Maria Pawlikowska - Jasnorzewska napisała o październiku:
"Brzozy są jak złote wodotryski.
Zimno jest jak w ostatnim liście.
A słońce jest jak ktoś bliski,
który ziębnie i odchodzi.
Lecą liście.."
.... w czwartkowy poranek okraszony płatkami śniegu, wyruszyliśmy w podniebną podróż, aby po dwóch tygodniach pobytu w Polsce, powrócić w ramiona naszej szkockiej rzeczywistości..
Przywitało nas niebo spowite jasnym błękitem oraz ciepłe, choć zdecydowanie późno jesienne powietrze..
Podobnie jak w Polsce, drzewa malowane złotymi liśćmi, kreują obrazy wyjątkowe, choć tak ulotne...
Jeszcze zaledwie kilka tygodni a opatuleni w ciepłe szale, będziemy witać zimę.. jednak dziś, mrużąc oczy w kierunku popołudniowego słońca, wędruję tam gdzie aleje pełne złocistych liści..
Kiedy spragnieni zapachu lasu, odbywaliśmy choćby krótkie spacery, wydawało mi się, iż dwa tygodnie to przestrzeń, niezwykle odległa - dziś w towarzystwie mruczącej Mocci, przeglądając kilkanaście zdjęć z minionego pobytu, odczuwam cichy niedosyt, który niestety nieodłącznym mym towarzyszem jest..
Spędziliśmy kilka dni w domu moich rodziców, gdzie z przyjemnością zaglądałam w coraz bardziej zarośnięte zagajniki - czy oznacza to, iż mieszkańcy coraz rzadziej odbywają spacery, choćby w niedzielne popołudnia, zastępując je długimi godzinami przed telewizorem?
Przyznam, iż od wielu lat ilekroć wracam w rodzinne strony, podczas moich leśnych wędrówek, spotykam znikomą ilość ludzi.. szkoda - lasy mamy takie piękne, pachnące igliwiem, kołysane podmuchami wiatru..
Mam jednak nadzieję, iż mimo wszystko mieszkańcy naszego miasteczka nie pozbywają się tak niezaprzeczalnej przyjemności jaką jest spacer leśną dróżką.. nieopodal szemrzącego jeziora..
..Zawitaliśmy również z bardzo krótką wizytą w Warszawie.. bardzo krótką, dodatkowo z okropnym kaszlem, który po końskiej dawce witamin, jakimi uraczyła mnie nasza znajoma, pożegnałam już po dwóch dniach, bez cienia żalu!
A powróciwszy do Gdyni - poddawaliśmy się urokowi jesiennym, Trójmiejskim pejzażom, poczynając od Witomińskiego lasu, po bulwar, czy też moje ulubione, Orłowskie plaże...
Piękna złota jesień, za jaką tęskniłam otuliła nas z całą swoją łaskawością... w tym miejscu nasuwa mi się jednak refleksja - czy możemy mieć nadzieję, że w najbliższym czasie, los człowieka w późno jesiennym okresie jego życia, może być równie piękny, pełny jasnych złocistych barw??
A podążając dalej tą myślą, czy życie człowieka chorego oraz jego rodziny, która opiekując się, często niemalże po omacku, zdana sama na siebie, na własną intuicję, która niestety nie zawsze pozwala na możliwie najbardziej łagodne przejście przez proces trudny i często bolesny jakim jest choroba..
Często zastanawiałam się nad reakcjami ludzi, którzy pytali mnie czym zajmuję się mieszkając w Szkocji. Najczęściej padały słowa, iż oni nie wyobrażają sobie, iż mogliby pracować z ludźmi podlegającymi opiece paliatywnej. Niewątpliwie jest to ciężkie zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym zajęcie, jednakże w moim odczuciu, bez względu na to jak bardzo chciałabym robić inne rzeczy - nigdy nie przestanę uważać, iż jest to specyficzny dar.. trudny, przysparzający niejednokrotnie dodatkowych łez, jednak, kiedy obserwuję, naszych pacjentów, wiem, iż to co robimy jest słuszne i dobre.
Jednocześnie ból przeszywa moje serce, kiedy myślę, w jaki sposób traktowani są pacjenci zwłaszcza w przedziale późno-starczym w Polsce!
Czy można mówić o jakiejkolwiek opiece, kiedy jedyna porada lekarza, to - należy być cierpliwym (to prawdo podobnie łagodniejszy i milszy przejaw zainteresowania ze strony specjalisty!), lub też: "cieszcie się, że to krwotok zewnętrzny, a nie wewnętrzny!!
Doprawdy rodzą się we mnie grzmoty, podobne do tych podczas najgroźniejszej z burz!
Poradoksalknie, każdy z nas może pewnego dnia stać się ofiarą choroby, oczywiście bez względu na wiek, jednak to ludzie starsi, najczęściej narażeni są na bezsilną akceptację tego co brakiem opieki należałoby nazwać - bez względu jak wiele serca i czasu poświęca najbliższa rodzina (jeśli takowa jest!), a co jeśli jej nie ma?
W naszych głowach wielokrotnie pobrzmiewa myśl, iż starszy człowiek oddany do domu opieki, to najgorsze zło - oczywiście są domy lepsze i gorsze.
Jednakże w obliczu zbliżającej się starości, często samotnej, czyż nie jest to droga lepsza?
Szkockie społeczeństwo zestarzało się bardzo drastycznie, gdyby nie fakt, iż wielotysięczne tłumy młodych obcokrajowców przybyły tutaj, wypełniając lukę sięgającą głębin - na ulicach moglibyśmy spotkać niemalże samych starszych ludzi.
Domów opieki jest tutaj prawdopodobnie więcej, aniżeli przedszkoli - jeśli kogoś nie stać na taki rodzaj opieki, można starać się o miejsce w szpitalu np. w takim, w jakim pracuję ja. Dodatkowo, jeśli osoba chora nie wymaga zaawansowanej opieki lekarskiej, państwo prowadzi pomoc doraźną - pracownik socjalny - opiekun - to prawdopodobnie odpowiednik naszej pielęgniarki środowiskowej, jednakże w przeciwieństwie do niej, taki pracownik pojawia się każdego dnia u chorej osoby, w zależności od potrzeb - pomagając przy myciu, ubieraniu, czasem tylko podaniu posiłku, czy też lekarstw.. takie działania znacznie odciążają rodzinę, a jeśli jest taka potrzeba - udzielają wskazówek w jak bezpieczny sposób, zarówno dla chorego, jak i opiekuna, np. chorą osobę podnosić..
15 lat temu, mieszkając wówczas w Poznaniu, zamierzałam zostać wolontariuszem w tamtejszym hospicjum - idea opieki nad osobami umierającymi, w kompleksowym pojęciu tego słowa, wydawała mi się wówczas niezwykle mądra, zresztą nadal tak myślę i żałuję, że jej zakres pomimo wysiłku prowadzących, nadal jest tak niewielki.
"..każdy człowiek w Polsce ma prawo do umierania w spokoju i godności"..
Czyż taki los czeka każdego człowieka?
Życie dostarcza nam różnorodnych doznań - piękno jakie dostrzegam zarówno w Himalajskich górach, czy Marokańskiej pustyni, otacza nas również w Polskich lasach, nad brzegiem morza, czy też pachnących sianem łąkach..
Podobnie problemy oraz choroby jakich doświadczamy, dotykają ludzi zarówno na kontynencie Europejskim, jak i Amerykańskim.. to co najważniejsze, to fakt w jaki sposób potrafimy wykorzystać nasze możliwości, aby to co trudne stało się możliwe do zaakceptowania, aby nieść pomoc tym, którzy rzeczywiście jej potrzebują - aby wykwalifikowani specjaliści, podobnie jak profesor Jacek Łuczak - bez względu na przeciwności, pomoc niósł i szerzył wśród tych, którzy są wstanie cokolwiek zmienić.
...
Czy myśli me stanowią składną i poprawną wypowiedź?
Niechaj pozostanie to kwestią sporną, natomiast ja sama mam głęboką nadzieję, iż zamiast niewiele wnoszących sporów jakie mają miejsce w naszym rządzie - nastąpią zmiany, pozwalające wielu ludziom, rzeczywiście w godny sposób, przechodzić jakąkolwiek chorobę - bowiem, jeśli chory i jego rodzina nie posiada wystarczającej ilości pieniędzy -trudno czasem mówić o jakiejkolwiek godności!
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie z resztkami okruchów popołudniwego słońca!
Dziękuję Wam za każdy wpis, odwiedziny - słowa pełne serdeczności! Zaległości w czytaniu i pisaniu namnożyły się niemiłosiernie, aczkolwiek przed nami długie, jesienne wieczory. Zatem do zobaczenia niebawem!! :)