Późna noc nastała..
Wsłuchana w Sonatę księżycową, spoglądam na płynący po niebie księżyc..
Słucham Jego opowieści, tych z odległych krain..
W księżycowym gaju, gdzie rosa delikatną mgiełką pokryła zmęczone jesienną szarugą ostatnie tego roku liście, na samotnej ławce przysiadło dwóch wędrowców..
Nic o sobie nie wiedząc, nie zadając zbędnych pytań, trwali przez dłuższą chwilę w cichej, łagodnej bytności..
Spoglądając w tym samym kierunku, podążali drogą ku jasnej poświacie, która tuląc świat w swych ramionach, była ostoją i otuchą każdej samotnej istoty..
A kiedy brak porozumienia zabiera ostatnie tchnienie wiary w miłość i radość, jaka może towarzyszyć nam w codziennej wędrówce jaką jest życie - unosi swe szerokie ramiona, aby wskazać kierunek.. umocnić nas w prawdzie jedynej i słusznej!
Zadając pytanie - dlaczego czas marnujemy na zbędne żale i niedopowiedziane złości - szargamy swe życie jak wiatr szarga ostatnie już liście...
Kroczymy samotną drogą usłaną niepotrzebną, zadającą ból ścieżką... Biegniemy w kierunku światła, choć przez tkwiące w sercu urazy nie widzimy piękna, które nas otacza.. nie widzimy drugiego człowieka, który czeka na jedno choćby życzliwe słowo - słowo, które może odmienić nasze wspólne życie!!
Wsłuchana w Sonatę księżycową, spoglądam na płynący po niebie księżyc..
Słucham Jego opowieści, tych z odległych krain..
W księżycowym gaju, gdzie rosa delikatną mgiełką pokryła zmęczone jesienną szarugą ostatnie tego roku liście, na samotnej ławce przysiadło dwóch wędrowców..
Nic o sobie nie wiedząc, nie zadając zbędnych pytań, trwali przez dłuższą chwilę w cichej, łagodnej bytności..
Spoglądając w tym samym kierunku, podążali drogą ku jasnej poświacie, która tuląc świat w swych ramionach, była ostoją i otuchą każdej samotnej istoty..
A kiedy brak porozumienia zabiera ostatnie tchnienie wiary w miłość i radość, jaka może towarzyszyć nam w codziennej wędrówce jaką jest życie - unosi swe szerokie ramiona, aby wskazać kierunek.. umocnić nas w prawdzie jedynej i słusznej!
Zadając pytanie - dlaczego czas marnujemy na zbędne żale i niedopowiedziane złości - szargamy swe życie jak wiatr szarga ostatnie już liście...
Kroczymy samotną drogą usłaną niepotrzebną, zadającą ból ścieżką... Biegniemy w kierunku światła, choć przez tkwiące w sercu urazy nie widzimy piękna, które nas otacza.. nie widzimy drugiego człowieka, który czeka na jedno choćby życzliwe słowo - słowo, które może odmienić nasze wspólne życie!!
Dziś dla odmiany piękne słońce zagościło na kilka godzin.. niestety większość czasu spędziłam w szpitalu w oczekiwaniu na wizytę z lekarzem, który kilka miesięcy temu mnie operował.. strasznie długa procedura: oczekiwanie w pierwszej poczekalni.. czas kolejny spędzony w poczekalni przed zrobieniem zdjęcia nogi... po czym kolejna - zielona - optymistyczna ;) poczekalnia, od której już tylko kilka kroków do gabinetu lekarza.... niestety ludzi ze złamaniami wszelkimi wielu, więc i czas oczekiwania długi.. a wszystko po to aby dowiedzieć się, że zdaniem lekarza - moich ukochanych śrub, to On nie poleca wyciągać zbyt szybko - wszystko dla dobra mojej zmaltretowanej kości, która w przeciwnym razie znów mogłaby się połamać!! A tego przecież nie chcemy!
Lekarzem nie jestem, więc ufam, iż słuszna to rada - choć przyznam szczerze, iż troszkę odebrało mi to moją optymistyczną wizję na przyszłość - gdybym prowadziła osiadły tryb życia - nie byłby to zbyt duży problem - jednak w mojej sytuacji, pozbawia mnie to przez kolejne kilka miesięcy szansy na powrót do dawnej aktywności.. I jest mi naprawdę przykro z tego powodu!! Wiem, to nie koniec świata - to tylko chwilowe smutasy... wszytko będzie dobrze.. w końcu Wanda Rutkiewicz wybierając się na jedną z wypraw w Pakistanie - maszerowała dzielnie o dwóch kulach! Zdobyła 8-tysięcznik, choć stan Jej nogi zupełnie temu zaprzeczał!
Wybaczcie - troszkę pomarudziłam... miałam nadzieję, że w styczniu odbędę kolejną operację i szybciutko wrócę do normy... a to wszystko tak długo trwa!!
:(
No tak, miałam pisać o szyszkowej twórczości ;) a skończyłam na żalach...
Wczorajszego dnia z szyszek wykleiłam małą kulę w tonacji brązowej, zabarwionej różaną słodyczą oraz cynamonowym (jak zwykle..) posmakiem..
Wieniec - bardzo naturalny.. być może zbyt mało optymistyczny, jednak wersja początkowa, jedynie wzbogacona zapachem pomarańczy, pałeczkami ulubionego cynamonu.. wraz z małymi masosolnymi gwiazdkami.
Wkrótce Mikołaj - dlatego spiesząc się przed przyjazdem moich rodziców (bowiem ma to być upominkowy drobiazg dla moich bratanków, który przekazać im mieli właśnie moi rodzice), uszyłam dwa Mikołajkowe buty..
Księżycową porą...