Odkąd wróciłam z Polski, pogoda niemalże rozpieszcza nas swoim ciepłem, blaskiem słońca rozświetlającym otaczający mnie świat..
Zaledwie podczas krótkich chwil podczas przerwy, wsłuchana w śpiew ptaków, chłonę zapach rodzącego się lata..
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!!
Memu przebudzeniu towarzyszyła aura wątpliwego optymizmu..
Jedynie widok śpiącej obok Mocci, drobinę rozpromienił moje pochmurne wnętrze - przebudziwszy się dość późno, odsysałam zalegające w głowie nieprzyjemne uczucia i myśli - niedawno byłam na rozmowie o pracę - było miło, ale nie chcą mnie.. otrzymałam wiadomość, iż w przyszłości mogę zgłosić swoją kandydaturę raz jeszcze, ale tym razem - życzą mi tylko powodzenia na przyszłość! Standardowa procedura - miła, jakby na to nie spojrzeć - choć tak naprawdę pozostawia posmak goryczy..
To oczywiście nie koniec świata.. tak naprawdę pragnęłam podjąć tę pracę głównie dlatego, iż atmosfera na moim oddziale jest na tyle ciężka, iż miewam dni, kiedy po prostu nie mam sił tam przebywać - psychicznie, a to gorsze od jakiegokolwiek zmęczenia fizycznego - fizycznie mój organizm regeneruje się bardzo szybko.. psychicznie - boleje, truchleje, zapada się w głębokie otchłanie rozpaczy - a droga regeneracji trwa długo...
I pomimo tego, iż mój bezpośredni kontakt z naszymi pacjentami, najzwyczajniej w świecie sprawia mi radość oraz pozostawia poczucie, iż to co robię jest wartościowe i dobre - pragnę opuścić to miejsce.. dlatego, kiedy zostałam zaproszona na rozmowę - odebrałam to jako szansę na ucieczkę z miejsca, które jest dla mnie ważne, jednocześnie pochłaniające tak wiele mojej energii, iż zaczynam odczuwać, iż moje pragnienia zaczynają topnieć a prawdziwa przyczyna chęci zmiany, zanika niczym kra pływająca po wzburzonym morzu ... cóż, najwyraźniej nie jest to jeszcze czas opuszczenia szpitala, tym niemniej pierwsze blokady zostały przełamane..
"Bierność nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ wszystko dookoła się zmienia, a my musimy dostosować się do tego rytmu.." pisze Paulo Coehlo, a Sophia Loren mówi: "rób to, co kochasz" ...
Aby ugasić rozpalony natłok myśli - przygotowałam kawę z cynamonem w prawdziwym ekspresie.. ugotowałam owsiankę po czym włączyłam Carminę Buranę..
Zapach kawy unosił się w powietrzu a ja podążałam szlakiem moich pragnień - moja znajoma powiedziała mi wczoraj: "zanim zaczniesz biegać, musisz nauczyć się chodzić" - małymi krokami do celu.. z uśmiechem na ustach!
..Jeden z pacjentów w rozmowie z pielęgniarką, powiedział - uśmiecham się, bowiem gdybym tego nie robił, nieustannie bym płakał.. Jego życie wraz z pojawieniem się choroby zmieniło się diametralnie - jednak każdego dnia, obdarza nas jednym z najcieplejszych uśmiechów jakie widziałam!
Kiedy zaglądam do D. (pacjenta o którym wspominałam wcześniej), niezmiennie wita mnie również z promiennym uśmiechem oraz ciepłymi słowami - na przekór początkowej niechęci - traktuje mnie teraz z ogromną sympatią, a co najważniejsze pomijając chwile kiedy naprawdę odczuwa ogromny ból - bywa naprawdę sympatycznym człowiekiem dla wszystkich..
Moja praca naprawdę daje mi dużo satysfakcji, jednak chciałabym aby moja codzienność wyzwalała moją kreatywność.. aby twórcza cząstka mego wnętrza miała możliwość zaistnienia częściej aniżeli bywa to dotychczas...
Myśli wyzwalają pragnienia i tęsknoty.. za smakami, zapachami.. barwami - mozaiką codzienności, która kreuje nasze życie..
Jestem przekonana, iż zawsze kiedy czegoś pragniemy bardzo mocno - w końcu, to do nas przychodzi.. lub jak powiedziała Oleńka - powraca do nas!
Kiedy przyjechałam do Szkocji, odwiedziłam pewien sklep z pięknymi drobiazgami z różnych zakątków świata - pamiętam też, iż zatrzymałam się na dłużej przy pewnej książce kucharskiej - nie jest ona jednak typową książką z przepisami - to zbiór pięknych zdjęć, wspomnień i najbardziej ulubionych dań, jakie smakowali autorzy podczas licznych podróży po świecie - World food cafe - książka, która przenosi w świat piękny i smakowity! Mnie oczarowała - niestety cena jej była zbyt wysoka na ówczesny mój budżet, choć i teraz nie mogę powiedzieć, iż należy do najtańszych.. przyznaję, iż długo myślałam jednak o niej a i posiadaczką jej pragnęłam zostać.. w końcu jednak, gdzieś umknęło moje pragnienie..
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy podczas naszej wizyty u Oli (która co prawda nie ma teraz czasu na prowadzenie bloga, ale również go posiada!), w rozmowie o ulubionych smakach, naszej wyprawie do Maroka - powiedziała, iż ma pewną książkę, która może spodoba mi się - kiedy zobaczyłam okładkę, poczułam jak dreszcz przebiega po mych plecach, niczym ciepły powiew wiatru!
Była to książka, którą tak bardzo chciałam zakupić - przeglądam ją teraz z pasją oraz ogromną fascynacją i nie mogę się nacieszyć, iż powróciła do mnie!!
Będzie u mnie gościć przez jakiś czas, dzięki serdeczności Oleńki - inspirując w sztuce jaką jest gotowanie...
Analizując przemykające myśli - odkrywam nader wyraziście, jak bardzo pragnę sztuki i choćby małej cząstki artyzmu w moim życiu.. bez względu na jakiej płaszczyźnie się on objawia..
Dziś zaczerpnąwszy inspiracje z "World food cafe" - przygotowałam danie przenoszące mnie w odległe zakątki egzotycznej Azji..
"Saag paneer" - szpinak w kuchni Indyjskiej jest jednym z moich ulubionych dań - z cząsteczkami sera wraz z charakterystycznymi przyprawami oraz odrobiną śmietany - sprawia, iż moje podniebienie doświadcza uczty niezwykle wykwintnej!!
Przygotowując ów potrawę, niestety nie miałam możliwości uzyskania dokładnie tegoż samego smaku, jaki pamiętam choćby z naszych ostatnich 3 wizyt w Indyjskich restauracjach podczas naszej podróży wzdłuż Wybrzeża Anglii - jednak dodając szczyptę cynamonu, gałki muszkatołowej, imbiru oraz odrobiny curry - uzyskałam smak wielce zadowalający :)
Wraz z zieloną herbatą zaparzoną w glinianym dzbaneczku - rozkoszowaliśmy się smakiem wyrafinowanym i bardzo sugestywnym..
Moje poranne chmury rozwiały się wraz z pierwszym zapachem unoszącym się znad rozgrzanego wooka.. a kiedy po południu poddałam się florystycznym przemianom (efekty końcowe zaprezentuję Wam następnym razem) - słońce rozjaśniało na dobre... zakupiliśmy tez bilety na "Nędzników" - czekałam na to zaledwie... 11 lat! Ale o tym już po musicalu...
Dziś odrobinę wspomnień z naszej podróży - Eden Project - nie sądziłam, że tak szybko tam dotrzemy - jeszcze nie tak dawno zaczytywałam się o nim u Uli, pamiętam pomyślałam wówczas, iż kieniecznie musimy któregoś dnia tam dotrzeć - i dotarliśmy.. szybciej aniżeli mogłabym się tego spodziewać!
Kończąc - myśl ostatnia... anioły i demony pojawiały się w moich myślach wraz z rodzącymi zawirowaniami dzisiejszego poranka.. kiedy wczorajszego wieczoru, powiedziałam jednej z pacjentek, iż jest moim aniołem - dotknęła dłonią mojej twarzy, po czym serdecznie ucałowała - to wywołało łzy w moich oczach i rozczuliło moje serce.. jestem przekonana, iż anioły wędrują z nami przez całe życie - ukazują się w różnych sytuacjach, miejscach.. demony również - one jednak zazwyczaj odchodzą jeśli nie pozwalamy im zawładnąć naszym umysłem...
Poniższy anioł z rozpostartymi ramionami, spogląda w ciszy na wędrujących podróżnych, nieopodal Newcastle.
Wczorajszego wieczoru natknęłam się przez przypadek na coś niewiarygodnie pięknego!
Dreszcze emocji wstrząsają mną za każdym razem, kiedy to widzę!
Kocham gimnastykę równie mocno jak taniec, jako dziecko marzyłam o tym aby uprawiać gimnastykę artystyczną - dziś zostałam oczarowana tym co pokazali Ci młodzi ludzie!!
Jeśli nie widzieliście - koniecznie musicie to zobaczyć!!!
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i pięknych snów życzę.. a może poranka??!!! :)