poniedziałek, 15 czerwca 2009

"Ogrzej moje serce"


"Powinniście poświęcać czas innym ludziom. Nawet jeśli w grę wchodzi zrobienie czegoś naprawdę drobnego, uczyńcie to dla drugiego człowieka - zróbcie to nie dla zapłaty, lecz dla samego przywileju zrobienia tego."
- Albert Schweitzer


Dawno temu, otrzymałam od Agnieszki książkę "Balsam dla Duszy". Być może nie jest ona Wam obca, w każdym razie ja zaglądam do niej od czasu do czasu na zasadzie: co dziś mogę przeczytać kojącego moją duszę??
Biorąc do rąk tę słoneczną lekturę - przez moment trzymam ją w ręku, jakbym wypowiadała zaklęcie.. po czym otwieram na przypadkowej stronie, aby zgłębić się w tajemnicy słowa, przygotowanej dla mnie w dzisiejszym dniu..


..Dziś przeczytałam..

"Było to w Denver, w przeraźliwie zimny poranek. Trudno było przewidzieć, jakie niespodzianki może zgotować pogoda. Najpierw cieplejszy front spowodował stopnienie śniegu, który zniknął w studzienkach ściekowych lub bezszelestnie płynął wzdłuż krawężników (..) Potem powróciło mściwe zimno, okryło świat białym płaszczem śniegu i zmroziło pozostałości poprzedniego ataku zimy, tworząc z nich podstępne, śliskie pułapki niebezpieczne dla przechodniów .(..)
Drugim uciekinierem, który schronił się we wnętrzu sklepu, był wysoki, starszy dżentelmen (..)
Nie mogłem się obronić przed myślą, iż albo jest niespełna rozumu albo zgubił drogę. Ktoś, kto w taki dzień wyrusza z domu, by niespiesznie przeglądać towary nie może mieć wszystkich klepek na właściwym miejscu .(..)
Jakoś tak się dziwnie złożyło, ze starzec wyprzedził mnie w kolejce do kasy. Roberta się uśmiechnęła. (..) Okazało się, ze starzec wlókł się do sklepiku w tak obrzydliwy dzień po jakiegoś nędznego pączka i jednego banana.(..)
Na ladę spadło kilka monet monet i pomięty dolarowy banknot. Roberta przyjęła je tak, jakby położono przed nią drogocenny skarb.
Kiedy skromniutkie zakupy zostały umieszczone w plastykowej torbie, wydarzyło się coś znaczącego. Chociaż wiekowy przyjaciel Roberty nie wypowiedział dotąd ani słowa, pomarszczona dłoń wyciągnęła się wolno nad ladą.(..)
Na twarz Roberty wypłynął szeroki uśmiech. Kobieta pochwyciła drugą powykręcaną dłoń i już po chwili trzymała je obie na wysokości swojej brązowej twarzy. Potem zaczęła je rozcierać od góry do dołu, a następnie po bokach. Później przechyliła się przez kontuar i poprawiła szalik.. owinęła nim szczelnie jego szyję, starzec zaś nadal się nie odzywał. Stał tylko nieporuszony jakby pragnął na zawsze utrwalić tę chwilę.(..)
Wtedy to zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wcale nie przyszedł tu po banana ani pączka, ale po to by się ogrzać, a właściwie ogrzać swoje serce.(..)Tak bowiem się składa, że dla Roberty każdy człowiek jest kimś wyjątkowym!"
- Scott Gross


Przeczytawszy tę krótką historię, przypomniała mi się jedna z pacjentek, którą poznałam zaraz na początku mojej pracy. Był to czas, kiedy okazało się, że moja, wydawałoby się komunikatywna znajomość języka angielskiego - ma się nijak do języka jakim operowali Szkoci!
Ku mojej głębokiej rozpaczy, przez pierwsze dni pracy w szpitalu, nie rozumiałam prawie nic...
Mówiono do mnie proste, banalne rzeczy, a ja usilnie starałam się zrozumieć co też do mnie mówią!
Podobnie było z Sadie - biorąc pod uwagę, iż posługiwała się ona typowo szkockim językiem, niestety zrozumienie Jej sprawiało mi niemałą trudność!
Jednak pewnego dnia odkryłam, że tak naprawdę, zawsze kiedy mnie widziała i próbowała coś mi przekazać, tak naprawdę pragnęła bliskości drugiej osoby, zawsze po chwili, kiedy widziała, że raczej mam problem ze zrozumieniem - po prostu brała moją rękę, głaskała ją, jak rękę małego dziecka, po czym przyciągała szybciutko aby mnie przytulić..

Tak naprawdę ona, jak i większość osób, których los postanowił spleść niewidzialną nicią z moim życiem - zawsze pragną ciepła i serdeczności drugiej osoby...

Czego i Wam z całego serca życzę!!







Zważywszy na moje, takie sobie samopoczucie - moja wena kulinarna była bardzo skromna dzisiejszego dnia, choć przypomniały mi się placki ryżowe, które nauczyła mnie robić moja znajoma wiele lat temu. Kiedyś za czasów licealnych, kiedy mieszkałam w internacie - stały się one hitem :) bardzo proste, szybkie w wykonaniu... no i naprawdę smakowite!
Tak dawno ich nie przygotowywałam, ze kiedy już usmażyłam, nabrałam ochoty, aby i Wam je pokazać.. może któregoś dnia i Wy spróbujecie :)
Przepisu, jednak dokładnego nie podam - należy przygotować ciasto naleśnikowe, po czym dodać do niego ugotowany ryż - nie za dużo, nie za mało :)
Miłego wieczoru Wam życzę!!

4 komentarze:

  1. Piękną historię dziś przeczytałaś ...i ja dzięki Tobie :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Penelopo.. Ciebie również pozdrawiam i serdeczności ślę : )
    Miło mi, że i Tobie historia ta spodobała się..

    OdpowiedzUsuń
  3. Z każdego zakamarka Twojego dziennika emanuje piękno , nad którym dłużej zatrzymuje się myśli ... Pozdrawiam cieplutko nocną porą

    OdpowiedzUsuń
  4. Nettiko - Twoje słowa dotykają mojej duszy - dziękuję!!
    Pozdrawiam Cię również, znów nocną już porą : )

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin