białe pióropusze..
niecierpliwie i groźnie niczym rozszalałe lwy..
gna w szaleńczym tempie nie bacząc na pochylone nad nią
zziębnięte konary drzew..
Po czym zmęczona opada bezwiednie, rozciągając ramiona
ponad słomiane łąki i pola...

Taką Szkocję ujrzałam podczas naszej wczorajszej wycieczki.. dawno nie podróżowaliśmy po tutejszych bezdrożach, a ponieważ w całym kraju wczoraj panowały strajki, w związku z powyższym nasze zajęcia zostały odwołane, zatem postanowiliśmy wykorzystać ów dzień na krótką podróż.
Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Edinburgha, zaskoczył nas jakże wysoki poziom wody.. pola i łąki pozalewane, bezlistne drzewa smutno stojące w zimnej topieli.. smutny obrazek napawający chwilami trwogą..
Jeszcze w domu, zaplanowaliśmy wejście na 10-ty pod względem wysokości szczyt Szkocji Ben Lawers(1214m npm). Niestety, pokonaliśmy długą krętą drogę wśród ośnieżonych szczytów, aby w końcu dojść do wniosku, iż w dziwny, niezrozumiały sposób zarówno parking, jak i punkt informacyjny, który pamiętaliśmy sprzed 3 lat.. najzwyczajniej zniknął!
Po drodze spotkaliśmy tylko koparki, które dzielnie walczyły z żywiołem.. a raczej mężni panowie, bowiem pogoda zdecydowanie, nie rozpieszczała wczorajszego dnia.. choć kilkakrotnie pojawiały się jasne prześwity słońca, wraz z malowniczą tęczą na błękitnym, przez kilkanaście minut niebie..








.. zauroczył nas zimowy krajobraz,  który przywołał wspomnienia naszych minionych, zimowych wędrówek..


Tym razem jednak, pozostawiliśmy poza sobą białe przestrzenie, by podążyć w kierunku niewielkiego, jednak malowniczego wodospadu Acharn.

 



Wodospad Acharn, to kręta wstęga, wijąca się wśród omszałych skał..opadająca z łoskotem w dół wyżłobionego koryta rzeki, spowalniającej swój bieg, to znów zmieniającej się w szalejące kaskady spienionej wody..





Pomimo wiatru i deszczu, był to piękny dzień..
A jeśłi macie ochotę na dłuższą wędrówkę po malowniczej Szkocji.. zapraszam na "jazdę bez trzymanki" z Danny MacAskill. : ) 


Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i pięknych snów dziś życzę!!!

środa, 23 listopada 2011

Kaszmirowy świat..

godziny jak wrzeciono
przesuwają się po szpuli życia..
zaplatają skrawki codzienności
w pajęczynę zdarzeń
milczące i nieuchwytne
i znów jestem pomiędzy błękitem
a zorzą
słońcem i deszczem
dotykiem dłoni
i słów kojących duszę..


Tydzień temu, wraz z moją grupą odwiedziliśmy jedną z najstarszych tkalni w Szkockich Bordersach.
 Hawick to miejsce, gdzie pomimo upływu lat i zmieniających się technologii, nadal powstają przyjemne w dotyku, jak i najlepszej jakości kaszmirowe dzianiny. Założona w 1874 roku tkalnia, to długoletnia tradycja i dbałość o dobry wizerunek marki.
Wizyta w takim miejscu, to fascynująca podróż  umożliwiająca  przekroczenie progu zarówno do przeszłości jak i współczesnej krainy, w której z kolorowych nici, powstają różnego rodzaju swetry, które pomimo wysokich cen, nadal znajdują wielu zwolenników, a to choćby zw względu na ich miękkie i delikatne faktury.  
Przyglądając się całej produkcji, niezliczonym maszynom, jak i samym pracownikom, którzy cierpliwie łączą poszczególne elementy, w jedną całość - nie dziwi mnie fakt, iż cena jednego kaszmirowego swetra osiąga  ponad 100 funtów..
Nie dziwi też fakt, iż wiele tutejszych firm, przeniosło swoją produkcję do Chin, tudzież Bangladeszu, gdzie wyprodukowanie całej serii kaszmirowych swetrów, jest znacznie tańsza, aniżeli tutaj w Szkocji.
Tym niemniej, w odwiedzonej przez nas tkalni nadal trwa produkcja jak za dawnych lat..





Tymczasem dziś...zaledwie kilkanaście maszyn, zdecydowanie odbiegających od tych sprzed minionego stulecia..













Nici i skrawki niedokończonych tkanin, to pokusa nie do odparcia...







Pięknego jesiennego dnia Wam jutro życzę!

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin