sobota, 30 stycznia 2010

Nocne podsumowanie dnia...

Dzień spędzony w gronie przyjaciół, to dzień pachnący ciastem..
Moje plany co do dzisiejszej soboty, od kilku dni miały zupełnie inny wymiar - planowałam ręczne robótki, masosolne anioło-tworzenie.. siłownia, spacer..
Niestety, po ostatnim wyjeździe w góry moje zatoki niespodziewanie znów odezwały się z nieprzyjazną przypadłością.. kiedyś chorowałam bardzo często, jednak jak się okazało szkocki klimat bardzo mi służy - odkąd tutaj mieszkamy tylko raz strasznie mi dokuczyły.. aż do wczorajszego dnia :(
Całą noc nie przespałam - w związku z czym rano, wyjście na siłownię zostało przesunięte w czasie.. spacer - owszem - pogoda była cudna, ale zimno i wietrznie, choć nie to zaważyło na jego rezygnacji..
Niespodziewanie wizytę zapowiedzieli moi dobrzy znajomi - zatem plany zostały zupełnie zmienione..
Kiedy goście nadchodzą w domu musi pachnieć ciastem!!
Była to wyśmienita okazja aby zacząć realizować jedno z moich słodkich postanowień :)
Niestety słabość do ciast mam ogromną - moje ulubione to szarlotki na ciepło (zwłaszcza te, które do dziś pamiętam bardzo wyraźnie - serwowane dawno temu w Morskim Oku...
..Było to około 14 lat temu - moja znajoma pracowała wówczas bardzo często w tamtejszym schronisku.. tak po prostu, aby obcować w tak wyjątkowym miejscu, wśród najwyższych szczytów naszych gór, wśród wspinaczy, ludzi kochających góry.. pomimo tego, iż zazdrość nie leży w mojej naturze - pamiętam, iż tego zawsze w skrytości Jej zazdrościłam..
Jednak pewnego dnia, odwiedziłam Ją, a ponieważ spędziłam tam dwa dni - miałam możliwość zasmakować choćby w namiastce, klimatu i atmosfery tego bajecznego miejsca - nie jako turysta, ale jako osoba która.. prasuje podusine powłoczki :)
Prasowałam je całą sobotę - a muszę Wam zdradzić, iż tak pięknej pracy, jeszcze chyba nigdy nie doświadczyłam.. w małym okienku moim oczom co jakiś czas ukazywały się najwyższe szczyty opływane przez poranne chmury..
Moją pracę umilały mi skrawki ciepłej jeszcze szarlotki (wypiekane w starym piecu, zawsze były najlepszym kąskiem) oraz gorąca herbata z cytryną.. niezapomniane doznania smakowe, wizualne, muzyczne (serwowane z lokalnej stacji radiowej).. jednym słowem uczta estetyczno - smakowa, jaka zdarza się nieczęsto!!
Wyjątkowych wspomnień związanych z tym miejscem, kryje się wiele w mojej duszy - bo i często tam bywałam, jednak to, należy do tych naprawdę wyjątkowych...
..Kontynuując smakowe upodobania - moim kolejnym ulubionym smakołykiem jest ciasto marchewkowe oraz czekoladowe...
Tymi, delektuję się często tutaj w Szkocji, choć i sama jeśli tylko mam okazję z przyjemnością wypiekam..
W czasie świąt, zostałam obdarowana przez naszą dobrą znajomą - magiczną księgą ciast czekoladowych!! Wszystkie (a jest ich 91) wyglądają tak smakowicie, iż postanowiłam sukcesywnie wypiekać jedno, po drugim :)
Dziś rozpoczęłam mój czekoladowy korowód..
Wybrałam soczyste ciasto czekoladowe:
150g mlecznej lub gorzkiej czekolady
4 jajka
250g masła lub margaryny
200g cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
szczypta soli
200g mąki
30g mąki ziemniaczanej
30g kakao
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
3-4 łyżki rumu lub mleka
Zanim rozpoczniemy pieczenie ciasta, należy drobno pokruszyć czekoladę, aby później tak przygotowaną dodać do gotowej masy.
Przygotowanie masy czekoladowej, rozpoczynamy od zmiksowania masła lub margaryny, tak aby uzyskać jednolitą, puszystą masę. Następnie dodajemy cukier oraz sól. Po czym kolejno 4 żółtka.
W oddzielnym naczyniu mieszamy mąki, kakao oraz proszek do pieczenia, po czym w dwóch porcjach (jak podaje autor), dodajemy do masy maślanej, na przemian z rumem lub mlekiem. (ja dodałam swoją nalewkę z suszonych owoców, na bazie rumu).
Ostatecznie dodajemy ubite białka oraz kawałki czekolady, które delikatnie rozprowadzamy z masą. Przełożone do formy ciasto, pieczemy około 60min. (Po 15 min, należy zrobić podłużne nacięcie).

Upieczone i wystudzone, smarujemy polewą czekoladową!
Ciasto, rzeczywiście jest soczyste i naprawdę pyszne - dzięki kawałkom czekolady, smakowicie rozpływa się w ustach :)
Polecam!!
Kończąc to moje nocne pisanie, chciałabym jeszcze wspomnieć o kolejnych przesympatycznych podarunkach, jakimi mnie obdarzacie!
Dziękuję Ivonno oraz Kaprysiu!! Jest mi naprawdę bardzo miło, iż skierowałyście je również do mnie!!
Proszę, wybaczcie, że nie przekażę nikomu personalnie - nie dziś - przyznaję, ze od jakiegoś czasu odwiedzam Was w tempie błyskawicznym, nie zawsze pozostawiam komentarze, jednakże wynika to tylko z tak podstawowej przyczyny, jaką jest brak czasu..
Tym niemniej dziś, proszę przyjmijcie poniższe wyróżnienia wszyscy, którzy tworzycie - słowem, zdolnymi rączętami, wyczulonym okiem fotografa.. cokolwiek to oznacza!!
Chciałabym również podziękować Wam za wszystkie Wasze komentarze, słowa pełne serdeczności, często tez uznania z Waszej strony - wybaczcie, ze nie odpisuję na nie - w każdym razie ostatnimi czasy - jednak z ogromną przyjemnością czytam je i myślę o Was!!
Jest mi również bardzo miło, widząc nowe osoby goszczące tutaj - mam nadzieję, że mój skrawek tej wirtualnej przestrzeni, będzie miejscem, do którego jeszcze nie raz z przyjemnością powrócicie!!
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam bardzo serdecznie!!!
A dla Ivonny, która obdarzyła mnie takimi oto wyróżnieniami:


...oraz
Kaprysi






Przesyłam szczególne podziękowania i serdeczne uściski!!!

czwartek, 28 stycznia 2010

Tam gdzie zima ciągle trwa...

Kartki z dziennika podróży..

..Odbyłam długą wędrówkę.. podążając wzdłuż drogi prowadzącej w nieznane, otoczona szczytami oraz wiatrem szargającym moje włosy, mijałam kolejne zbocza pokryte śniegiem..
Moje myśli przemierzały kolejne alejki mego umysłu, podobnie jak ja przemierzałam kolejne kilometry tej pięknej krainy..
Tylko ja i góry..
Ich muzyka i pejzaże malowane przez nieznanego artystę..
Błądząc wśród niezmierzonej przestrzeni mej duszy, niepostrzeżenie dotarłam do miejsca, gdzie szum płynącego potoku splatał rzeczywistość z niezwykłą mistyką...
..gdzieś za horyzontem kryje się nieznana kraina, tam ulotność naszych codziennych doznań zanika bezwiednie.. jest tylko świat pokryty śniegiem, wzburzone wody lodowatych potoków, które opływają szorstkie kamienie, unosząc w nieznane resztki skruszonego lodu..




..Po dłuższej wędrówce dotarłam do okrągłej kawiarni.. wymagało to nieznacznej wspinaczki, która napełniła mnie posmakiem optymizmu - teraz w mojej głowie rodzi się chęć prawdziwej wyprawy górskiej.. bowiem moja noga zniosła to wybornie, a to oznacza, że jak tylko śruby zostaną usunięte z mojej nogi - po jakimś czasie znów będę mogła przemierzać górskie szlaki :)

..maleńki budynek, położony na niewielkim wzgórzu - z oknami spoglądającymi w dal malowaną, rozciągającym się widokiem..
Przestrzeń i niezmierzone poczucie wolności..
Kolejne wierzchołki wyłaniają się z oddali, a na skrawku błękitnego nieba.. księżyc płynący wśród jasnych obłoków - jak samotny statek po wodach oceanu..

..wkrótce wracamy.. czas minął tak niepostrzeżenie - zaledwie odkryłam pierwsze pokłady zalegających myśli mych nieskładnych... zal i potrzeba dłuższej cichej bytności opływa wnętrze mojej duszy... na szczęście, niebawem znów tutaj wrócimy...







...Pogoda tym razem, naprawdę dopisała - a ja... nie zabrałam karty pamięci!!!
Tych kilka zdjęć zrobiłam telefonem, który jak się okazało nie robi aż tak złych zdjęć.. nie można zaliczyć ich do grona dobrych (zresztą te ostatnie głównie ze względu na pogodę, były chyba jeszcze gorsze :( ) .. mimo to, mam nadzieję, że pozwolą one posmakować Wam tę odrobinę piękna.. pomimo rodzącej się tęsknoty za wiosną :)
W drodze powrotnej, nasz znajomy zapoznał nas z pewną szkocką grupą Runrig wywodzącą się z wyspy Skye - jako rodowici mieszkańcy tejże wyspy, swoje utwory często śpiewają w języku gaelickim.
Zresztą, posłuchajcie sami...




Pięknych snów Wam życzę!!!

wtorek, 26 stycznia 2010

My wee Mocca...

Od tygodnia w naszym domu mieszka Mocca..
Jest słodka i urocza.. zaczepia nas, kokietuje.. uwielbia zabawy wszelkimi piłeczkami, a kiedy ma ochotę na odrobinę poleniuchowania - kładzie się niczym kłębek wełny na moim niedawno zakupionym krześle..
Jej sierść wyjątkowo dobrze komponuje się z nowym pokryciem siedzenia.. które zresztą, wyjątkowo polubiła - zazwyczaj siada za mną, zasypiając niczym małe dziecię :)
..bywa też, iż dokonuje na nim przedziwnych akrobacji..
..a spoglądanie przez okno - to jedno z bardziej fascynujących zajęć.. oczywiście zaraz po bieganiu za światełkiem lasera..


..Kilka migawek z życia naszej kotki...







...którą oboje z Damianem uwielbiamy :))


..a na dobranoc - muzyka, która pobrzmiewa dzisiejszego wieczoru na dnie mego serca..

Pozdrawiam serdecznie i dobrej nocy Wam życzę!!

piątek, 22 stycznia 2010

Przerwane ogniwo..

"Niechaj nigdy moje sprawy nie zajmują mnie aż tak mocno, bym nie mógł odpowiadać na potrzeby innych z życzliwością i współczuciem."



Czy istnieje dolna granica kresu naszego życia?
Mało dziś we mnie nastroju do optymistycznych uniesień... nie pogrążam się w ciemnej otchłani rozpaczy, jednak wypełnia mnie szereg myśli dotyczących naszej kruchej egzystencji..

Ponoć łatwiej zaakceptować nam śmierć starszej osoby, bowiem zazwyczaj kiedy odchodzą dzieci myślimy jakie to niesprawiedliwe, przecież całe życie przed nimi!! Jest to trudne i bolesne!
Przysparza nam to tak wiele bólu - najtwardsze serca miękną, a chwilę potem rodzi się chęć niesienia pomocy! To dobrze! Kryje to nadzieję, iż świat nie został zupełnie wyuzdany z ludzi dobrej woli.. ludzi o dobrym sercu!!

Tegoroczna Orkiestra była mi wyjątkowo bliska.. niestety w dzisiejszych czasach problem raka dotyczy tak naprawdę każdego z nas!!

W mniejszym lub większym stopniu jesteśmy powiązani i skazani na tę chorobę..

...kiedyś rak, kojarzył mi się z czymś złym i bolesnym, ale bardzo odległym - do czasu, kiedy rozpoczęłam naukę w szkole pracowników socjalnych.. tam usłyszałam o Poznańskim Hospicjum - od tamtej pory, wielokrotnie myślałam o tym aby zostać wolontariuszem.. niestety zbyt wiele rzeczy wówczas robiłam, a może to nie był jeszcze odpowiedni czas..

Czytałam za to wiele książek pisanych zarówno przez osoby chore na raka, jak i przez osoby pośrednio dotknięte tą chorobą..

.. kiedy przyjechałam do Szkocji, drugiego dnia czekała mnie rozmowa o pracę - jak się później dowiedziałam, oddział na który zostałam przyjęta, był oddziałem geriatrycznym, jednakże przede wszystkim paliatywno - opiekuńczym.

Naszymi pacjentami do niedawna były starsze osoby chore na raka lub z postępującą demencją.

Nagle okazało się, że moje pragnienie pracowania z osobami dotkniętymi tą jakże bolesną chorobą - spełniło się.. pragnienia (bez względu na to jaki mają one wymiar..) naprawdę się spełniają!

Można by rzec, iż moja skala pragnień sięga bardzo nieprzewidywalnych granic.. a jednak tego od bardzo dawna pragnęłam!

Nie jestem wolontariuszem w hospicjum, jednak moje życie bardzo ściśle powiązane jest z tą a nie inną rzeczywistością..

Nawet teraz, pomimo tego, iż zostałam oddelegowana na oddział zimowy, bliskość tejże choroby mnie nie opuszcza..


..Pomagałam dziś G. - w pewnym momencie, popatrzył na mnie, po czym rzekł:

"co się ze mną dzieje?? Następnie powiedział: mam raka!"

Wiedziałam o tym oczywiście, ale sposób w jaki to wypowiedział, po czym uśmiech, jakim mnie obdarzył - poruszył moje serce dogłębnie.

Moje serce łka - nie godzi się na taką rzeczywistość - jaka to różnica, że G. nie jest dzieckiem, czy też młodym człowiekiem?!!

Cóż z tego, że ma 83 lata i przeżył tak wiele!

On sam w pewien sposób, pogodził się z faktem, iż wkrótce Jego życie dobiegnie końca - jakby nie chcąc przedłużać tego stanu - zaprzestał przyjmować jakiekolwiek pokarmy.. od ponad dwóch tygodni tylko pije.. jest coraz słabszy, a mimo to z Jego twarzy nie znika uśmiech - budzi to w sercu bardzo zróżnicowane uczucia.. narasta ból.. ale też rodzi się pytanie jaka siła sprawia, iż potrafimy zaakceptować w taki pogodny sposób to co nas spotyka?!

Prawdopodobnie, kiedy chorobie towarzyszy zatrważający ból - uśmiech nie jest już tak częstym naszym towarzyszem.. często tak boleśnie nas zmienia..

...Nie godzę się na to bez względu na wiek.. ale jakie to ma znaczenie??
Przykro mi tylko, że w wielu przypadkach starsi ludzie pozostawieni są niemalże sami sobie.. zapomina się o nich.. a przecież pewnego dnia, niemalże każdego z nas czeka starość.. i niestety nie każdy będzie sprawny, i do końca swych dni zdrowy.. starsi ludzie jak każdy człowiek bez względu na wiek, potrzebuje miłości i ciepła! Naszej obecności!

...Wczorajszego nocnego pisania nie skończyłam... dziś szaro i smutno za oknem.. od czasu do czasu próbuję zrobić zdjęcia naszej kotce - niestety nie jest to łatwe :(

... kiedy nasze życie trwa w zdrowiu - wszystkie ogniwa funkcjonują prawidłowo - możemy cieszyć się tym co wokól nas.. celebrować zwykłe życie, które może być tak naprawdę niezwykłe! Tak niewiele potrzeba aby być szczęśliwym...

...Jednak, kiedy choćby jedno ogniwo zostaje przerwane - wszystko inne przestaje być ważne - nawet ta zieleń, soczysta i życiodajna...

..Przeczytałam wczoraj krótką opowieść o człowieku, który walczył z chorobą, zacytuję Wam tylko samo zakończenie:

"Czułem się tak samotny z łysiną i rakiem.
Dzięki Bogu jednak wy jesteście przy mnie.
Niech Bóg Was błogosławi za to, że daliście mi siłę, której potrzebuję,
I obyśmy długo jeszcze żyli, darząc się miłością."

Od kilku dni docieram na różne blogi, osób które walczą z rakiem - dotyka to mocno, mego serca i zastanawiam się jak mogę i ja pomóc??
W jaki sposób możemy odmienić życie tych wszystkich, którzy walczą o zdrowie??
Zazwyczaj walka wiąże się z potrzebą pieniędzy.. a to jest zawsze bardzo trudne..
Potrzeba krwi - z tym już dużo łatwiej, bo o ile nic nam nie dolega i nie byliśmy w podróży egzotycznej - każdy z nas może ofiarować taki dar!
Potrzeby zawsze są ogromne - dlatego zachęcam Was gorąco!!! Tutaj znajdziecie wiele przydatnych informacji!

Nie jestem ekspertem, ale dzięki 5-letniej pracy z osobami chorymi, wiem że oprócz podstawowej opieki - bardzo ważna jest nasza obecność - dotyk dłoni i ciepło słowo...

A dziś chciałabym jeszcze dodać, iż dzięki konkursowi na najlepszego bloga roku - każdy z nas może dodać maleńką cegiełkę, aby pomóc tym, którzy bardzo tej pomocy potrzebują! To między innymi: Paula i Tomek, możemy również głosować na Lenkę!!
Zresztą, być może Wy sami słyszeliście o innych osobach - najważniejsze jest to, iż tak drobnym gestem, możemy i my pomóc!


Dobrego dnia Wam życzę!!!

wtorek, 19 stycznia 2010

Mlekiem malowane Glenshee..

..Kartki z dziennika podróży...

O poranku Damian jako pierwszy, przebudzony niczym poranny ptaszek - zaczął skrupulatnie pakować cały sprzęt.
W końcu i ja wygramoliwszy się spod ciepłej kołdry, zaspanym krokiem ruszyłam w kierunku prysznica..
W kuchni czeka gotowa już kawa! Cudownie pachnąca, kusi swym zniewalającym aromatem..
Szybciutko przygotowane kanapki ze świeżo upieczonego chleba wraz z poranną kawą, nastroiły nas optymistycznie do drogi..
W końcu wyruszyliśmy!!
Wystarczyło, iż przekroczyliśmy granice Edinburgha a krajobraz zmienił się diametralnie!
Niekończące się przestrzenie, pokryte białą kołderką... drzewa oprószone śniegiem, niczym posągi - stoją samotnie szargane podmuchami wiatru..
Pojawiające się w oddali białe pagórki tonące w opadającej mgle - emanują mistycznym blaskiem!
Ilość śniegu przybywa wraz ze zbliżającymi się górami...
Niejednokrotnie mijamy pasące się "hamisze" - nie potrafię inaczej ich nazwać - to oczywiście górskie krowy, jednak samo słowo hamisz - kryje w sobie pewną słodycz, wyłączność, która bezwiednie przylgnęła w mych myślach do nich, już na zawsze!
Mijamy je z żalem - zwłaszcza ja :( jednak drogi niemiłosiernie wąskie, okolone zaspami śniegu, nie pozwalają na zatrzymanie samochodu.. szkoda - bardzo chciałam sfotografować je w tak cudnie - zimowej aurze!Może następnym razem -Damian obiecał mi to w drodze powrotnej.. ostatecznie ilość samochodów pojawiających się na tych drogach, nie należy do zbyt częstych!!
Dwie godziny drogi, minęły niepostrzeżenie.. otoczyła nas biała niekończąca się przestrzeń!!
W przeciwieństwie do bajkowych krajobrazów, mijanych podczas drogi - tutaj nie widzimy nic!!
Opadająca mgła tworzy wszechobecną biel skąpaną w białych puchach!!
Wybrałam się na spacer, jednak po kilkunastu metrach widziałam zaledwie czubek swego nosa..

.. zatem kroki swe skierowałam ku ciepłej barowej przestrzeni.. nie jest to przytulna kawiarenka, ani górskie schronisko, w jakich bywałam w różnorakich zakątkach górskich - jednak ogromne okna rekompensują wszystko!
Popijając ciepłą kawę, następnie czekoladę na gorąco.. ostatecznie smaczną zupę z soczewicy - wpatruję się z nostalgią w zaśnieżony stok - to jedyne co widzę!!
Tęsknota za powiewem wiatru podczas snowboardowych zjazdów zaczyna mi cichutko doskwierać... ale miło choćby patrzeć na wszystkich tych szczęśliwców szusujących z radością!
Za rok i ja będę jedną z nich!!

...Wpatrzona w śnieżną biel, wsłuchuję się w dźwięki muzyki..
Kołyszą mnie rytmicznie jak kołysze się płaczące dziecię..
Znużone powieki, bezwiednie opadają przeszkadzając w lekturze... przytuliłabym się z przyjemnością twarz do miłej poduszki, poddając się błogiej senności..
Tymczasem za oknem pada śnieg... a soczyste sople, wdzięcznie opadające ku puchatym zaspom śniegu - kuszą niczym zakazany owoc...

...czas na kolejny spacer..







Pamiętacie kamiennych kochanków?? Szukałam ich długo - przemaszerowłam długi odcinek drogi, aby w końcu uzmysłowić sobie, iż znajdują się w przeciwnym kierunku!!
W końcu ich odnalazłam, jednak skrzętnie ukryli się pod grubą warstwą śniegu!!




Pomimo wszechobecnej mgły - moje serce zasmakowało kolejnej dawki szczęśliwości :)
Było pięknie - a za tydzień, jeśli będziemy mieć jeszcze więcej szczęścia - może uda nam się delektować pięknem tego miejsca wraz z promieniami słońca...


...a wówczas widoki będą takie jak poniżej!!!




Dobrej nocy Wam życzę!!!


niedziela, 17 stycznia 2010

Chleb, muffinki, wyróżnienia oraz... kilka myśli mych nieskładnych...


Piękny dziś był dzień..*
Słoneczny i ciepły.. wymarzony na popołudniowy spacer!
Wspomniałam dziś o tym po śniadaniu - jakiż nietakt z mojej strony!! Jeden z moich pacjentów nie ma jednej nogi - oczywiście nie potraktował tego poważnie, ale zapytał mnie z uśmiechem, czy staram się być dowcipna :(

..Kiedy spojrzałam na niego zdałam sobie sprawę, jakież popełniłam fopa!!
.. to On powiedział mi dwa dni temu, iż jestem jego "favourite sweet-heart" :) a ja wykazałam się taką ignorancją!!

Cóż - pogoda naprawdę była cudna - kiedy wracałam do domu, wszędzie pachniało wiosną.. tylko patrzeć jak znów zakwitną krokusy a już niebawem moje ulubione żonkile!
Jeszcze dwa dni temu góra Artura pokryta była śniegiem, a dziś zieleń trawy przywoływała świeżość i optymizm..
Za dwa dni minie dokładnie rok od dnia kiedy złamałam nogę - to już rok, a przecież nadal odczuwam skutki tego niefrasobliwego upadku.. niebywałe, ale to właśnie to zdarzenie miało wpływ na to, iż zaczęłam prowadzić mego bloga.. pomimo mojej ograniczonej aktywności ruchowej - miniony rok był, niezwykle bogaty.. czasem trudny, nawet bardzo, jednak zawsze towarzyszyły mu piękne chwile!
Poznałam tak wiele serdecznych osób... pomimo tego, iż nie wyruszyłam w wymarzoną podróż dookoła świata!
Cieszę się, że jesteście i że ja mogę Was odwiedzać (choć przyznam, że czasu ostatnio mam na to bardzo mało.. tym niemniej zawsze powracam do Was z przyjemnością.. nawet jeśli nie pozostawiam po sobie żadnego śladu..).
...Właśnie spojrzałam w niebo - niebywałe jak szybko i nagle dzień zakończył swój bieg, a noc otuliła świat!
Na horyzoncie jaśnieje księżyc - jest taki szczuplutki.. a mimo to zniewala swoim czarem...
Pomyślałam, jakże niezwykłe jest to, iż w tym samym czasie wiele bliskich mi osób może spoglądać w niebo z równie głębokim zachwytem - a to oznacza, iż mimo odległości łączy nas magiczna więź..

Wierzycie w cuda? takie małe, codzienne, które przytrafiają się nie spodziewanie!

Ja przed chwileczką zostałam zaskoczona dwoma!
Po powrocie do domu, byłam tak zmęczona, iż leżałam przez dłuższą chwilę wtulona w ciepły koc i myślałam o tym jakie to smutne, że nie posiadam wystarczająco dużo sił, energii i czasu, aby realizować to wszystko czego pragnę... poza tym strasznie zaniedbałam kontakt z bliskimi mi osobami.. od kilku dni myślę o nich bardzo intensywnie - i wiecie co się stało? Przed chwileczką zadzwoniła do mych drzwi moja znajoma (dziś leżąc na kanapie pomyślałam, iż siła moich myśli musi w końcu zadziałać i może do mnie zadzwoni - ja niestety od dłuższego czasu nie mam doładowanego konta :( ... siła moich myśli podziałała - przywiodła moją znajomą tutaj w całej swej okazałości :) .. to maleńki cud.. kolejny to wiadomość od mojej znajomej - do której zazwyczaj ja dzwonię, a Ona pisze - niestety od dłuższego czasu ja nie dzwoniłam, ona nie pisała... ale właśnie otrzymałam od Niej wiadomość!
Być może to nic nadzwyczajnego, jednak dziś nabrało to dla mnie wymiaru cudu :)
Obiecałam Wam przepis na chleb... zatem dzielę się z Wami, jakże prostym a pysznym przepisem!

Chleb pełno-ziarnisty!

5 łyżek zakwasu (odłożony z wcześniej gotowego ciasta)
1kg mąki żytniej
1/2 kg mąki pszennej
4 łyżki soli (choć wydaje mi się, iż wystarczyły by 3)
1 szklanka płatków owsianych (ja dodałam musli)
1/2 szkl ziaren słonecznika
1/2 szkl ziaren dyni
1/2 szkl siemienia lnianego, sezamu
3 szklanki wody
3 szklanki maślanki
Drewnianą łyżką wyrobić ciasto. Odstawić na 12 godzin do wyrośnięcia. Następnie piec w 200*C przez godzinę.
Gotowe ciasto jest ciężkie i wilgotne, ale przede wszystkim smaczne! Przygotowując ciasto, zorientowałam się, że nie posiadam maślanki - dodałam tylko wodę, ale mimo to chleb smakuje dobrze.
Zjadamy go głównie z delikatnie solonym masłem - taki smakuje mi najbardziej, bowiem bogactwo ziaren różnorakich, staje się ucztą smakową samą w sobie!


Upiekłam również moje pierwsze muffinki :)

Miałam ogromną na nie ochotę i choć przez dłuższą chwilę nie potrafiłam dokonać wyboru, w końcu zdecydowałam się na marchewkowo - ananasowe.

Bardzo lubię ciasto marchewkowe, być może stąd ten wybór.. jeśli i Wy je lubicie - polecam również takież muffinki :)

Spiced Carrot Cake Muffins!

Przepis na 12 sztuk:

2 łyż. oleju roślinnego oraz dodatkowo odrobinę do natłuszczenia

100g mąki pszennej

100g mąki razowej

1łyż. sody

1/4 łyż. soli

1 łyż. cynamonu

1/2 łyż. imbiru

2 łyżki cukru pudru

2 białka

5 łyżek mleka (odtłuszczonego)

225g rozdrobnionego ananasa (z puszki)

250g marchwi

40g rodzynek

40g rozdrobnionych orzechów włoskich

Wszystkie suche składniki mieszamy dokładnie. W oddzielnej misce mieszamy białka, mleko oraz olej, po czym dodajemy rozdrobnionego ananasa, następnie startą na drobnych oczkach marchewkę, rodzynki oraz orzechy. Delikatnie mieszamy owocową miksturę wraz z miksturą mączną. Nie należy przejmować się jeśli masa będzie odrobinę grudkowata..

Kolejnym etapem jest przełożenie masy do 12 foremek - powinny być wypełnione w 2/3 wysokości. Pieczemy mufinki w nagrzanym do 190* C piekarniku, przez około 25 min. Muffinki muszą być zarumienione na złocisty kolor.

Upieczone, możemy przybrać masą serową :

250g serka typu philadelphia lub mascarpone

1 1/2 łyżki cukru pudru

1 1/2 łyżeczki olejku waniliowego

1 1/2 łyżeczki cynamonu

Dokładnie wymieszane składniki, nakładamy na wypieczone muffinki, posypując je dodatkowo cynamonem...

Smacznego!!!




Niedawno otrzymałam od Was kolejne wyróżnienia - czerwienię się jak mała zawstydzona dziewczynka.. ale jest mi równie miło, jak wówczas, kiedy moi pacjenci obdarzają mnie różnymi komplementami :)


Dziękuję Jolanno!!!


I Tobie
Matyldo bardzo dziękuję!!!

Wyróżnienia przesyłam Wam wszystkim, którzy mnie odwiedzacie i których ja odwiedzam!!!


Kończąc już moje długie pisanie, mam do Was prośbę!
Od dawna jednym z moich małych pragnień było to abyśmy mieli kota.. w środę moje pragnienie zostanie zrealizowane - będzie to maleńka słodka kotka :)
Problem polega na tym, iż zdałam sobie sprawę, że pomimo tego ,iż od tak dawna czekałam na ten moment - nigdy nie zastanawiałam się nad imieniem - myśleliśmy o kocie, ale moja koleżanka ma na wydanie kotkę!
Może Wy mogłybyście mi pomóc i macie pomysły na kocie imię... odwdzięczę się maleńką niespodzianką! :)
*Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, a ponieważ, wczoraj wieczorem nie zdążyłam dokończyć pisania przed powrotem Damiana.... dziś życzę Wam pięknego słonecznego dnia!!


środa, 13 stycznia 2010

Nocne oczekiwanie...

..Słodycz nadchodzącej nocy płynie bezwiednie pomiędzy kolejnymi minutami, kończącego swój bieg dnia..
Przemyka zuchwale wśród roziskrzonych gwiazd, by dotrzeć w cichości na dno niezbadanych głębin dusz..
Unosi swe skrzydła niczym ptak lawirujący po grafitowym niebie, po czym opada - tuląc nas swoim płynącym żarem, niczym lawa rozbudzonego wulkanu...
Z piekarnika unosi się aromat pieczonego chleba...
A ja czekam..
Czekam z niecierpliwością, bowiem jego zarumieniona skórka wygląda bardzo apetycznie..
Jutrzejszy wyjazd w góry, będzie wzbogacony pysznymi kanapkami z domowego chleba..
Tymczasem do głowy przychodzą mi wspomnienia z dzieciństwa - kiedy byłam małym dzieckiem nasi rodzice kupowali nam niezliczone ilości płyt winylowych.. z muzyka, przy której przetańczyłam z moim tatą wiele długich dni.. ale też bajek. Moją ulubioną był Piotruś Pan - słuchałam go nieustannie :)
Dziś, niczym stukot dzięcioła - dociera do mnie pamiętne zdanie - mama zawsze mówiła - nie jedzcie ciepłego ciasta!!
Niestety nie wytrzymałam.. chciałam tylko sprawdzić czy chleb jest już gotowy.. no i koniec!
Musiałam spróbować!!
Jest przepyszny!! Myślę, iż po raz pierwszy wyszedł mi tak dobry - ależ się cieszę!!
Niedawno otrzymałam zakwas od moich znajomych, a ponieważ przez ostatnie dni miałam raczej bardzo mało czasu, naprawdę obawiałam się, że zakwas będzie już za stary..
Na szczęście nie! Chleb garował 10 godzin (powinien 12, ale ja gapa zupełnie zapomniałam, a ponieważ rano wyruszamy, nie chciałam czekać do nocy).
Po powrocie pokażę Wam i podzielę się przepisem, ponieważ choć przepisów na przepyszne chleby jest tak wiele - ten powstał w kombinacji przepisu mojej znajomej oraz mojej inwencji twórczej.. muszę przyznać, że troszkę obawiałam się efektu końcowego, ale udało się :)
Bowiem, oczekiwanie moje dobiega końca - pomęczę Was jeszcze tylko troszeczkę kilkoma zdjęciami zrobionymi, kiedy śnieg zawitał niespodziewanie na ziemi szkockiej... a zimy takiej w Wielkiej Brytanii, ponoć nie było od 50 lat!!
Ja to mam szczęście :)
Zimowe impresje, tym razem na moim balkonie...
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy obudziwszy się rano - moim oczom ukazał się zasypany białym puchem balkon.
Wyglądał zjawiskowo!
A dzień wcześniej ustawione szyszki wraz z gałązkami igliwia, przybranymi odświętnie - zyskały na prawdziwie zimowej urodzie..
Nawet dynie zachwycały niecodzienną szatą!











Otacza mnie szczęśliwość niecodzienna... czy dobrze to brzmi?? Odrobinę dziwnie, tym niemniej jej ulotność sprawia, iż pragnę trzymać ją mocno w swoich szeroko rozpostartych ramionach!!
Pięknych, słodkich snów Wam życzę!!!


LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin