W cichym domu, jedynie delikatne dźwięki muzyki sączą się leniwie z radia..
Za oknem śnieg prószy z coraz większą intensywnością, malując świat białymi smugami.. moje myśli krążą wokół minionego tygodnia, kłębią się w mojej głowie, niczym popychane wiatrem chmury na grafitowym niebie..
"a odpowiedzi brak, a odpowiedzi brak...
bo to jest wielka tajemnica rzeki..
dlaczego my, dlaczego tutaj
czemu tak?
pytamy ciągle, jak pytają małe dzieci
a odpowiedzi brak,
bo to jest tajemnica rzeki.."
W sobotni wieczór, w szpitalu, zapytałam jedną z pacjentek co chciałaby robić? Starsza Pani spojrzała na mnie, po czym zapytała - a cóż ja mogłabym tutaj robić??
Czy zaskoczyło mnie takież pytanie? Chyba nie, jednak przez chwilkę zaczęłam zastanawiać się nad nim.. bo cóż może czynić starsza osoba, z tak ograniczonymi możliwościami - znajduje się w szpitalu, praktycznie nie może chodzić, a jedyne co my możemy jej zaoferować, to wcześniejsze pójście spać, lub oglądanie telewizji, siedząc na wątpliwie wygodnym fotelu - to dwie typowe dla tego miejsca opcje.. niestety!
A jednak to nie wszystko, starsza Pani lubi czytać, więc jest to miła perspektywa przełamania towarzyszącej Jej stagnacji.. Pani od czasu do czasu lubi gawędzić z inną pacjentką.. to ciągle niewiele prawda?
Nagle do mej głowy napłynęły myśli, którymi uraczyłam starszą Panią..
Pomyślałam, iż możemy zamknąć nasze oczy i przywołać w pamięci najpiękniejsze chwile naszego życia - jeśli możemy to zrobić - możemy przenieść się w krainę naszych marzeń.. dziecięcych lat pachnących "słodyczą" gorzkiej czekolady - ja takową pamiętam doskonale z domu moich przyjaciół..
Możemy przywołać obrazy miejsc i ludzi, którzy byli ważni w naszym życiu i pomimo tego, iż odeszli przed nami - nadal mogą być blisko!
Pierwszy śnieg - jeśli taki pamiętamy, a jeśli nie, to wystarczy spojrzeć za okno, aby rozbudzić uśpione wspomnienia.. wędrówki po śnieżnych zaspach, czerwone nosy okraszone zimnem.. pierwsze bałwany lepione z dziecięcą pasją.. w końcu jazda na sankach - szalona i niezapomniana..
Początkowo starsza pani słuchała mnie w milczeniu, jakby rozpoczęła wędrówkę w Jej minioną przeszłość..
Kiedy zapytałam, czy pamięta Jej ulubione miejsca, zajęcia, które sprawiały Jej radość - przymknęła oczy, po czym powiedziała: o tak, pamiętam wiele takich miejsc.. razem z rodzicami, każdego roku jeździliśmy na wakacje, odkrywając nowe, niezliczone zakątki naszego kraju... pięknych, ulubionych miejsc było wiele.."
Na Jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech...
Czasem niewiele możemy, jednak jeśli nasza pamięć ciągle jest naszym towarzyszem możemy poddać się płynącej fali wspomnień.. na pewno istnieje w naszym sercu choćby kilka, które warto raz jeszcze przywołać, aby przegonić otaczającą nas niemoc..
Przyznam, iż wielokrotnie przeprowadzałam podobną rozmowę z naszymi pacjentami, nie zawsze potrafili Oni wskrzesić w pamięci chwile warte wspomnień, jednak zazwyczaj pojawiała się choćby jedna myśl o czymś, co miało miejsce w ich życiu, a co wywoływało uśmiech na ich naznaczonych przez los twarzach...
Kiedy odchodzi bliska nam osoba, w naszym sercu rodzi się tylko ból i pustka, początkowo trudno zapełnić ją czymkolwiek co mogłoby mieć pozytywny wydźwięk.. z czasem jednak, powracają wspomnienia te dobre, te które pozwalają zobaczyć światło.. zapewne tęsknimy i nigdy miejsce po bliskiej nam osobie nie zapełnimy kimkolwiek innym, jednak żyć musimy dalej i niechaj pamięć o bliskich towarzyszy nam zawsze, a wówczas na pewno będą Oni obecni w naszych sercach..
Wczorajszego dnia, zaświeciło słońce.
Nałożywszy ciepły, bordowy szal wybrałam się na długi spacer...
Przemierzałam uliczkami Edinburgha , zachwycając się kamienicami pokrytymi śnieżnymi czapami..
Zamek stojący w majestatycznej pozie, na szczycie wygasłego wulkanu, tym razem oprószony śniegiem, wyglądał wyjątkowo odświętnie i zachwycająco.. ostatnie promienie słońce, otulały go niczym dogasający ogień, sprawiając wrażenie niezdobytej twierdzy..
Moje kroki kierowałam ku cichemu wnętrzu St Gile's Katedry.. to miejsce, które bardzo lubię odwiedzać, zasiadając w milczeniu w miejscu, gdzie nieustannie małe płomyczki zapalonych świec, wędrują ku tym, których, musieliśmy pożegnać..
Tym razem i ja zapaliłam świeczkę dla naszej babci, która odeszła kilka dni temu.. by choć w ten symboliczny sposób skrócić odległość jaka teraz nas dzieli..
Kiedy opuściłam katedrę, cicha noc wędrowała uliczkami miasta. Światełka świątecznych już lamp, mieniły się na tle granatowego nieba..
Po powrocie do domu, raz jeszcze powróciłam do nurtującego mnie od kilku dni tematu.
Jakiś czas temu na blogu Uli oraz Ajki przeczytałam o akcji humanitarnej, jaką prowadzi fundacja pomocy dzieciom w Afganistanie. Moja wiedza, o tym kraju, nie jest bardzo obszerna - jednak doskonale wiem, jak ciężka panuje tam sytuacja. Od kilkudziesięciu lat toczące się tam walki, zniszczyły piękno tego kraju. Ludzie głodują i marzną.. umierają każdego dnia z zimna.. zwłaszcza teraz zbliża się najtrudniejszy czas.
Zdaję sobie sobie sprawę, iż podobna sytuacja ma miejsce w wielu krajach. Wiem jak wiele Polskich dzieci marznie, bowiem rodziców nie stać na to aby kupić ciepłe buty, kurtki...
Kilka lat temu kiedy lecieliśmy do Nepalu, nasz samolot przelatywał właśnie nad Afganistanem. Widoczność była wyjątkowo dobra, dzięki czemu miałam możliwość podziwiania wszechobecnych szczytów gór.. jakże pięknych, ale jednocześnie złowrogich, zwłaszcza w okresie zimowym dla tamtejszych mieszkańców..
Będąc świeżo po przeczytanej lekturze "córka bajarza" Sairy Shah, głowę mą wypełniały pytania, w jaki sposób możemy pomóc tym ludziom?
Czy słuszne jest to, aby nasi jak i z innych państw żołnierze, tracili swe życia w imię walki o pokój?
A co z samymi mieszkańcami Afganistanu? Niewinnymi dziećmi?
Saira Shah pisze " Granica była zamknięta, ale garstce uchodźców udało się wedrzeć do Peszawaru. Mieli zmartwiałe twarze ludzi, którzy wszystko stracili. Dla niektórych była to czwarta ucieczka. Uciekali przed sowiecką inwazją, rakietami mudżahedinów, potwornościami talibów i teraz przed amerykańskimi bombami"... które ponoć miały nieść wyzwolenie!!
Sytuacja jaka ma miejsce w tym kraju, ma różne oblicza.
"W zeszłym roku w Afganistanie zamarzło więcej ludzi niż zginęło od wybuchów bomb. Połowa z nich to dzieci."
Czas mija, od mojego lotu upłynęły 4 długie lata. Jednak w oddalonym o wiele kilometrów kraju, niewiele się zmieniło...
Często nurtuje mnie myśl, w jaki sposób możemy pomóc tak wielu ludziom będącym w potrzebie, rozproszonym po całym świecie?
Jednak wczoraj podczas mojej cichej zadumy, naszła mnie myśl, iż jeśli rodzi się w nas potrzeba niesienia pomocy, wystarczy po prostu zatrzymać się, choćby przy jednej osobie, która pomocy wymaga.
Pomyślałam, że może jeśli choćby z kilkunastu osób, które zatrzymują się tutaj na moment, znajdzie się mała garstka, tych, którzy zechcą uczynić mały gest wysyłając choćby parę rękawiczek - może kilka małych rącząt nie będzie tej zimy tak bardzo marzło!
ul. Grunwaldzka 86
60-311 Poznań
konto nr: 09 1090 2255 0000 0005 8000 0192
z dopiskiem Pomoc dla Afganistanu.
Jeśli ktokolwiek chciałby poczytać więcej, Tutaj znajdziecie obszerniejsze informacje dotyczące sytuacji w Afganistanie!
Dziś dzień Świętego Mikołaja - biskupa Miry . Jak głosi legenda był On człowiekiem, który rozdawał dzieciom prezenty.. może i my za Jego przykładem podarujemy prezenty tym, którzy naprawdę ich potrzebują?!
...Śnieżna zawieja ucichła! Niebo znów rozpogodziło swe lico, jakby z nadzieją na lepsze jutro!
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę pięknego dnia! Niechaj i do Was przybędzie Mikołaj niosąc przede wszystkim piękno i radość! Miłość i nadzieję!
ps. Do mnie przybył niespodziewane dwa dni temu.. ale o tym następnym razem...